Robiłam dokładnie to co Chris. Kiedy Sullivan wszedł do
szopy, biegiem ruszyliśmy do drugiej strony ogrodzenia. Mój przyjaciel szybko
przeszedł przez bramę. Kiedy nadeszła moja kolej, poczułam się jak złodziej,
ale miałam z tego tyle zabawy. A może czułam się bardziej jak uczeń chuligan,
który ucieka na wagary. Kiedy byłam już na granicy, podał mi rękę i pomógł przedostać się na drugą stronę. Tak dawno nie oglądałam ogrodzenia od tej
drugiej strony. Okrążyliśmy rezydencję i wkroczyliśmy do lasu. Nie umiem sobie
nawet wyobrazić jaki był wielki. Trzymałam się blisko Layne’a, bo podobno już
tu był i wie którędy iść… chyba.
Znajdowaliśmy
się teraz w ogromnym buszu. To nie był zwykły las. Zupełnie mi się nie podobało
tutaj. Miałam takie wrażenie, że zaraz zjedzą mnie robale. Nigdy nie żyłam w
zgodzie z naturą. Jestem przyzwyczajona do życia w wielkim mieście. Odganiałam od
siebie te przebrzydłe komary. Layne szedł z poważnym wyrazem twarzy. Coś było z
nim nie tak. Może jednak nie wiedział którędy iść.
-
Przyznaj. Zgubiliśmy się.
-
Wcale nie.- zaprzeczył nie patrząc na mnie. Unikał kontaktu wzrokowego jak
ognia. Czułam, że ma jakiś do mnie żal, ale nie wiedziałam za co.
-
Wcześniej wchodziłeś od drugiej strony, a teraz możesz mieć problem…
-
Nie, nie uważam tak jak ty.- burknął odgarniając liście drzew.
-
Chris, powiedz o co ci w ogóle chodzi? Zachowujesz się dziwnie. To, że wstałeś
lewą nogą i się nie wyspałeś, nie znaczy, że masz się teraz wyżywać na mnie.
-
Ja się wyżywam?- uniósł się.
-
Może tak ciszej. Nie chcemy żeby nas usłyszał.- zapadła cisza, której długo nie
zdzierżyłam.- To powiesz mi o co ci chodzi?
-
A może chcesz porozmawiać o tym po pracy, bo nie wiem czy wiesz, ale w tej
chwili prowadzimy śledztwo, a ty mnie rozpraszasz. Ciągle zrzędzisz na owady i
gadasz mi nad uchem, że się zgubiliśmy, a jesteśmy tu dopiero od dziesięciu
minut. Więc radziłbym profesjonalnie do tego podejść i zająć się tym co
najlepiej ci wychodzi.- odpowiedział sucho. A mnie zamurowało. Nie wiedziałam
co o tym myśleć. Jednak to poskutkowało, bo się zamknęłam.
Christopher
się jednak nie pomylił, ponieważ po jakimś czasie naszym oczom ukazała się
stara leśniczówka. Uprzedził mnie jednak, że nie ma w niej czego szukać. Od
Hendersona dowiedział się, że nie ma tam nic ciekawego. Był to zwykły kącik myśliwski
Pana Schmidt'a. Jednak moja ciekawość ciągnęła mnie do tej dość sporej chatki.
Podbiegłam do drzwi i nacisnęłam na klamkę. O dziwo, były otwarte. Chrisa też
to zaskoczyło. Teraz to i on był ciekawy co jest w środku. Na palcach weszliśmy
do środka. Podłoga z drewnianych paneli skrzypiała pod naszymi stopami jakby
pod nimi znajdowała się pusta przestrzeń. Wszędzie było brudno. Na ścianie
wisiały głowy martwych niedźwiedzi co mnie zniesmaczyło. Baaardzo ciekawe
hobby. Co mnie zaintrygowało na stoliku leżał talerz z takiej samej zastawy, z
której jemy codziennie posiłki. W dodatku okruszki oraz resztki wydawały się na dość świeże.
Nagle usłyszałam dziwne szmery. Nie mogłam do końca zlokalizować skąd pochodzą,
ponieważ były jakby takie… przytłumione.
-
Chris? Słyszysz to samo co ja?- spytałam.
-
Nie… A powinienem?
-
A co Państwo tu robicie?- z drugiego pomieszczenia wyjrzał do nas Henderson.
-
A ty? Pan?- szybko się poprawiłam. Po tym co zaszło między nami, a raczej co
mogło zajść, nie chciałam mieć z nim już nic do czynienia. Być może jego
obecność tu jest spowodowana tym, że szukał tego majątku, o którym mi Layne
opowiadał.
-
Co tu się dzieje?- w wejściu do chatki stanął Sullivan.
-
A Pan co tu robi?- wybałuszył oczy mój pomocnik.
-
Zauważyłem w oknie od szopy Państwa jak przez ogrodzenie przechodzicie, więc
poszedłem Państwa śladem. Przepraszam za szpiegowanie, ale byłem ciekawy co
detektywi mogli robić poza terenem rezydencji skoro sami innych przed tym przestrzegają…
-
Was wszystkich tu nie powinno być.- powiedział Henderson.- To jest moja sprawa
i sam muszę to zrobić. Ktoś tu był. Jak chciałem włożyć klucz, to drzwi były
już otwarte.
-
To musiał być Brown.- pomyślałam na głos.
-
A skąd Pan ma klucz?- zdziwił się ogrodnik. Brunet mu nie odpowiedział. Zwrócił
się raczej do mnie.
-
Być może pomógł sobie tym łomem, bo chyba go zapomniał.- Logan wziął do ręki
łom, który przyniósł z pomieszczenia, w którym wcześniej przebywał.- Skąd go
miał?
-
O rany…- skrzywił się Sullivan.- To jest mój łom. Dałem go Terencowi. Nie
chciał mi powiedzieć do czego są mu potrzebne te narzędzia, ale dałem mu je,
ponieważ też chciałem być pomocny tak jak on dla mnie kilka razy. Ale on
przecież nic złego by nie zrobił.- dodał.
-
Co Pan jeszcze mu dał?- spytał Layne.
-
Prócz łomu to śrubokręt i łopatę.- odpowiedział.
-
Łopatę?- powtórzył Logan wybiegając z leśniczówki.- Trzeba go szybko znaleźć!
Próbowaliśmy
nadgonić jakoś Hendersona, ale biegał bardzo szybko. Miałam na sobie zwyczajne
wygodne obuwie, więc nie było mi ciężko. Ostatni za nami biegł Sullivan. Potem
zwolnił, chyba się zmęczył.
-
Tam go widzę!- zasygnalizował Chris wskazując palcem na polanę.
-
Aha!- wrzasnął Logan przyłapując starego mężczyznę na gorącym uczynku. Kiedy
nas wszystkich zobaczył, zbladł na twarzy. Spojrzał pytająco na Sullivana, ale
ten tylko wzruszył ramionami. Lokaj puścił łopatę, która po sekundzie padła na
ziemię. Wykopał już spory dół, a w nim chyba coś było…
-
To wcale nie tak.- zaczął się tłumaczyć.
-
Jak nie tak? A jak wytłumaczysz to co widzę, ha?! Chciałeś zakopać kotleta z
wczorajszej kolacji i przypadkiem natrafiłeś na to?- wściekły Henderson wyjął z
dołka czarną walizkę. Otrzepał ją z ziemi, a następnie rękę wytarł o jeansowe
spodnie.
-
Przepraszam, ale nie miałem innego wyjścia. Mam kłopoty finansowe, zadłużenia.
Dotknęła mnie zła passa. Wiecie Państwo, że obstawiam w wyścigach konnych.
Zawsze dobrze mi się wiodło, ale teraz… aż żal mówić.- kiedy tak się tłumaczył,
zauważyłam kąta okiem jak Logan potajemnie odkleja jakąś kartkę od walizki i
wkłada ją do kieszeni.- Nie miałem od kogo pożyczyć.
-
Nie mógł Pan poprosić Pana Kendalla o pożyczkę?- zadał mu pytanie Chris.
-
Nawet bym nie umiał. To tak głupio brać od szefa pieniądze. W dodatku Pan
Schmidt ma teraz swoje problemy. A kiedy przypadkiem podsłuchałem Pana i Pana
Hendersona to znalazłem nadzieję. Wkradłem się podczas śniadania do jego
sypialni i przestudiowałem mapę. Potem poprosiłem Kaydena o pomoc. Nie chciałem
zabierać wszystkiego. Tylko tyle ile było mi potrzebne…
-
Czyli ile?- spytałam.
-
Pięć tysięcy dolarów.- odpowiedział ze spuszczoną głową.
-
Wie Pan co?- podszedł do niego bliżej Logan.- Trzeba było pogadać o tym ze mną
to bym Panu dał te pieniądze.
-
Serio?- zdziwił się wyraźnie.
-
Gdyby Pan Schmidt żył z pewnością by tak postąpił. Tylko jest jeden problem.
Walizka jest zamknięta, wiec mogę to zrobić dopiero gdy ją otworzę. A na razie
lepiej będzie jak wszyscy wrócimy do rezydencji przed śniadaniem zanim ktoś się
spostrzeże, że nas nie ma.
Wszyscy
przyznaliśmy mu rację. Brown wziął się za zasypywanie z powrotem dołka. Wkrótce
wróciliśmy do ogrodu niepostrzeżeni. Kamerdyner odniósł narzędzia do szopy.
Sullivan chciał już się wziąć za usuwanie trawy ze ścieżek, ale najpierw Layne
go zawołał. Nasza piątka stanęła w kółku.
-
Mam rozumieć, że zapominamy o tym co widzieliśmy?- spytał ogrodnik.
-
Tak. Obiecajmy sobie, że to do czego doszło zostanie tylko w tym kręgu. Nikt
więcej nie powinien się o tym dowiedzieć. I kończymy ze spacerami do lasu póki
sprawa się nie rozwiążę. Panie Henderson, Pana to szczególnie się tyczy.-
powiedział Chris.
-
Ja już swoją misję wypełniłem.- klepnął walizkę.
-
To mogą się Państwo już rozejść.- po tych słowach ogrodnik zabrał się za pracę,
a Terence wrócił do domu żeby zdążyć pomóc Martinez w jadalni.
-
Niech Państwo pójdą ze mną.- poprosił nas brunet. Szedł z tą zdobyczą tak jakby
tam była co najmniej bomba i szykował się na atak terrorystyczny. Weszliśmy po
schodach na trzecie piętro do jego sypialni. Zamknął za nami drzwi, a następnie
położył walizkę na biurku.
-
To po co nas Pan tu sprowadził?- spytałam.
-
Kiedy będę otwierał ją, przydaliby się świadkowie, którzy potwierdzą, że nie
zabrałem stąd niczego co do mnie nie należy.- byłam pod wielkim wrażeniem tak
uczciwego człowieka. Wyjął z kieszeni kartkę, którą wcześniej odkleił.
-
Co to jest?- skinął głową Layne w stronę tego co trzymał w ręce.
-
Wskazówka jak otworzyć walizkę. Ahh… same znalezienie to nie była już wystarczająca
zagadka?- rozwinął papier.- Moje ostatnie
słowa otwierają walizkę.- przeczytał.- Wow, naprawdę wiele mi to mówi.-
zironizował.
-
Słowa? Przecież potrzebne są cyfry.- pomyślałam na głos.
-
Pan był przy jego śmierci.- zaczął Layne.
-
Tak, ale to się nie zgadza.- przerwałam mu.- Najpierw przecież zakopał walizkę,
a potem umarł. Kiedy dostał zawału nie powiedział przykładowo 1257…- podniosłam
się. Tak mi się lepiej myślało. Zaczęłam chodzić w kółko.- Zacznijmy od
początku. Potrzebujemy czterech cyfr. Raczej nikomu tego nie powiedział innemu
skoro powierzył tą sprawę Panu, ale nie ma Pan przecież pojęcia o co chodzi. Co
on sobie myślał gdy pisał tę wskazówkę?
-
Że musiał pewnie wcześniej gdzieś zapisać ten kod.- odrzekł Layne.- I był
pewny, że Pan jest taki mądry i na pewno odnajdzie rozwiązanie.
-
Zajęłoby mi to z pewnością sporo czasu, dlatego proszę o pomoc.- odpowiedział.- Przecież nie podważę walizki łomem. Widzę przecież, że to była jego służbowa walizka. To pamiątka...
-
Zatem te ostatnie słowa…- kontynuowałam.- Nie muszą być dosłownie ostatnimi
słowami. To musi być miejsce gdzie zapisał ten kod i wiedział, że to będzie to
akurat ostatnie miejsce. Ostatnie słowa jakie mógłby zapisać.
-
No przecież!- ożywił się Chris.- Chodzi o testament. Ostatnie słowa, ostatnia
wola i prośby… A jeśli chodzi o cyfry to musi być to kod seryjny testamentu.
Być może cztery ostatnie cyfry to właśnie kod do walizki.
-
No tak!- przyznałam mu rację.- A w telefonie masz zdjęcie testamentu.
-
Z tego co pamiętam to nie mam numeru dokumentu, ponieważ mi się uciął gdy
robiłem zdjęcie, nie zmieścił się. Chciałem zrobić drugie, ale padła mi
komórka. Dlatego numer zapisałem oddzielnie na kartce. Wiedziałem, że kiedyś
może mi się to przydać.- uśmiechnął się.
-
Czyli wkradli się Państwo do tego gabinetu?- podsumował nas Henderson.
-
A czy to teraz ważne?- spytałam.- I ani słowa Panu Kendallowi.- zagroziłam mu
palcem, a on natychmiast przytaknął.
* Jeszcze jeden rozdział i będzie 30 :) Ale jeszcze 10 i koniecNie chce mi się nic pisać. Ostatni omam takiego lenia, że hej. Wybaczcie za to. Zachęcam do komentowania, a jeśli ktoś czyta naszego bloga z Betty to znajdzie tam kolejny rozdział --> ninasimons.blogspot.com
No i do piątku oczywiście :)
Jak wchodzilem w rozdział to nie było żadnego komentarza AE pewnie jak dodam swój to powyżej bd kom Beci. Juz ja dobrze to wiem bo zawsze tak jest :D
OdpowiedzUsuńCo do tekstu. Ale ten Chris mądry! Pogratulować Larze takiego partnera ;) Logan okazał się taki dobroduszny dla Browna... Ten Logan zaskakuje na każdym kroku. Chyba ze tylko tak powiedział a jak juz otworzy walizkę to spierdoli i tyle go widzieli. Miedzy Larra a Chrisem nadal jest neciekawie. Teraz to on jest chłodny i opryskliwy. A ona próbuje złapać kontakt. Ciekawe czy jej się uda. Może teraz ona jemu wygranie albo wygrana sb na wzajem ? Takie tam moje dumania ;)
Jeszcze tylko 10.... To tak jak u Cb i Betty. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy.... Ajjj.... Szkoda :( Bd tęsknić. Jeszcze tylko dziesięć tygodni a potem FTS R.I.P.... Na zawsze w mej pamięci. ;*
HA HA HA HA HA! JEDNAK BYLEM PIERWSZY! :D
UsuńA teraz pora na taniec zwycięstwa :)
Ooo Chris mnie wyprzedził z komentarzem. No nie może być. Ale niech się cieszy :)
OdpowiedzUsuńLogan chyba jeszcze nie raz nas zaskoczy. Taki uczciwy... Brawo dla Layne'a za pomysł jak otworzyć walizkę.
A faktycznie. Na obu blogach zostało nam po 10 rozdziałów. Chyba skończymy w tym samym tygodniu. Już wiem czemu wzięłaś Chrisa jako partnera Larry. Jest bardzo spostrzegawczy ;) Super rozdział
No właśnie. Nasze blogi zakończą się na początku grudnia. To smutne...
UsuńWyczuwam zamianę ról tak jak Chris. Layne jest teraz zimny i oschły, a Larra ciągnie go za język i chce być miła. A wszystko przez friendzone. Pewnie zdał sobie sprawę, że wszystko jest stracone i nie ma sensu ciągnąć dłużej tej żałosnej próby zdobycia jej serca. Za to Larra jest happy, bo zdobyła przyjaciela. Chce posmakować tego dziwnego nowego przyjacielskiego towarzystwa, a on nie chce. Nie wychodzi im bycie przjaciółmi najwyrażniej. Szczerze to najbradziej pokręcony duet jakikolwiek znam. Ich relacje są skomplikowane. Ciekawe co bedzie dalej. A Logan jest nadal dla mnie wielką zagadką tego opowiadania. na początku detektywi zwracali uwage na każdego podejrzanego, a teraz ostatnio Logan. To musi miec jakiś związek takie odejście od reszty bohaterów. Mimo, że dużo sie wokół niego dzieje to mam prawie pewność, ze on nikogo nie zabił. Prócz tych wszsystkich zwierzątek. Myszy polnej, kota Rudzielca i niedżwiedzia, którego trafił wiatrówka po pijaku. Nie wiem co powiedziec o lokaju. Jest bardziej podstępny niz myslałam, no ale cóż. Bywa. Świetny rozdział. Została już tylko dyszka. Jeszcze nie czuję końca. Dla mnie to początek :D
OdpowiedzUsuńDobra, zupełnie nie wiem do czego zmierzasz. Co ten Chris sobie pomyślał? "Dobra, gramy w Hot&Cold. Teraz, jak jesteś chętna, to ja będę oziębły. Sama tego chciałaś, Larra!" Ja wiem, jak głupio to brzmi, ale akurat przypomniała mi się ta piosenka. Zdałam sobie sprawę, że twoje opowiadanie jest jak końcówki sezonów Teen Wolfa. Musze oglądać pięć razy, żeby się pokapować o co biega. No cóż... Nie mam już weny na komentarz. Rozdział świetny. Czekam na nn! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJuż nic nie rozumiem, pogubiłam się. Sprawa dotyczyła zabójstwa Państwa Schmidt, a teraz jakieś tajne schadzki po lesie.. Oj nie wiem co o tym myśleć, Ale rozdział świetny ! ;D.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, no i na rozwiązanie zagadki :).
Spokojnie. Wkrótce się trochę wyjaśni a w głowie rozświetli :) Tutaj jest tak, że zanim znajdą rozwiązanie zagadki morderstwa, wpadają na różne inne zagadki ;)
UsuńWłaśnie. Zgadzam się z Lisą. Też się trochę pogubiłam. Jak na razie dowiedzieliśmy się, że Ciara zabiła Amandę, a Maslow spał z panią Schmidt! co mnie bardzo rozbawiło XD a teraz? Ok. Terenc chciał ukraść kasę, aby spłacić długi, ok, ale co jest takiego w środku, że nagle sprawa krąży wokół walizki, a nie śmierci pani i pana Schmidt??? Chyba, że coś nie zrozumiałam. ... Kurdę, już nie wiem. Dobra. Poczekam za kolejnym rozdziałem i obczaję o co chodzi.
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :*************
Pozdrawiam Stelss :************
Zgadza się. To zagadka morderstwa, ale jak mówiłam wcześniej, w międzyczasie są też inne wątki. Wolałabym jednak nie tłumaczyć nic dalej żebyście się czegoś domyślili. Sprawa też krąży wokół testamentu, który poniekąd jest kluczem rozwiązania zagadki tylko detektywi nie potrafią jeszcze z niego czytać :)
Usuń