piątek, 10 października 2014

Rozdział XXX – Dwie wiadomości

Mieliśmy prawie stuprocentową pewność, że kod do walizki zawiera się w numerze seryjnym testamentu. Musiałem tylko jeszcze wrócić się do pokoju i przynieść tę kartkę. Otworzyłem szafkę, ale tam jej nie było. Dziwne… Wydawało mi się, że gdzieś ją mam. Ale skoro nie w szufladzie to gdzie? Zacząłem szukać, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć co doprowadzało mnie do szału. Nie mogłem tego zgubić. Nie ma nawet takiej opcji. Usiadłem na chwilę żeby na spokojnie zastanowić się co ja z tym robiłem ostatnio. Może przypadkiem wyrzuciłem z innymi śmieciami? A może wcale nie wyciągnąłem tego ze spodni? Ale przecież te spodnie poszły do prania… No to z pewnością byłoby po tym kodzie. Wróciłem do sypialni Hendersona gdzie na mnie czekali.
- I co? Masz? Przyniosłeś?- spytała.
- Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą wolicie pierwszą?
- Złą.- odpowiedział Henderson.
- Zła jest taka, że chyba zgubiłem tę kartkę…
- Jak to zgubiłeś?- zmarszczyła brwi.- A dobra wiadomość?
- Dobra jest taka, że ten numer można jeszcze zdobyć.- pokazałem niezręczny uśmiech. Niestety oni nie byli tacy skorzy do uśmiechu. Zawiodłem. Chciałem jak najszybciej to naprawić.- Trzeba dostać się do gabinetu i znów zdobyć ten numer.
- Przepraszam.- do sypialni wszedł Schmidt.- Co to ma znaczyć?
- Podsłuchiwałeś?- spytałem go. Henderson szybko schował walizkę pod łóżko.
- Nie podsłuchiwałem. Chciałem porozmawiać z Loganem. Akurat chciałem zapukać do drzwi kiedy usłyszałem to o czym mówisz. Wdarliście się do gabinetu bez mojej zgody?
- Nie dawał nam Pan innego wyboru.- założyła ręce Larra nie czując żadnych wyrzutów sumienia.
- Tak? W takim razie oznajmiam, że od teraz klucz będę nosił stale przy sobie, a na gabinet będzie miał oko Terence. Nie pozwolę żeby ktoś nie stosował się do tego co powiedziałem. Nie uszanowaliście mojej woli. Chciałem, aby wszystko było nietknięte przez tych, co do rodziny nie należą.
- Ale potrzebujemy raz wejść tylko.- wtrąciłem.
- Nie ma nawet mowy, Layne. Nawet nie próbuj mnie przekonywać.- pokręcił głową. Mocno trzymał się tego co zadeklarował.
- To w takim razie ty nam przynieś teczkę z testamentem.
- Nie, a jeśli tak bardzo wam na tym zależy to sobie porozmawiajcie z Thomasem Ravell’em.
- A po co chciałeś do mnie przyjść w takim razie?- odezwał się Logan.
- Możemy porozmawiać na osobności?- spytał nas Kendall.

Opuściłem z Larrą jego pokój. Oczywiście Larra musiała zostać podsłuchać, a mnie w sumie też ciekawiło o czym oni tam będą mówić.
- Więc po co przyszedłeś? Myślałem, że jesteś na mnie zły i nie chcesz mieć ze mną już nic do czynienia.- powiedział Henderson.
- Miałem nie jeden dzień, aby pomyśleć nad tym co wiem i co mi powiedziałeś. To prawda? Maslow cię szantażował?
- Prawda. Przecież po nim wszystkiego się można spodziewać. Nawet sam nie wiesz jakich rzeczy…
- Jakich?- spytał. Już myślałem, że mu może powie o jego matce i garniaku, więc wstrzymałem oddech.
- Nie ważne. Ja naprawdę z początku nie wiedziałem. Ale jedna podjęta decyzja, że w to wchodzę pociągnęła za sobą lawinę sytuacji, do których nie chciałem, aby doszło. Nie mogłem się wycofać. Tu już nie chodzi o to, że chciał mnie zwolnić, ale o to, że mi groził. Bałem się. Wiem, że jestem tchórzem. Ale już wiesz. Zwolniłem się. Rozumiesz?
- Rozumiem.- odpowiedział.
- Musisz wiedzieć, że po tym jak moi rodzice zginęli sześć lat temu, ta rodzina stała się też moją rodziną. Ty już nie byłeś tylko moim przyjacielem. Jesteś teraz dla mnie jak brat. Dlatego nie możesz mówić, że nie masz nikogo. Wiedz, że możesz mi ufać bezgranicznie i nie mów, że nie masz nikogo. Bo masz mnie.
- Wiem o tym. Dlatego chciałem cię przeprosić. Przyjaciele zawsze powinni trzymać się razem, co nie?
- Tak się cieszę, że w końcu między nami jest ok.- usłyszeliśmy drobne uśmieszki.- W dodatku obiecuję ci, że postaram się naprawić moje błędy. Nie wiem jeszcze jak, ale zrobię to. Wszystko będzie dobrze.
- Nie musisz. Ważne, że jesteś. Postanowiłem, że odbiorę sobie życia jak jakiś tchórz. Muszę być silny, a przede wszystkim muszę znaleźć tego mordercę. Nie spocznę póki nie dowiem się kim jest ten potwór. A jak już znajdę sprawcę, to trzymaj mnie, bo nie ręczę za siebie. Albo nie… Puść mnie. Zabije go. Zabije i będę czerpał z tego chorą satysfakcję.
- Kendall, chodź lepiej się przejść, co?- schowaliśmy się szybko, ponieważ wyglądało na to, ze za chwilę opuszczą sypialnię. Tak też się stało.
- Dzień dobry.- ze swojego pokoju wyszedł Pena cały rozpromieniony. Pierwszy raz od kiedy zginęła Pani Amanda, był taki szczęśliwy. W sumie to nigdy tutaj nie widziałem go w takim nastroju.- Niech Państwo tak nie stoją. Wkrótce pora na śniadanie.- poszedł dalej.
- Dziwak…- burknęła Larra.
- Człowiek się cieszy, a ty go od dziwaka wyzywasz. Zazdrościsz mu szczęścia.
- A co? A tobie już humorek się poprawił? Powiedz lepiej jak zdobyć numer seryjny geniuszu.
- Tak jak powiedział Kendall, pogadamy z Thomasem Ravell’em. On był notariuszem Pana Schmidt’a.
- Po śniadaniu zadzwoń do niego i poproś, aby tu przyjechał. Schmidt się pewnie zgodzi, aby wszedł.
- No dobrze.- kiwnąłem z aprobatą.

Atmosfera przy stole była wyjątkowo pogodna. Pena cieszył się od kiedy nam się na oczy pokazał.  Sullivan wszedł w nim w temat o pracach ogrodowych. Henderson i Kendall rozmawiali znów ze sobą jak starzy dobrzy przyjaciele śmiejąc się oraz żartując. Miło robiło się na sercu, bo pierwszy raz widziałem żeby się uśmiechał. Być może to stan przejściowy. Delikatny i wątły… ale jednak radosny. Nawet Martinez podawała do stołu z takim nastawieniem jakby rozstawianie szklanek to rzecz, dla której się urodziła. Jedynym niezadowolonym mieszkańcem był garniak. Tym razem Maslow nie miał na sobie o dziwo krawata. Był dziś dość gorący dzień. Zdjął marynarkę i powiesił na krześle. Spojrzał na Schmidt’a z niezadowoleniem. Nie wiem o co mu chodziło. Oparł się na łokciu i popijał espresso.
- Co wszyscy są tacy szczęśliwi?- spytał w końcu.- Czyżby Schmidt i Henderson podali sobie łapki na zgodę?
- Wstałeś dziś lewą nogą?- spytał brunet.
- Ty dobrze wiesz o co chodzi. Mój głęboki żal co do ciebie długo mi nie przejdzie.
- Naprawdę chcesz do tego wracać?- przerwał jedzenie Henderson. Schmidt rozejrzał się po nich nie wiedząc o co chodzi.
- A czy my w ogóle to zakończyliśmy?
- Sam jesteś sobie winien za to co się stało.
- Musi Pan naprawdę niszczyć ten dzień z samego rana?- spytał Pena inwetora.
- Niszczyć ten dzień? Jak dla mnie jest gówno warty jak każdy przedtem i każdy kolejny. Kiszę się i gniję w tej ruderze już trzeci tydzień! A zaraz kolejny! Pomyśleć ile to ja czasu zmarnowałem. Co ja mógłbym zrobić przez tyle czasu? Ile pieniędzy mógłbym zarobić? Ile rzeczy naprawić…?- spojrzał się po każdym z kolei.- Wegetuję tu jak roślina, jak sparaliżowany człowiek w śpiączce. Codziennie budzę się z myślą, że to dzień z góry stracony! A Pan mi mówi dlaczego niszczę ten dzień. Bo go nie ma. Was nie zżera ta monotonia? Czy Wy wszyscy w ogóle zapomnieliście po co tu jesteśmy?- no i udało mu się rozwalić ten radosny nastrój. Schmidt odłożył widelec i bez słowa podniósł się z krzesła i wyszedł z jadalni, a Logan za nim. Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
- Jest Pan z siebie zadowolony?- spytał go Sullivan.
- Ja nie jestem szczęśliwy, więc nikt nie będzie się cieszył na moich oczach. A już myślałem, że będę mu musiał powiedzieć, że jego matka…
- Panie Maslow.- przerwałem mu.- Mogę Pana prosić na stronę?- ten po prostu wstał mrucząc coś pod nosem i wyszedł. Zrobiłem to samo. Wyszliśmy na korytarz.
- Co Pana do mnie sprowadza?- spytał bezczelnie.
- Ja rozumiem, że może mieć Pan problemy związane z własną egzystencją oraz problemy miłosne, ale to nie znaczy, że musi Pan zatruwać życie innym domownikom tylko dlatego, że boli Pana szczęście innych. Może sobie Pan mówić co chce, ja nie podołam Pana zmienić, ale uprzedzam… jeśli Kendall dowie się co Pan robił z jego matką to obiecuję Panu, że jeszcze długo z tej wegetacji nie wyjdzie.
- Grozi mi Pan?- oparł się o ścianę.
- Na razie ostrzegam, a już mam pięć sposób jak spełnić to co powiedziałem, więc proszę trzymać język za zębami. Rozumiemy się?
- Zobaczę co da się z tym zrobić.
- Wie Pan co Panu powiem? Współczuję Panu i to tak strasznie mocno z całego serca Panu współczuję. Może mieć Pan wszystko. Piękny dom, firmę, mnóstwo pieniędzy. Myślałem, że to daje trochę szczęścia, ale patrząc na Pana…- spojrzałem na niego z politowaniem.- Ja już nie wiem co mam o Panu myśleć. Czy to ten o to przede mną jest prawdziwy czy to ten udawany, bo mam wrażenie, że ta cała złość Pana doszczętnie zjadła. I jest Pan już tylko jeden. To nie jest to już maska, Pan taki stał się naprawdę.- myślałem, że coś powie, ale milczał.- Niech Pan stanie przed lusterkiem i pomyśli czego tak naprawdę chce od życia. Co Pan może zyskać gdy się Pan zmieni i odnajdzie to prawdziwe ja na dobre i w nim zostanie, a co może stracić gdy zostanie takim jakim jest.- odwróciłem się na pięcie i zostawiłem go takiego w zadumaniu. Mam nadzieję, że weźmie sobie moje słowa do serca.
- Dzwoniłam do notariusza.- znalazła mnie Larra.- Ma napięty grafik i nie prędko będzie mógł przyjechać. Ale gdy tylko znajdzie wolny czas to zadzwoni, ale nie obiecywał, że będzie to szybko.
- A tak mniej więcej?
- Jutro bądź pojutrze.- odpowiedziała.- I co dziwne… zapytał ile testamentów mamy w posiadaniu, a ja mu, że kopię i takie tam.
- Kurcze. Gdybym nie zgubił tej kartki to szybciej byśmy się z tym obeszli.
- A może ja mogę w czymś Państwu pomóc?- odwróciłem się żeby sprawdzić do kogo należy ten piękny kobiecy głos. To była Dora Martinez. Najwyraźniej odzyskała już mowę…






* Przyszłam do Was z takim więc oto rozdziałem. Czy jest super czy nie to sami oceńcie. Czy cieszycie się, że wróciła wielka przyjaźń? Czy Maslow weźmie sobie do serca słowa Layne'a? CZY JA WAS NIE NUDZĘ?! Jeśli tak to wkrótce obudzę. Do piątku :*

10 komentarzy:

  1. No nareszcie się pogodzili. Kendall już nie bd jak ten samotnik się szlajał. A James jest taki wredny i chamski. Ostrzeżenie Chrisa mi się podobało. No i Martinez odzyskała głos. Może powie coś ważnego i istotnego dla sprawy. Nudzisz? Nigdy. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czy tego chcesz, czy nie, ale komentuję. Ciesze się, ze wielka przyjaźń wróciła. Wreszcie! Mam nadzieję, że przetrwa kolejne próby, które na pewno się pojawią. Pewnie Kendall dowie się o Maslowie i jego matce i o tym, że Logan wiedział i znów bd piekło. Maslow to gbur. Chris ma rację, ta maska zastąpiła całkowicie jego prawdziwe oblicze. Może ta przemowa coś da? Martinez odzyskała głos? Ciekawe co ma do powiedzenia. I nie nudzisz. Tu się zawsze dzieje. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiadomość zła (o ty chamie!) i wiadomość dobra (Jej właściwie już nie ma) Bo spalone. Oj dzieci, dzieci... Przypomina mi się ten screen z podpisem "Teengers Detective Agency". To chyba będzie temat na drugi sezon... Znaczy, kiedy skończę pierwszy. Tak słowo do słowa... INSPIRUJESZ! Dobra, dalej, bo odbiegam od tematu. Carlos... Taki wesołek o poranku. Znaczy, dla mnie jest poranek.
    Chris... Mam pomysł. Poproś Kendalla o ten numer, co? Może i jesteś palony, ale jeśli ładnie poprosisz, to może... Nie wiem, czy James potraktuje poważnie (wiesz w jakim kontekście), to co powiedział mu Chris. Rozdział jak zwykle świetny. Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja inspiruję? Tego jeszcze nie było hehe :) Ale dzięki. Dowartościowujesz mnie :*

      Usuń
  4. Kendall albo zmądrzał albo nie miał do kogo ust otworzyć. Nie no żartuję. Dobrze, że się pogodzili. Maslow uważa, że skoro on nie jest szczęśliwy, to nikt nie może być. Chris mu taką ripostę pociągnął... Może to do niego dojdzie. I może Martinez ma coś do powiedzenia? Superowski rozdział ;)
    Ty tylko bd wiedziała o co chodzi: Trzymaj się tam. Nie miej czarnych myśli. Wszystko bd dobrze. Ściśnij mocno w garści to czego chcesz i nie puszczaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że próbujesz mnie jakoś pocieszyć. Dzięki, że mogłam na Cb liczyć :* Postaram się.

      Usuń
  5. Nie wiem co dzisiaj napisać. Jestem dziś taka nieswoja, a piątek! Weekend! A ja nie wiem co ze mną nie tak :/
    Dzisiaj kom będzie krótszy z racji, iż na serio nie mam sił. Cieszę się, że Kendall i Logan się pogodzili. Dobrze zrobił K3. Tak trzymać. A James? Mam nadzieję, że przemówiły do niego słowa Chrisa! Dogadał mu. Bardzo dobrze ^^
    Czekam na nn :***********
    Pozdrawiam Stelss :*********

    OdpowiedzUsuń
  6. Może James trochę przegina z byciem takim złym gościem.. To się robi denerwujące, cały czas te same odzywki. Może i rozmowa Layne`a trochę mu przemówi do rozumu.. Carlos po wielkim smutku, powrócił do żywych ;). Jak Nas chcesz obudzić, to już się boję :).
    rozdział świetny ;).

    OdpowiedzUsuń
  7. It is not my first time to go to see this web site, i am visiting this web site dailly and get pleasant information from here all the time.



    My web blog - Click This Link

    OdpowiedzUsuń