piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział V - Przesłuchanie trzecie – Carlos i Ciara

Patrzyłam na twarz Layne’a po tym jak opuścił nas Maslow. To, co nam powiedział, pozwoliło nam wynieść pierwsze podejrzenia. Nie oznacza jednak w stu procentach, że zrobił to Terence mimo, że dowody i świadkowie są przeciwko niemu. On niósł tacę z zatrutym winem i z tego co mówił Maslow, on dostał do dłoni nóż, którym potem zabito Panią Schmidt. Wyszłam na chwilę z gabinetu, aby sprawdzić czy rzeczywiście James został na miejscu i nie uciekł. Wychyliłam się przez barierkę i zauważyłam go siedzącego na korytarzu. Czytał jakąś książkę w zielonej okładce. Poskoczyłam w miejscu gdy ktoś złapał mnie od tyłu za ramię.
- Boże… nie strasz mnie tak.- złapałam się za serce, a Chris się tylko zaczepnie uśmiechnął.
- Aż tak strasznie wyglądam?- zażartował dotykając swojego policzka.- Przepraszam. Chyba pójdę poprawić makijaż… A teraz tak na serio. Nad czym tak teraz główkujesz?
- Nad niczym. Patrzę tak sobie na Maslow'a. Myślisz, że mówi prawdę? Czytał książkę podczas imprezy? Bo teraz patrzę na niego i myślę, że wszystko jest możliwe. I jeszcze ten nóż…
- Potem nad tym pomyślimy. Pena właśnie tu wchodzi po schodach.- powiedział mi na ucho. Zaprosiliśmy Latynosa do środka gdzie dostał standardowe pytanie od Christophera.
- Nazywam się Carlos Pena. Mam dwadzieścia pięć lat. Mieszkam tutaj obok. Jestem jedynym sąsiadem. Pracuję jako trener, a w wolnym czasie jestem też fotografem.
- Skoro jest Pan sąsiadem to z pewnością dużo Pan wie co się w tym domu dzieje, prawda?
- Mniej więcej…- odpowiedział.
- Czy zauważył Pan coś podejrzanego w tym domu i okolicy w dniu zamordowania Pani Schmidt?
- Podejrzanego…- powtórzył pod nosem. Nagle zabłysły mu oczy. Wyglądał jakby sobie coś przypomniał, ponieważ drgnął lekko ruszając ustami. Potem jednak uspokoił się i podniósł na nas wzrok.- Nie… Nic takiego nie widziałem.- pokręcił głową.
- Jest Pan pewien?- dopytałam na wszelki wypadek, bo byłam pewna, że jednak coś wiedział.
- Tak.- przytaknął. Byłam bezsilna. Nie mogłam przecież go do niczego zmusić. Jednak postanowiłam, że jeszcze wkrótce do tego wrócę.
- W takim razie proszę powiedzieć co Pan robił o dwudziestej trzydzieści dnia dziesiątego września.
- Trochę ciężko będzie mi to określić, bo nie mam wyczucia czasu…- podrapał się po głowie.
- Proszę spróbować.- podparłam głowę. Zerknęłam kątem oka do notatek Chrisa i przeczytałam: Podejrzany świr, żyje w swoim świecie. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- No to tak… Terence otworzył mi drzwi. Przyszedłem spóźniony przez moją pracę, usiadłem sobie na kanapie, a potem rozmawiałem z Ciarą oraz Amandą, która zniknęła gdzieś w ogrodzie, a wróciła potem z Kaydenem. Potem już nie miałem okazji z nią rozmawiać…- rozmarzył się. Ja z Chrisem spojrzeliśmy na siebie spojrzeniem typu WTF?! Nie wiedziałam jakie alibi jest gorsze. Książka Jamesa czy to co przedstawił Pena. Tak mi się zdaje, że Layne dopisał mu brak alibi.
- A co Pan zrobił kiedy zgasło światło?- dopytał mój partner.
- Powiedziałem: O rety! Gdzie jest światło?- siłami się powstrzymywałam żeby nie wybuchnąć śmiechem. Nigdy, ale to przenigdy nie przesłuchiwałam nikogo takiego jak Carlos Pena i zapamiętam go sobie na zawsze. Chrisowi opadła tylko szczęka i patrzył się na niego jak na ostatniego debila. Muszę przyznać, że w tym domu są same ciekawe osobowości. Nie wiedziałam czy mówi serio czy robi sobie żarty. Po tym jak doszłam do siebie, kazałam mu kontynuować.- A potem wstałem i potknąłem się o fotel. Następnie usłyszałem huk.
- Huk?- a to już mnie bardziej zaciekawiło.
- Tak, huk. W tle leciała muzyka i jak się spytałem czy ktoś też to słyszał, nikt nie potwierdził.- i tak od śmiesznego Carlosa dowiedzieliśmy się czegoś ważnego. Ten dźwięk mógł mieć coś wspólnego z tym wszystkim. Skoro tylko on go słyszał, był ważnym świadkiem.
- Podejrzewa Pan kto mógł zabić Pańską sąsiadkę?
- Myślę, że to był Kayden.- powiedział.
- Ten ogrodnik?- zmrużyłam oczy.- Dlaczego?
- Nie wiem. Po prostu tak myślę…- zaczął błądzić źrenicami po wyposażeniu pomieszczenia. Nie ma dowodów na to, że zrobił to ogrodnik, a mimo tego go oskarża. Czy coś zaszło między nimi? Będę musiała to jeszcze zbadać.
- Dlaczego nie mając dowodów oskarża Pan człowieka? Jest coś o czym powinniśmy wiedzieć?- wtrącił Christopher. Pena natomiast skrzywił usta i wzruszył ramionami. Nie miał nam nic do powiedzenia.
- Czy mogę już iść?- spytał.
- Tak. Mógłby Pan poprosić teraz kolejną osobę?
- Mógłbym…- otworzył drzwi.
- I jeszcze jedno.- na moje słowa zatrzymał się w drzwiach.- Jeśli Pan sobie jednak coś przypomni to proszę się do mnie odezwać, dobrze?- Latynos przytaknął głową i opuścił gabinet.- Dziwny facet.- podsumowałam głośno.- W dodatku jestem pewna, że on coś wie.
- Albo się kogoś boi albo nie chce powiedzieć. Możliwe, że nie jest czegoś pewien lub chce to zatrzymać dla siebie. Być może jest w coś wplątany.- zasugerował Chris.

Naszą burzę mózgów przerwało nam pukanie do drzwi kolejnej osoby. Piękna kobieta wychyliła głowę i gdy zobaczyła, że jesteśmy w środku, pozwoliła sobie wejść. Pokuśtykała do fotela, a następnie usiadła z lekkim trudem na nim próbując znaleźć sobie wygodne miejsce. Była taka drobna oraz delikatna jak kruszynka. Wyglądała jak przestraszony anioł. Grzecznie czekała na nasze pytania. Tym razem ja ubiegłam Chrisa i zapytałam o jej osobę.
- Jestem Ciara Mandez. Mam dwadzieścia dwa lata. Amanda jest moją przyjaciółką jeszcze z liceum. Pracuję jako modelka.
- Mhm… no dobrze.- westchnęłam. Wydawała mi się zupełnie normalna.- Proszę na początek powiedzieć co Pani robiła o dwudziestej trzydzieści w dniu zabójstwa Pani Schmidt.
- Dokładnie nie wiem co robiłam o tej godzinie, ale chyba rozmawiałam z Carlosem, ponieważ Pan Maslow nie był skory do rozmowy odkąd nie wziął do ręki jakiejś książki. Logan i Kendall wrócili mokrzy z ogrodu i kazali Kaydenowi naprawić zraszacz. Potem Logan i Maslow gdzieś poszli. Następnie do salonu wrócił sam Maslow. Ja tylko to wszystko obserwowałam.
- A proszę nam powiedzieć dlaczego Pani kuleje?- intrygowało mnie od samego początku i nie mogłam się powstrzymać, aby nie zadać tego pytania.
- Schodziłam wtedy ze schodów… kiedy była ta impreza. Wywaliło korki i było tak ciemno, że się potknęłam i spadłam.
- A co Pani robiła wtedy na górze?- wtrącił Christopher.
- Hmm… Amanda miała mi coś pokazać u siebie w sypialni.
- Co to było?
- A czy to ważne?
- Być może. Proszę odpowiedzieć.
- Zdjęcia. Nadzwyczajne zdjęcia. Carlos jej zrobił sesję. On ją bardzo lubi…
- Co to znaczy bardzo lubi?- dopytał.
- Jak państwo będą na dole to proszę się mu przyjrzeć jak on na nią patrzy. To wystarczający dowód.- założyła ręce. Nie wiedziałam o co by tu jeszcze ją zapytać. Spojrzałam na Chrisa.
- Jak Pani sądzi…- zaczął.- Kto mógł to zrobić?
- Na pewno nie ja.- uśmiechnęła się niewinnie.- Jednak gdybym miała już kogoś podejrzewać to… Nie jestem pewna, bo dobrze znam Logana, ale nie było go długo kiedy to się stało. Nikt nie widział jak wychodzi do domu. A potem nagle wraca po tym wszystkim… Jest to dziwne. Nie mówię, że go oskarżam.
- A to bardzo ciekawe.- ożywił się Chris. Znów pojawił się taki błysk w jego oku. Czyżby on chciał udowodnić mu winę? Aż tak się na niego nakręcił? Będę musiała przywrócić go do porządku.
- To już wszystko, dziękujemy.- powiedziałam i odprowadziłam wzrokiem kuśtykającą kobietę do drzwi.
- Została nam jeszcze służba do przesłuchania.- poinformował mnie Layne. Ja za to podeszłam do niego i zdzieliłam go w głowę.
- Aua!- zmarszczył brwi i złapał się za głowę w miejscu, w którym go uderzyłam.- A to za co?
- Przyrównuję cię do porządku.- założyłam ręce.- Zostaw tego Hendersona w spokoju. Rozumiesz? Nie mówię, że jesteś złym detektywem, ale nigdy nie widziałam u ciebie takiego braku profesjonalizmu. Znasz zasady. Bez dowodów się nie wychylaj. A to czy prywatnie żywisz do niego jakieś złe emocje zostaw po pracy, bo niestety teraz w pracy jesteś.- zmroziłam go spojrzeniem.
- No dobrze…- jęknął jak małe dziecko.- W końcu jestem tylko twoim pomocnikiem w tej sprawie… Moim obowiązkiem jest tobie pomagać…
- To dobrze, że sobie wszystko wyjaśniliśmy.- uśmiechnęłam się.


*Christopher*

Być może Larra miała rację. Nigdy się tak nie zachowywałem. To, że Henderson zrobił na mnie takie a niezbyt udane pierwsze wrażenie nie oznacza, że to on musi być X. Trzeba wrócić na ziemię i zająć się tą sprawą. Jeśli Larra chce, abym go sobie odpuścił to tak zrobię. Jednakże gdy mi się nawinie jeszcze raz, to mu tego nie daruję. Udowodnię jej jednak, że jestem dobrym detektywem. I kiedy uśmiechnęła się mówiąc, że dobrze jest gdy sobie wszystko wyjaśniliśmy, poczułem się lepiej. Nie miała do mnie już żalu. Czułem jakby moje grzechy były przez nią odpuszczone. Muszę się postarać bardziej o jej względy…

Ale z kolejnym przesłuchaniem doszli nam kolejni podejrzani. Przed nami jeszcze służba, czyli ogrodnik Kayden, Dora i oczywiście Terence. Chciałbym wiedzieć jak się wytłumaczy z tego noża. Co Kayden ma wspólnego z Panem Pena? I co ma do powiedzenia tajemnicza Dora, o której nic na razie nie wiem prócz tego, że od lat jest tu gospodynią. Przekonam się o tym już wkrótce…





* Za nami kolejne przesłuchanie. Jeszcze tylko jedno i się zacznie akcja :) Jakoś tak wyszło, że dodałam dziś rozdział ( pomimo że ostatni dodałam w środę, ale musiałam, a ten jakoś mi się tak nie podoba. Jednak mam co świętować)
Z okazji nominacji do LBA, pierwszego tysiąca wyświetleń i tego, że dziś zaczynan wakacje, wstawiłam kolejny :)

PS Jest nowa zakładka ;)


środa, 23 kwietnia 2014

Rozdział IV – Przesłuchanie drugie – Logan i James

Sprawa wydała się bardziej zawikłana niż sądziłam. Nie dość, że ktoś wbił w jej ciało nóż cztery razy, to do tego ten ktoś podtruwał ją od tygodnia. Nie wiem co o tym myśleć. Kilka pomysłów przychodzi mi do głowy. Ten X ( bo taka nazwałam podejrzanego) nie należał do cierpliwych osób i zamiast czekać aż całkowicie ją otruje, zadźgał ją nożem. Druga opcja jest taka, że było ich dwóch, dwóch X. Jeden ją podtruwał, a drugi X ją zabił. Mogli razem współpracować albo działać oddzielnie. Coś mi się wydaje, że szybko tego nie rozwikłamy. Po tym jak przesłuchamy wszystkich, będziemy musieli rozejrzeć się po rezydencji. Może wpadniemy na jakieś tropy.

Następny gość zapukał do drzwi. Opanowany i już na luzie Henderson zasiadł wygodnie na fotelu. Zanim zdążyłam cokolwiek do niego powiedzieć, wyjął telefon z kieszeni.
- Przepraszam, ale to moja znajoma.- wyjaśnił. Szybko coś wystukał na dotykowym wyświetlacz, a następnie schował telefon do kieszeni spodni.- Nazywam się Logan Henderson. Mam dwadzieścia pięć lat. Przyjaciel domu. Pracuję w agencji nieruchomości Pana Schmidt’a. Lubię koszykówkę…- powiedział jakby recytował.
- Bardzo ładnie.- zironizował Layne świdrując go wzrokiem, ponieważ Logan przewidział jego pytanie albo najwyraźniej Schmidt już zdążył mu powiedzieć, że o to pytają. Henderson uśmiechnął się uroczo w moją stronę.
- Dlaczego taka młoda i piękna kobieta zajmuje się takimi rzeczami jak śledztwo w sprawie morderstwa?- spytał.- Ile ma Pani lat? Chyba nie jest to tajemnica.
- Tyle co Pan, ale przejdźmy do sprawy, dobrze?- trochę wybił mnie z tropu. Kiwnął głową zawiedziony.- Proszę powiedzieć co Pan robił…
- Ekhem…- chrząknął Henderson.- Nie lubię jak się do mnie mówi Pan. Czuję się wtedy tak staro. Proszę mi mówić po imieniu.
- Jak Pan chce…znaczy jak chcesz.- poprawiłam się szybko.- No to co Pan wtedy robił?- znowu się tak zwróciłam i zagryzłam wargę, ale nie wypomniał mi tego tym razem.
- Najpierw zjadłem kawałek pysznego ciasta Pani Schmidt. Gdy zjadłem, nadrabiałem z Kendallem czasy, w których się nie widzieliśmy. Zmoczył nas zraszacz, więc wróciliśmy do domu. Potem wywaliło te korki i chciałem jeszcze znaleźć Kendalla, bo zapomniałem mu coś powiedzieć, ale go nie znalazłem, więc pojechałem do domu. Gdy byłem już na miejscu, dowiedziałem się o tej tragedii…- pokręcił głową.- Wróciłem się wesprzeć moich przyjaciół. Bardzo lubiłem Panią Schmidt. Piekła dla mnie bardzo dobre ciasta. Aż żal było ich nie zjadać.
- Nie rozmawiamy teraz o ciastach.- wtrącił Layne.
- Szarlotka była najlepsza.- kontynuował robiąc mu widocznie na złość.- Pieczenie to było jej hobby. A Pani? Jakie jest Pani hobby?- chyba mi się zdawało albo on mnie nadzwyczajnie w życiu podrywał. Spojrzałam na Christophera. Widziałam, że patrzy na niego wzrokiem zabójcy. Od pierwszego wejrzenia się nie polubili.
- Rozwiązywanie łamigłówek to moje hobby.- oznajmiłam.- I jeśli chce Pan, przepraszam, chcesz wiedzieć to kolekcjonuję litery „L”.- nie wiem po co mu to powiedziałam. Tak jakoś samo wyszło.
- A to ciekawe.- uśmiechnął się Logan.- O co dokładnie w tym chodzi?
- Otóż o to, że nazywam się Larra Layla Lawson. Teraz już wiadomo o co chodzi? Jeszcze mam Lucy z bierzmowania. Larra Layla Lucy Lawson.
- To niebywałe. LLL, pięknie…
- Czy możemy w końcu przejść do sprawy?!- zdenerwował się Christopher.
- Ale chyba wszystko już powiedziałem.
- Nie.- zaprzeczył.- Może chce się Pan pochwalić swoją miłością do zwierząt. Ten szczur…
- Mysz polna! To była mysz!- podniósł się.
- Jeden pies.- odpowiedział. Rozbawiła mnie ta akcja, jednak musiałam mieć się na baczności.
- Logan.- przerwałam tę dyskusję.- Dziękujemy ci, możesz wyjść. Jakby co to cię jeszcze o coś zapytam.
- Dobrze. Będę czekał. Mam kogoś poprosić?
- Tak, kolejną osobę.- odpowiedziałam. On na to ukłonił się lekko i opuścił gabinet.
- Pieprzony lizus…- burknął Christopher bazgrząc w notatkach.
- No chyba nie zapisałeś tego pod jego nazwiskiem?- spytałam rozbawiona.
- Piszę to na co mam ochotę.- wytłumaczył sucho.


*Christopher*


Ten Henderson budził we mnie wszystkie skrajne emocje. Nie dość, że morderca szczurów, to może być mordercą Pani Schmidt. Z zimną krwią zakatował to zwierzę, więc z ludźmi też by nie miał problemu. Denerwuje mnie ten jego krzywy uśmieszek. Mam ochoty zdjąć mu go z twarzy i poczuć go pod swoją podeszwą. Liże dupę każdemu po kolei, aby zdobyć ich przychylność. Mi oczu nie zamydli. Myśli, że jak udobrucha Larrę to odsunie od siebie wszelkie oskarżenia, ale ja się będę miał na baczności. Niby taki sympatyczny, a za tym kryje się mroczna twarz. Coś jest z nim nie tak. Jeszcze nie wiem co, ale udowodnię, że on coś ma z tym wspólnego. Jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię. Wiem. Zachowuję się teraz nieprofesjonalnie. Zdaję sobie z tego sprawę. Będę musiał się opamiętać.

Ktoś nagle wparował do gabinetu bez pukania. To był Maslow. Nonszalancko usiadł na fotelu z miną jakby robił nam łaskę, że się tu zjawił. Gdy usiadł, poprawił sobie jeszcze marynarkę żeby dobrze się prezentować, choć nie wiem dla kogo.
- No w końcu.- powiedział.- Myślałem, że ta kolej nigdy nie nadejdzie. Proszę tylko szybko. Chciałbym jeszcze przed dwunastą wrócić do biura.
- Wyjdzie Pan kiedy to będzie możliwe.- poinformowała go moja partnerka.
- Proszę powiedzieć coś o sobie.- powiedziałem ze zrezygnowaniem.
- James Maslow, lat dwadzieścia cztery, mieszkam w centrum Seattle. Zajmuję się sprzedażą nieruchomości w firmie Pana Schmidt’a. Mam narzeczoną o imieniu Halston, która będzie czekać na mnie w domu z obiadem, ale nie przyjdę, ponieważ siedzę tutaj.
- Jest Pan nadzwyczaj nieuprzejmy.- wtrąciła Larra.
- Mówię to co myślę.- usprawiedliwił się. Wydał mi się dość konkretnym oraz bezpośrednim typem człowieka. Pewnym siebie oraz obrażonym na cały świat o to, że marnuje czas będąc w tym domu. Zachowywał się jak uczeń w piątek na ostatniej lekcji. Chciał jak najszybciej wyjść. Jednak czy praca i narzeczona to jedyna wymówka? Może bał się, że coś się wyda…
- Co Pan robił o ósmej trzydzieści?- spytała go.
- Czytałem wciągającą lekturę, którą znalazłem na stole.
- Jaki miała tytuł?- drążyła dalej.
- Nie pamiętam.- pokręcił głową.
- Ile czasu Pan ją czytał?
- A co to za różnica przepraszam?!- rozłożył ręce.
- Ponieważ kilka minut później wywaliło korki i w ciemności nie mógł Pan czytać. No chyba, że na wszelki wypadek zawsze nosi Pan przy sobie noktowizor.- zacząłem notować, że James Maslow nie ma alibi.- To jak to naprawdę wygląda?
- Kiedy zgasły światła po prostu ją odłożyłem, siedziałem i nic nie robiłem.- nie był teraz taki pewny jak na początku. Wydawał się jakby modlił się o to, abyśmy to kupili. Jego wyraz twarzy złagodniał. Nie był już taki agresywny. Coś musiał robić kiedy zgasły światła. Larra też wyglądała jakby coś przeczuwała, ale nie drążyła dalej tematu, bo Maslow by nic nie powiedział. Dobra taktyka. Zaśmiałem się pod nosem. Nie wypytywała go dalej, bo by się zorientował, że jest podejrzany i musi zacząć uważać na siebie.
- No dobrze. Jeszcze jedno proszę nam powiedzieć.- zaczęła.- Kto teraz zajmuje się firmą gdy Pański szef nie żyje?
- Ja byłem jego zastępcą, więc ja kieruję teraz firmą. A Henderson stał się moim zastępcą. Czy coś jeszcze?
- Tak.- dodałem.- Kto według Pana mógł zabić Panią Schmidt?
- To musiał być Terence.- powiedział bez namysłu.- Najpierw ją otruł, a potem nożem zadźgał. Kiedy spojrzałem na ten nóż, który leżał przy jej łóżku….- urwał.- To był ten sam, którym wcześniej kroiła szarlotkę. Potem ten nóż podała właśnie Terencowi.
- Jest pan pewien? To poważne oskarżenie.- teraz to już w ogóle nie wiedziałem co myśleć.
- Logan siedział obok mnie. Ślinił się na te ciasto, on je uwielbia. Pani Schmidt uśmiechnęła się i na naszych oczach nacięła szarlotkę, wręczyła kawałek Loganowi, potem reszcie, a następnie podała nóż lokajowi. No ślepy nie jestem. Czy to wszystko?
- Tak, teraz już tak.
- To znaczy, że mogę stąd wyjść?- upewnił się.
- Z gabinetu tak, ale nie z posiadłości. Musimy przesłuchać najpierw wszystkich i niech się Pan nie sprzeciwia.- dodałem szybko widząc malujące się na jego twarzy zdenerwowanie. Maslow burknął coś pod nosem i wyszedł trzaskając drzwiami.


Skończyłem pisać czwartą stronę w moim notatniku, po czym ciężko westchnąłem zwracając przy tym uwagę brunetki. Spojrzała na mnie pytająco z miną pod tytułem I co sądzisz na ten temat? Wzruszyłem tylko ramionami. Jeszcze połowa osób przed nami, a mi już plątały się myśli. Po tym co usłyszałem to Terence obsunął mi się na pierwszy plan. Chętnie bym posłuchał co on ma do powiedzenia w tej sprawie. Sam Maslow był podejrzanym typem, a Henderson to już w ogóle. Złapałem się za głowę. Nie byłem pewny na chwilę obecną kto jest tym X. Komu by zależało na śmierci tej kobiety? Wdowa, Pani prokurator, kobieta piecząca dobre ciasta. O co tu w tym wszystkim chodzi? Kto miał korzyści z jej śmierci? Im bardziej nad tym myślałem, tym bardziej wciągała mnie ta sprawa.





* Witajcie. W końcu wstawiłam kolejny rozdział i to szybciej niż w piątek, ponieważ uzbierałam mój próg 8 komentarzy :) Jestem trochę zazdrosna o tego bloga, bo ma więcej anonimów niż pierwszy, a stęskniłam się nimi :* Oczywiście kiedy pojawi się kolejny zależy od Was. Podobał się w ogóle ten post? Bo mnie tak :) 

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział III – Przesłuchanie pierwsze- Kendall i Amanda

Layne poprosił Kendalla o jakieś spokojne miejsce gdzie moglibyśmy z nim porozmawiać. Schmidt zaproponował gabinet ojca. Zaprowadził nas tam po schodach. Pchnął następnie wielkie drewniane drzwi, które wcześniej otworzył kluczem. Ostrzegł nas jednak przed wejściem żeby niczego nie dotykać, ponieważ po śmierci ojca chciał, aby wszystko zostało na swoim dawnym miejscu. Usiedliśmy z daleka od biurka jego ojca, przy którym umarł. Aż nieswojo się poczułam wiedząc, że w tym pomieszczeniu zginął człowiek. Zasiedliśmy do stolika gdzie najwyraźniej kiedyś jego ojciec prowadził rozmowy w interesach.
- Na początek niech Pan powie coś o sobie.- zasugerował Christopher. Takie miał metody pracy. Zawsze można było czegoś się dowiedzieć po tym co człowiek robi, czym się zajmuje.
- Jak już Państwo wiedzą nazywam się Kendall Schmidt. Mam dwadzieścia cztery lata. Ożeniłem się z Elizabeth osiem miesięcy temu. Gdy po śmierci ojca zadzwoniła do mnie matka, byłem zszokowany, że przepisał na mnie i moją siostrę ten dom.
- Dlaczego zszokowany? Jest Pan jego synem.- wtrąciłam.
- Hmm… to długa historia.- wyjaśnił krzywiąc się.
- Mamy czas.
- Pięć lat temu mieszkałem jeszcze tutaj. Wszyscy razem tu mieszaliśmy. Rodzice, ja i Amanda. Ojciec prowadził dobrze prosperującą agencję nieruchomości. To rodzinna firma jeszcze po jego ojcu, a moim dziadku. Od małego wpajał mi, że odziedziczę po nim firmę. Robił wszystko żeby spełnić swoje marzenia. Kiedy już byłem nastolatkiem, zapisywał mnie na lekcje takie jak zarządzanie firmą, finanse czy przedsiębiorstwo. Problem polegał na tym, że ja nie chciałem tego robić. Myślał tylko osobie. Nie liczył się z moim zdaniem co chcę robić w przyszłości. Tłumaczył się, że jako jego jedyny syn, moim obowiązkiem jest wzięcie na barki tę firmę, bo kobieta jej prowadzić nie może. Kiedy się dowiedział, że nie chodzę na lekcje, bo wolę śpiewać, zdenerwował się. Matka nie miała czasu łagodzić naszych ciągłych konfliktów, ponieważ ciężko pracowała jako prokurator. Wracała do domu późnymi wieczorami i nikt nie chciał jej już denerwować.
I doszło do takiego dnia, że nie wytrzymałem. Wyrzuciłem z siebie ojcu wszystko co o nim myślę. Powiedziałem też, że nie chcę tej firmy i wyjeżdżam do Los Angeles żeby spełniać swoje marzenia. Ten mi tego nie podarował. Wyrzekł się mnie i wyrzucił z domu. Miałem wtedy dziewiętnaście lat. Wtedy nie marzyłem o niczym innym jak po prostu o spełnieniu jego woli. Nie chciałem żyć pod jego dyktando. Moja matka i siostra czasem mnie odwiedzały kiedy tylko mogły. Tylko on nie przyszedł na mój ślub. Gdy się jednak dowiedziałem, że ojciec umarł, zostawiłem wszystko i wróciłem do rodzinnego domu, a Elizabeth wraz ze mną. Nie myślałem wtedy, że od pięciu lat się nie widzieliśmy i że żywił do mnie tyle nienawiści…- urwał.
- I mimo to został Pan jednak zapisany jako współspadkobierca posiadłości.
- Tego się nie spodziewałem, fakt.- pokiwał głową.
- A co się dzieje z Pańską żoną?- zapytał Layne wciąż bazgrząc w swoim notatniku.
- Nie wiem. W dniu imprezy, którą wydała moja matka, zachowywała się jakoś nieswojo. Nie brała w niej udziału. Wcześniej też była bardzo tajemnicza, ale ona nie mogłaby zabić mojej matki. Przecież ledwo ją znała. Po co miałaby to robić? Zniknęła bez śladu dzień po tym co się stało. Dzwoniłem, pisałem, nikt nic nie wie. Wyparowała jak kamfora…
- Mhm. No dobrze. To proszę powiedzieć co Pan robił dziesiątego września o godzinie dwudziestej trzydzieści.- spytałam.
- Słucham?- oburzył się.- Podejrzewa Pani, że mogłem zabić własną matkę?!
- Ja po prostu muszę o to zapytać. I zapytam o to każdego bez wyjątku. Ja Pana nie oskarżam. Jednak musi mieć Pan jakieś alibi.
- Byłem w ogrodzie się przewietrzyć. Rozmawiałem wtedy z Loganem, moim przyjacielem, z którym utrzymywałem stały kontakt. Może to potwierdzić. Jednak szybko wróciliśmy do środka, ponieważ ochlapał nas zraszacz ogrodowy. I wtedy wywaliło korki w całym mieszkaniu, więc poszedłem sprawdzić co było z nimi nie tak. Dalej nie wiedziałem już co się dzieje, bo się trochę upiłem.- wyznał.- Czy coś jeszcze?
- Wywaliło korki?- powtórzył Layne.
- Tak. Ostatnio dzieje się tak, że wieczorami gasną wszystkie światła. I to tak trzy dni z rzędu.- kiedy mężczyzna nam o tym powiedział, zaintrygowało nas to. Wykonałam porozumiewawcze spojrzenie między swoim partnerem, a ten zapisał coś szybko na kartce.- Czy to wszystko?
- Tak.- Chris podniósł nos znad swojego notesu przegryzając delikatnie końcówkę długopisu.- Według Pana… kto mógłby to zrobić?
- Szczerze mówiąc to nie wiem. Wróciłem nie dawno do domu, więc nie jestem rozeznany czy mama miała jakiś wrogów. Jest prokuratorem, więc nie zdziwię się jeśli to był ktoś nie z tego otoczenia. Nie jedną osobę wsadziła do więzienia.- zmarszczył brwi rozmyślając.
- Na razie to wszystko.- poinformowałam go.- Jak będziemy mieli jeszcze jakieś pytania to się odezwiemy. Proszę poprosić teraz swoją siostrę żeby przyszła tutaj do nas.
- Zaraz ją zawołam.- wyszedł z gabinetu.

Christopher w punktach zaznaczył informacje dotyczące Schmidt’a. Czasami spoglądał na mnie spojrzeniem pytającym czy przypadkiem myślę tak jak on. Za drzwiami słyszeliśmy jak ktoś wchodzi po schodach. Amanda bez słowa usiadła tam gdzie wcześniej siedział Kendall. Założyła nogę na nogę i niecierpliwie czekała na nasze pytania. Wyglądała teraz na jeszcze bardziej spiętą. Z nerwów bawiła się palcami u swoich rąk. Pytanie tylko czym się tak stresowała. Mną? Chrisem? A może miała coś na sumieniu. Layne zadał jej standardowe pytanie.
- Amanda Schmidt, lat dwadzieścia dwa.- odpowiedziała krótko. Nie miała nic więcej do powiedzenia na swój temat.
- Pracuje Pani?
- Nie, studiuję prawo.
- Dlaczego prawo?- drążył dalej ten temat Layne.
- Przez moją mamę. To dzięki niej zainteresowałam się tym. Uczyłam się i brałam praktyki w jej kancelarii.- po jej słowach już zaczęłam snuć pewne podejrzenia, jednak to zupełnie u mnie normalne. Zboczenie zawodowe.
- Proszę nam powiedzieć co Pani robiła dziesiątego września o dwudziestej trzydzieści.- odgarnęłam sobie włosy z oczy, ponieważ mi przeszkadzały.
- Nic…- odpowiedziała niepewnie.
- Nic? I to wszystko? Nic Pani robiła? Niech mi Pani uwierzy, że liczy się nawet najdrobniejszy szczegół.
- Bawiłam się. Czy to jest wystarczająca informacja? Przecież była wtedy impreza. A jeśli chce Pani znać szczegóły to mogę powiedzieć, że tańczyłam z Kaydenem.
- Tańczyła Pani z ogrodnikiem?- ożywił się Christopher.
- A czy jest w tym coś dziwnego? Tutaj służbę traktujemy jak członków rodziny.- założyła ręce.- Nie jesteśmy bogatą rodziną, która traktuje ludzi jak służących. No dobrze, jesteśmy bogatą rodziną, ale chyba wiedzą państwo o co chodzi. Wcale nie miałam ochoty na tańce. To był ostatni dzień żałoby, ale dałam się wyciągnąć.
- No dobrze, niech się Pani tak nie denerwuje. Wiem, że śmierć Pani ojca nie ma nic wspólnego…
- Albo i ma.- dodał Layne.
- Nie ma nic wspólnego albo i ma…- dokleiłam jego słowa do swojej wypowiedzi.- Ale niech Pani powie co dokładnie wydarzyło się tamtego dnia.
- Naprawdę muszę? Nie wie Pani jak ja to przeżywam. Oboje naszych rodziców nie żyje!- zeszkliły jej się oczy.- W tak krótkim czasie straciłam dwie najważniejsze osoby mojego życia.- podałam jej chusteczkę.- Dziękuję. Myśli Pani, że to takie łatwe mówić jak się widzi nieżyjącego już ojca tutaj w tym miejscu!- wskazała palcem na miejsce przy biurku.- Leżał twarzą do ziemi, a w pod ręką leżało pióro, które kupiłam mu miesiąc temu na pięćdziesiąte urodziny.- przyłożyła rożek chusteczki do kącika oka, aby nie rozmazać makijażu.
- Rozumiem. Niestety taka jest nasza praca i myślę, że warto się trochę przemóc i z nami współpracować jeśli zależy Pani na odnalezieniu winowajcy.
- N-no d-dobrze…
- Jeszcze jednego nie jestem w stanie zrozumieć.- znów przerwał mi Chris. On i te jego filozofie.- Kto urządza imprezę tydzień po śmierci męża?- że też ja wcześniej nie pomyślałam o tym, że jest to nadzwyczaj dziwne. Spojrzałam się badawczo przesłuchiwanej.
- Moja mama jest… była dość dziwną i zawziętą kobietą. Gdy sobie coś brała za cel, dążyła do tego, aby to osiągnąć. Była uparta oraz niegołosłowna i czy by się waliło i paliło to zawsze spełni swą obietnicę. To była rocznica ślubu i mieli zaprosić na nią najbliższych. Moja mama nie miała znajomych. Ludzie z pracy się jej bali to zaprosiła tylko Carlosa, naszego sąsiada. A tata jak jeszcze żył, mówił o tym jak chciał zaprosić dwóch swoich ulubionych pracowników. Jamesa i Logana. Mi też pozwolił kogoś zaprosić, więc zadzwoniłam do Ciary. I mimo że ojciec nie dożył tej imprezy, mama postanowiła dla niego wziąć się w garść i zrobić to z myślą o nim, bo to była ostatnia rzecz, którą chciał zrobić. Mówiła, że jego dusza nie będzie spokojna i nie pójdzie do nieba póki tak się nie stanie. Tak… wiem jak to dziwnie brzmi.- uprzedziła mój tok myślenia.
- A w jakich okolicznościach znalazła Pani już nieżyjącą matkę?
- Mama powiedziała, że źle się czuje. Od jakiegoś czasu nie jada z nami wspólnie posiłków. Terence zanosił jej wszystko do pokoju. Tam jadła i piła, sama. Piła wtedy lampkę wina. Chwila nieuwagi i wylała się na jej śnieżnobiałą koszulkę. Poszła do sypialni się przebrać. Chwilę potem wywaliło znowu korki. Kendall poszedł sprawdzić co się z nimi dzieje. Dopiero po ośmiu minutach znowu było jasno. Poszłam do mamy sprawdzić jak się czuję i zapytać czy jeszcze zejdzie na dół pożegnać gości. Leżała na łóżku nieprzytomna. Na początku nie zwróciłam na to uwagi, bo myślałam, że to nadal jest plama od wina na jej koszuli, jednak ona robiła się coraz większa. Wsiąkała z jasną pościel. Wykrwawiała się z brzucha. Próbowałam ją obudzić, ale otwierała oczu. Przerażona zbiegłam na dół i zadzwoniłam po pogotowie. W szpitalu się dowiedziałam się, że nie udało jej się uratować, a w dodatku ją otruto.- wbiła załzawione oczy w ziemię.- Terence mówił, że on tego nie zrobił. On nie ma wpływu na to co przynosi. Wszystko idzie z kuchni. Kucharki też nic nie wiedzą. Nie miałam powodu żeby nie ufać Terencowi. Pracował w tym domu zanim mnie na świecie nie było. Opiekował się mną i Kendallem jak rodzice nie mogli. Jest dla nas jak wujek…
- Czyli nie wie Pani kto mógłby to zrobić?
- Przepraszam, że o to pytam…- wtrącił znów Chris.- Ale czy rozpatrza Pani możliwość, że Pani matka po prostu popełniła samobójstwo?- na to pytanie blondynka zmroziła go spojrzeniem.
- To jest wykluczone! Zresztą przekona się Pan po wynikach abdukcji, które powinny być jeszcze dzisiaj. Moja matka nie jest samobójczynią. Nie mogłaby. Nie jest egoistką. Wie, że ma… miała mnie i Kendalla. Przepraszam, ale ja muszę wyjść.- wstała poruszona tym wszystkim i opuściła gabinet.

Layne przestał skrobać w swoim notatniku. Nie wyglądał szczególnie na przejętego tym, że sprowokował Amandę do takiego zachowania. Wstałam i podeszłam do okna. W międzyczasie ktoś zadzwonił do Chrisa. Była to krótka rozmowa telefoniczna. Wyjaśnił, że teraz jest zajęty i nie może rozmawiać. Wróciłam na swoje miejsce.
- I co ty o tym sądzisz?- spytałam go.
- Na razie nie wiem co mam sądzić, bo to co powiedziała Schmidt jest bez sensu. Abdukcja nie pokaże czy ktoś jej tego świństwa dosypał do wina czy sama sobie to zrobiła. Ponadto zapomniała o takim ważnym szczególe jak o nożu we krwi, który leżał na dywanie obok jej łóżka. Mogła wbić go sobie w brzuch, a potem mógł jej upaść. Na tym nożu były tylko jej odciski palców. Wiadomo, że ktoś mógł tak tu ułożyć żeby wyglądało na samobójstwo, ale jednak nie mamy dowodów.
- Masz rację, ale kto według ciebie jest na liście podejrzanych?
- Logan Henderson. Coś czuję, że to on.- oparł głowę o oparcie.- Zakatował szczura. To coś znaczy.
- To była mysz polna.- poprawiłam go.- Nawet jeszcze z nim nie rozmawiałeś. A tak serio?
- Ta Amanda coś ukrywa. Coś czuję, że nie mówi nam całej prawdy.
- Mnie zastanawia tajemnicze zniknięcie Pani Elizabeth. Była na tylko na imprezie, a kolejnego dnia znika bez śladu. I w dodatku tak jak mówił Schmidt, zachowywała się dziwnie.- zamyśliłam się.- Ale po co miałaby to robić?
- No właśnie ten marnotrawny Kendall.- dodał.- A może mści się na matce za to, że nie wsparła go kiedy tego potrzebował? Może miał do niej żal, że się nie wstawiła za nim? Dowiedział się, że ma przepisaną połowę domu, więc matka była jego ostatnią przeszkodą, aby ją dostać, bo taki jest warunek testamentu. Po śmierci dostaje się spadek.
- Mącisz mi w głowie, Chris…
- Lubię mącić ci w głowie.- uśmiechnął się. Znów zadzwonił do niego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i przyłożył sobie palec do ust dając mi znak, że mam być cicho. Wsłuchiwałam się w nic nie dające mi do zrozumienia słowa, z których nic nie wynikało, ponieważ ciągle mówił samo Aha, Ok, Tak… Wkrótce skończył rozmowę.
- Kto to był?- spytałam z ciekawości.
- No to już wiemy jedno. Pani Schmidt nie jest samobójczynią.- spojrzał mi w oczy.- Ktoś ją podtruwał od dłuższego czasu…



* Pierwsze przesłuchanie za nami. Co o tym sądzicie? Czy któreś z rodzeństwa Schmidt mogło zabić swoją matkę? Wkrótce drugie przesłuchanie kolejnych osób. Pomyślałam tak, aby rozdziały ukazywały się co piątek. No chyba, że zaskoczycie mnie ogromną liczbą komentarzy to pokaże się szybciej, ale na razie bądźcie przygotowani na piątki chyba, że macie własne sugestie o jakiś inny dzień. W następnym rozdziale Lawson i Layne przesłuchają Jamesa i Logana, zabójce myszy. :) Do kolejnego :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział II – Rezydencja rodziny Schmidt

Z głębokiego snu wybudził mnie alarm budzika. Grzmotnęłam go pięścią, aby zamilknął na wielki. Otworzyłam z trudnością zlepione oczy, a następnie wstałam przeciągając się. I tak zaczyna się mój pierwszy dzień jako ponowna Pani Detektyw. Wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie, a następnie pomyślałam nad tym w co się ubrać. Nie przychodziło mi nic innego jak ciemne jeansy oraz oliwkowa koszula. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i wyszłam przed dom gdzie miałam czekać na Layne’a. Zaoferował się, że podjedzie i zabierze mnie na miejsce zbrodni.

Czekałam nie dłużej jak minutę, a czarny samochód zatrzymał się przede mną. Nie znałam się na autach, jednak ślepy by nie zauważył, że był to mercedes. Przyciemniana szybka rozsunęła się i głowa Christophera pokazała mi się na oczy.
- Wsiadaj, mała.- puścił do mnie oczko.
- Wsiadam, bo muszę, a nie dlatego, że ulegam na twoje żałosne podrywy.- otworzyłam drzwi od strony pasażera i natychmiast zapięłam pas.
- I tak kiedyś będziesz moja.- powiedział uśmiechając się. To był znany tekst. Kiedy pracowaliśmy razem, nie było dnia, bez którego by do mnie przynajmniej raz nie zarwał. Owszem, Layne jest bardzo dobrym detektywem, ma dobry tok logicznego myślenia, jednak prywatnie jego charakterek działa mi na nerwy. Dlatego musiałam się przenieść. Miałam go najzwyczajniej dość. Po dwóch latach użerania się z nim, nie wytrzymałam. Nie zawsze był taki. Na początku był normalny. Dopiero później jak zapytał się o randkę, a ja odmówiłam, wziął sobie mnie za cenniejszą zdobycz. Z Miami przeprowadziłam się do Seattle, ale jak widać nie zawsze można przed kimś uciec.- To może porozmawiamy teraz skoro przy kawie nie byłaś taka chętna.- zasugerował.- Dwa lata cię nie widziałem. Co u ciebie w ogóle słychać?- ruszyliśmy w drogę.
- Po staremu. Dzień jak co dzień. Nic nadzwyczajnego…- mówiłam prawdę. Do dnia wczorajszego nie spotkało mnie nic czym warto się pochwalić. Jakby życie straciło jakąś wartość. Czasami też z tego powodu żałowałam, że opuściłam Miami, ale już było za późno by wracać się z powrotem.- A u ciebie?
- W pracy ciekawie, w życiu już nie bardzo. Wszystkie dziewczyny przede mną uciekają.- nie wydawał się jakby był tym jakoś szczególnie dotknięty. Lubił żartować ze wszystkiego.
- Nie dziwię się.- westchnęłam.
- A czy mi czegoś brakuje?- oderwał na chwile wzrok od jezdni by zobaczyć mnie choć na moment.- Inteligencja jest, twarz jest, laski nie ma… W czym tkwi problem?
- Jesteś detektywem. Rozwiąż tę zagadkę.
- Ty to się jednak lubisz ze mną droczyć.
- Szczerze mówiąc to brakowało mi tego.- przyznałam mu rację. Zapadła cisza.
- I…- zaczął po upływie dwóch minut.- I nie znalazłaś sobie żadnego Romeo?
- Daleko jeszcze to tej posiadłości?- wyminęłam ten temat. Nie miałam ochoty z nim o tym rozmawiać jaka to ja samotna i w ogóle. Z tego co mi wiadomo to ta rezydencja jest jakoś tak niedaleko za Seattle, na jakimś pustkowiu jeszcze należącym do tego miasta. Że też ja wcześniej nie wiedziałam, że tak obszerne jest to miasto.
- Jeszcze trochę.- włączył radio. Leciała akurat piosenka , której nie cierpię. Chris zaczął ją śpiewać raniąc moje biedne uszy. Miałam tylko ochotę na to żeby okładać głowę o szybę, bo nie mogłam tego znieść. Jednak jego śpiew był jednocześnie tak zabawny, że nie mogłam przestać się śmiać. Był denerwujący, to fakt, ale zawsze wiedział jak mnie rozśmieszyć.- Uwielbiam jak się uśmiechasz.
- Uwielbiam jak robisz z siebie pajaca.
- Za każdym razem warto.- oznajmił.

*Christopher*


Brakowało mi tego. W sensie, że Larry. Tak dobrze mi się z nią pracowało. W Miami byliśmy najlepszym duetem. Od naszego pierwszego spotkania mi się spodobała i już wtedy wiedziałem, że z żadną inną być nie chciałem, dlatego kiedy wyprowadziła się z Miami, nie znalazłem sobie nikogo. Było mi z tym ciężko, że nadzwyczajnie w życiu uciekła nic nie mówiąc mi, a szef nie chciał mi powiedzieć nawet dokąd ona pojechała. Nasz kontakt się urwał. Teraz mam szansę to naprawić. Może spróbuję faktycznie trochę się kontrolować, ale nie wychodzi mi to zbytnio. Może gdy zabłysnę podczas tej roboty, to zdobędę jej uznanie. Wszyscy mi powtarzają, że brak we mnie samokontroli. Ja po prostu jestem sobą. Nie wiem tylko czemu ona się tak upiera, tak mi dogryza, a czasem się ze mną droczy. Ta kobieta to jedyna zagadka, której jeszcze nie wyjaśniłem.
A teraz śmiała się tak pięknie, aż się ciepło na sercu robiło. Może miała mnie za palanta, ale ja nie umiem okazywać swoich uczuć. Może kiedyś wyznam jej prawdę. Kiedyś, ale nie teraz. Nie chcę jej znowu spłoszyć. Nie chcę żeby znów się przenosiła. Dojeżdżaliśmy na miejsce, o czym poinformowałem Larrę.
- Przed nami rezydencja rodziny Schmidt.- przedstawiłem miejsce w swojej całej okazałości.
- Piękny dom…- rozmarzyła się patrząc na ogromny budynek.- Utrzymany w takim staromodnym stylu. Mogłabym tam mieszkać.
- Trzeba tylko jeszcze wdziać swoje poważne oblicze.- zmieniłem wyraz twarzy na minę do pracy. Życie prywatne a praca to dwie różne rzeczy, a jeśli chcę żeby ludzi odnosili się do mnie z szacunkiem to muszę trzymać fason.
- No…- poklepała mnie po ramieniu zadowolona.- I nie możesz być taki cały czas?- spytała nie oczekując odpowiedzi i wysiadła z samochodu. Sam też to uczyniłem.


*Larra*

Byłam zachwycona tym miejscem. Piękna rezydencja w tak zacisznym miejscu, wokół wielki i zadbany ogród. Aż szkoda, że kogoś tu zamordowano. Miejsce wydawałoby się istna oazą spokoju. Gdybym teraz nie była na służbie, to usiadłabym sobie na ławce wokół tej zieleni i rozkoszowałabym się wyjątkowo piękną pogodą. Chris zadzwonił dzwonkiem, a po chwili w wejściu stanął stary mężczyzna. Po jego ubiorze można było stwierdzić, że był lokajem. Kto tu mieszka? Jakaś arystokracja? W aktach nie ma tego zapisane.
- Witam Państwa. W czym mogę służyć?- zapytał niskim głosem.
- Detektyw Lawson i Layne. Prowadzimy śledztwo…- przedstawiłam nas i podałam powód przyjazdu.
- Rozumiem, proszę wejść. Państwo Schmidt już czekają na Państwa.- rozchylił przed nami drzwi. Weszliśmy do bogatego wnętrza mieszkania. Musiałam się kontrolować żeby mi szczęka nie opadła z wrażenia.
- A Pan jest kim?- spytał go Layne.
- Jestem Terence Brown. Pracuję w tym domu od trzydziestu lat. Co to za tragedia dla nas wszystkich.- schylił głowę.- Mam nadzieję, że znajdziecie Państwo tego zabójcę. On musi siedzieć w więzieniu!
- Niech się Pan tak nie unosi…- uspokoił go mój partner.
- Dzień dobry.- naszym oczom ukazał się młody blondyn.- Państwo z pewnością są tymi detektywami, prawda? Jestem Kendall Schmidt.- uścisnęliśmy sobie ręce. Nawet nie zdążyliśmy mu na nic odpowiedzieć, ponieważ był strasznie zakręcony. Mówił jedno i już w kolejce drugie.- Terence, idź do kuchni i każ przygotować tam dla gości…- spojrzał na nas.- Kawę? Herbatę?
- Ja dziękuję.- odmówiłam.
- Ja również.- poszedł w mój ślad Chris.- Sprowadził Pan resztę gości tak jak poprosiłem wczoraj przez telefon?
- Naturalnie.- odpowiedział.- Wszyscy czekają w bibliotece. Chodźmy tam teraz.- gestem wskazał nam drogę. Przeszliśmy przez hol na planie koła z wielkim kryształowym żyrandolem na suficie. Nie wiem z czym mogę porównać ten dom. Do głowy przychodzi mi jedynie wnętrze Tytanica. Filmu, przy którym przestałam płakać po obejrzeniu go za dwudziestym pierwszym razem. Ten klimat dawał tyle tajemniczości. Aż przechodziły mnie dreszcze ekscytacji. Schmidt otworzył przed nami wejście do biblioteki gdzie przy stole na skórzanych siedzeniach siedziała reszta gości, którzy byli w tym domu podczas zabójstwa.- Terence!- zielonooki blondyn zawołał lokaja, który zjawił się natychmiast.- Sprowadź jeszcze Dorę i Kayden'a.- mężczyzna skinął głową i zrobił co do niego należało.
- Witam serdecznie.- piękna blondynka w czarnej sukni przywitała się z nami.- Ja jestem Amanda Schmidt, siostra Kendalla.
- Larra Lawson, a to mój kolega Christopher Layne.- powiedziałam do niej jak i do reszty zebranych. Nie chciało mi się za każdym razem tego powtarzać.
- Więc tak…- zaczęła kobieta.- Po kolei. Po lewej siedzi James Maslow i Logan Henderson. Pracowali z naszym tatą zanim zmarł. Dalej siedzi nasz sąsiad Carlos Pena, a obok niego moja przyjaciółka Ciara Mandez.
- Już jesteśmy.- w drzwiach pojawił się Terence z mężczyzną w szortach i przepoconą koszulą, a za nim stanęła kobieta w białym fartuszku, która znalazła sobie potulne miejsce w kącie. Nawet się nie odezwała.
- Kayden Sullivan jest naszym ogrodnikiem.- wskazała na niego Amanda.- A Dora Martinez jest gospodynią.
- Czy to już wszyscy?- spytałam patrząc na Schmidt’a, który się wyraźnie zmieszał.
- Moja żona nie przyjdzie.- zesmutniał natychmiast.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Zniknęła. Od wczoraj nie pokazała się w domu.- założył ręce. Podszedł do okna żeby odwrócić się plecami do reszty. Widać było już na pierwszy rzut oka, że coś go dręczy i niepokoi. Nikt tak normalnie nie znika i to akurat w takim momencie. Czyżby żona Schmidt’a miała coś wspólnego z otruciem oraz zasztyletowaniem jego własnej matki?
- Niech Państwo nam pomogą.- odezwała się Amanda.- Mój brat i ja już sobie z tym nie radzimy. Tydzień temu nasz ojciec zmarł na zawał w swoim własnym gabinecie, a dwa dni temu zabito naszą matkę.
- Przykro nam.- odpowiedział Layne.- Postaramy się jednak uczynić wszystko co w naszej mocy.
- To znaczy, że mogę już iść do domu?- odezwał się niespodziewanie Maslow.- Trochę się spieszę. Po co my w ogóle tu wszyscy siedzimy?- nie ukrywał swojego niezadowolenia.
- Wszyscy byliście na miejscu przestępstwa, więc każdego z was trzeba przesłuchać.- wyjaśniłam.- Nikt stąd nie wyjdzie póki nie przepytamy każdego.
- To jest jakiś absurd!- uniósł się Henderson.- Przecież ja nic nie zrobiłem. Ja bym muchy nie skrzywdził!
- Nikt Pana na razie nie oskarża.- uspokoił go Chris. Zauważyłam, że od razu wpadł mu w oko. Nie chodzi o to, że mu się spodobał czy coś, nie… Czułam jak Layne się na niego szykuje. Nie zostawi po nim suchej nitki. Widziałam to w jego oczach. Ten błysk…
- A wczoraj szczura miotłą zabiłeś.- wtrącił Pena. Logan spiorunował go spojrzeniem.- Tłukłeś ją i tłukłeś póki nie zdechła.- Latynos w powietrzu przedstawiał gestykulując jak wyglądała ta scena.
- Nie szczur tylko mysz polna, a zrobiłem to instynktownie, bo się przestraszyłem.- wyjaśnił. Mandez zaczęła się śmiać wyjmując z torebki jakieś tabletki. Jedną z nich łyknęła popijając wodą, która stała na stole.
- Pozwolicie, że pójdę do toalety?- zapytała kobieta. Jedyne co mnie zaintrygowało to sposób w jaki szła. Kuśtykała na prawą nogę. Christopher chyba też to zauważył. Dla reszty to nie miało żadnego znaczenia. Mandez zniknęła za drzwiami. James przyglądał mi się uważnie.
- Chodzi Pani o jej nogę?- spytał wprost.- Niedawno spadła ze schodów, niezdara jedna. Nogi się pod nią plączą.- sięgnął po książkę, która leżała na stoliku.
- Widział Pan to zdarzenie? 
- Nie.- zaprzeczył.- Ciekawy byłem to się po prostu zapytałem. Mogliby Państwo zacząć już te przesłuchania, bo ja pracować muszę.
- No dobrze.- odpowiedziałam. Spojrzałam na zmartwionego blondyna przy oknie.- Panie Schmidt, Pan będzie pierwszy…



 * Jak Wam się podobało? Nasza para detektywów rozpocznie w następnym rozdziale przesłuchania. Udało mi się wstawić wczoraj zakładkę z bohaterami, więc zapraszam :) Mam zamiar wstawić kolejny post w najbliższy piątek, ale to zależy tylko od Was, więc zostawcie po sobie komentarz :)
PS A już jutro kolejny rozdział na pierwszym blogu :

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział I – Jak za starych niedobrych czasów

W pracy jak zawsze na czas. Punkt ósma zajmowałam swoje stanowisko przy biurku. Stosy teczek, akt i papierów zawalały codziennie moje biurko. Taka już moja praca. Sortowanie, przekładanie, podpisywanie… Chciałam być wybitnym detektywem jak Sherlock Holmes. Rozwiązywać zagadki, szukać wskazówek oraz śladów. To moje marzenie od dzieciństwa. Życie odpłaciło mi tym, że drugi rok jestem zwykłą asystentką szefa. Najlepsze lata mojego życia marnuje na nudną i monotonną robotę papierkową.

Dzisiaj w naszym biurze panowało lekkie zamieszanie. Wszyscy chodzili z kąta w kąt szepcąc coś do siebie to pod nosem, to na ucho koledze czy koleżance. To musiało znaczyć tylko jedno. Kolejna zbrodnia. Nasi detektywi pewnie będą teraz bili się o to zlecenie. Westchnęłam pod nosem kręcąc głową i wróciłam do swoich obowiązków. Zastanawiałam się w międzyczasie kto dostanie tą robotę. Tutaj w najlepszym biurze śledczym w Seattle szef ma dwójkę swoich faworytów. Jacka i Roberta. Jednak Jack nie pojawił się jeszcze w pracy. Z moich rozważań wyrwał mnie mój szef, który poprosił mnie do swojego gabinetu.

Charles Borrowman to mój szef i idol za jednym razem. W tej branży to on stoi na najwyższym szczeblu. Wszyscy go cenią i darzą szacunkiem. Ma na swoim koncie same sukcesy. Jest policjantem oraz detektywem jednocześnie. Może sobie na to pozwolić, ponieważ nie ma rodziny. Ta praca to całe jego życie.
- Co mogę dla Pana zrobić?- spytałam uprzejmie jak zawsze.
- Usiądź, proszę.- wskazał gestem krzesło po drugiej stronie swojego biurka. Lekko zdezorientowana usiadłam. Nigdy nie prosił mnie o to. Ostatnio siedziałam na tym miejscu na rozmowie kwalifikacyjnej na stanowisko detektywa, której dla mnie nie było, a miałam doświadczenie. Ale potrzebowałam pracy, więc przyjęłam to co było wolne. Siedziałam cicho czekając co ma mi do powiedzenia. Charles podał mi do ręki czerwoną teczkę.- Proszę, otwórz to.
- A co to jest?- nie myślałam chyba zadając to pytanie, bo dokładnie wiedziałam co było oznakowane czerwonymi teczkami. Skarciłam się za bezmyślność w myślach. Otworzyłam ją. Przed moimi oczami ukazały się akta ze sprawy dnia dziesiątego września tego roku, czyli ze wczoraj. Pomyślałam, że może to jest ta najnowsza sprawa, o której wszyscy tak dziś zapale dyskutują.
- I co o tym myślisz?- spytał patrząc na mnie badawczym wzrokiem.
- Zamordowano kobietę w jej własnym mieszkaniu w dniu imprezy. A co ja mam z tym zrobić? Odłożyć na półkę?
- Nie.- zaprzeczył.- Uważam, że ci się to przyda, bo się tym zajmiesz.- oznajmił z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Słucham?!- powoli docierało do mnie co usłyszałam. Czy on mnie z kimś pomylił? Nie zabrał z domu okularów? Stracił rozum i zapomniał, że jestem jego sekretarką? Dwa lata czekałam na ten moment, a teraz kiedy okazuje się prawdą, mnie wlepia w krzesło.- Ale ja…
- Wiem.- przerwał mi.- I nie oszalałem, więc nie patrz tak na mnie. Postanowiłem, że po dwóch ciężkich latach twojej pracy muszę cię docenić. Awansujesz, nie cieszysz się?
- No cieszę się, ale jestem zaskoczona. Sądziłam, że ktoś bardziej doświadczony ode mnie dostanie to zlecenie. Ja mam za sobą trzy lata na poprzednim wydziale. A Jack i Robert to specjaliści.- wyjawiłam mu swoje myśli.
- Jack poszedł na zwolnienie lekarskie a Robert dostał inną misję za miastem. Słuchaj. Tyle czasu miałem, aby zauważyć jaka jesteś pilna, jak dobrze spełniasz swoje obowiązki i że niestety marnujesz się na tym stanowisku. Widziałem w tobie potencjał już te dwa lata temu. Dopiero teraz firma ma warunki na kolejnego detektywa, więc od razu pomyślałem o tobie. To będzie pierwsza twoja taka akcja. Rozwiąż tę zagadkę i udowodnij, że się nie myliłem awansując cię.
- Nie zawiodę.- ścisnęłam mocniej teczkę.- Mam sama poprowadzić te śledztwo?
- No byłbym zapomniał!- klepnął się w czoło.- Będziesz miała pomocnika z innego wydziału, z Miami. Niedawno przeniósł się do Seattle.
- Kogo?- uniosłam zaintrygowana brwi. Miami nie kojarzyło mi się dobrze. Jak na zawołanie ktoś zapukał do drzwi, które po chwili się otworzyły. Gdy spojrzałam kim jest ten człowiek, wybałuszyłam oczy z wrażenia. Serce skoczyło mi do gardła. Nie mogłam przez niego utrzymać swoich emocji na wodzy.
- Przepraszam za spóźnienie.- odezwał się zasapany brunet.- Korki straszne były…- wytłumaczył się. Charles tylko kiwnął głową.
- Christopher?! Co ty tu robisz?- spytałam go nie zważając na szefa.
- Larra?- dopiero zorientował się, że tu siedzę. Rozwarł usta z wrażenia. Ten wyraz szybko przerodził się w ten dobrze znany mi uśmieszek.
- To wy się znacie?- zadał mi pytanie Borrowman.
- Tak. Pracowaliśmy kiedyś razem, w tym samym wydziale.- wyjaśniłam marszcząc brwi.- Mogę wiedzieć co Layne tutaj robi?- nie ukrywałam tego, że jego widok to ostatnia rzecz, na którą chciałabym teraz patrzeć.
- Christopher będzie twoim partnerem.- oznajmił mi szef, a ja zamarzłam w miejscu. Nie pomógłby nawet kubeł zimnej wody. Po chwili otrząsnęłam się gdy Layne klasnął w ręce śmiejąc się pod nosem.
- Mój Boże, nie…- pokręciłam głową przykładając rękę do gardła.- Błagam szefa, każdy tylko nie on.
- Ejejejej.- wciął się Chris, który złapał za krzesło stojące przy ścianie i postawił je obok mojego następnie na nim siadając.- Minęły dwa lata, a ty tak zimno mnie przyjmujesz?
- Może chcecie porozmawiać o tym za drzwiami?- wtrącił już nasz szef zakładając ręce. Oboje opanowaliśmy się.- Tak już lepiej. Larro, widzę, że ci się to nie podoba jednak musisz zaakceptować fakt, że Pan Layne będzie z tobą pracować.
- Ale…
- Ale to nie jest prośba tylko rozkaz.- zabrzmiał surowo. Wiedziałam, że nie mogę mu się sprzeciwić. Dopiero co awansowałam, a ja już mam jakieś spostrzeżenia. A może Chris zmienił się przez ten czas i dobrze będzie mi się z nim pracowało? Może faktycznie za szybko na niego naskoczyłam?
- No dobrze.- odparłam.- Co tylko Pan każe.
- To wspaniale. Spotkajcie się razem przy jakiejś kawie i przedyskutujcie te akta razem. Jutro zaczynacie i jedziecie na miejsce przestępstwa. I powodzenia życzę.
- Dziękujemy.- odpowiedział Chris.

Wyszliśmy z gabinetu. Nie wiedziałam co teraz czuć. Na początku byłam zaskoczona nagłym awansem, potem szczęśliwa, następnie zszokowana spotkaniem z moim dawnym kolegą z pracy, a teraz jestem wyraźnie zmieszana. Patrzyłam jak Layne gości się przy moim biurku przeglądając jakie ciekawe papiery tam przechowuje. Zawsze świerzbiły go ręce do wszystkiego. Wszystko musiał dotknąć, potrzymać lub pomacać. Zabrałam mu dokumenty, a on wyrwał mi z dłoni czerwoną teczkę.
- To… partnerko, znów będziemy razem pracować. Cieszysz się?- zapytał się wertując strony.
- Powiedzieć szczerze czy chcesz usłyszeć wiadomość , która ciebie zadowoli, chociaż i tak nic do ciebie nigdy nie docierało?- zapytałam jednym tchem.
- Weź, bo się zapowietrzysz, Larcia.- wyszczerzył się.
- I właśnie o to mi chodziło.- rozłożyłam ręce z bezsilności. On w ogóle nic a nic się nie zmienił.- I nigdy więcej nie mów do mnie Larcia! Wiesz dobrze, że tego nienawidzę.- skrzyżowałam ręce. Chciałam jeszcze teatralnie tupnąć nogą, ale się powstrzymałam.
- Oj tam. –machnął ręką.- Tyle czasu się nie widzieliśmy. Radzę posłuchać się szefa… Chodźmy na jakąś kawusię.
- Ale tylko po to, aby umówić informacje dotyczące sprawy.- uprzedziłam go.
- Oczywiście.- odpowiedział. Nie wierzyłam mu, jednak skoro mamy razem pracować, to trzeba coś z tym zrobić.



* Za nami pierwszy rozdział. Wyszedł trochę krótki, ale następnym razem obiecuję dłuższy i ciekawszy. W kolejnym rozdziale rozpocznie się ta zagadkowa przygoda na miejscu zbrodni. Ten był tylko tak na rozgrzewkę :) Wiem, że nie można się spodziewać czegoś wielkiego po pierwszym rozdziale, jednak poprosiłabym o jakiś komentarz. To niewiele kosztuje, a dla mnie wiele znaczy, bo daje mi to motywację do dalszego pisania ^^

A teraz kilka informacji:
1. Pod postacią detektywa Layne'a kryje się Big Time Chris, którego wielbię i dobrze o tym wie :) Mam nadzieję, że pokochacie tę postać tak jak ja :3
2. Przepraszam za to, że jeszcze nie pojawiła się zakładka o bohaterach, ale mam problemy z netem i to nawet cud, że ten post się opublikował. Postaram się, aby zakładka była gotowa wraz z kolejnym rozdziałem ;)
3. Jak już z pewnością zauważyliście, narracja jest oczami głównej bohaterki, ale czasem też zdarzy się perspektywa kogoś innego, ale to tak na marginesie :)
4. Wybrałam dzień publikacji postów. Będą to piątki. Horrory w piątkowe wieczory hehe :D
Jednak tym razem jak mnie zaskoczycie komentarzami rozdział pojawi się jeszcze szybciej.

Pozdrawiam i do piątku, a może i szybciej <3

sobota, 12 kwietnia 2014

Niespodzianka :)


DRUGI BLOG!

Jak już pewnie widzicie założyłam kolejnego bloga. Być może jesteście ciekawi o czym on jest. Będę pisać tutaj swoją spontaniczną opowieść kryminalno - detektywistyczną. Tak mnie niedawno natchnęło, że nie mogłam się powstrzymać. Jeśli chcecie zobaczyć chłopaków z Big Time Rush w zupełnie nowej odsłonie jako podejrzanych o zabójstwo to chętnie zapraszam :)

Blog ten nie będzie długi. Jeszcze nie wiem ile postów będzie miał, jednak od razu mogę stwierdzić, że będzie "sezonowy" i tylko na potrzeby tego opowiadania. No chyba, że coś się zmieni :D A u mnie to możliwe. To moja pierwsza przygoda w takich klimatach, więc proszę na sam początek o wyrozumiałość :) Dla mnie to też jest lekki stres. Wkrótce dodam zakładkę z bohaterami oraz pierwszy rozdział. O wszystkim poinformuję Was na moim pierwszym blogu

Wiem, że jeszcze nic nie napisałam, ale jestem ciekawa Waszego zdania. Czy chcecie to czytać, bo nie wiem czy warto jest mi o tym pisać. Bardzo proszę o komentarz na ten temat. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Posty będą pojawiać się tak średnio raz w tygodniu. Jeszcze Was poinformuję dokładnie kiedy. 


Pozdrawiam, Marla S