Z
głębokiego snu wybudził mnie alarm budzika. Grzmotnęłam go pięścią, aby
zamilknął na wielki. Otworzyłam z trudnością zlepione oczy, a następnie wstałam
przeciągając się. I tak zaczyna się mój pierwszy dzień jako ponowna Pani
Detektyw. Wzięłam prysznic, zjadłam śniadanie, a następnie pomyślałam nad tym w
co się ubrać. Nie przychodziło mi nic innego jak ciemne jeansy oraz oliwkowa
koszula. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki i wyszłam przed dom
gdzie miałam czekać na Layne’a. Zaoferował się, że podjedzie i zabierze mnie na
miejsce zbrodni.
Czekałam
nie dłużej jak minutę, a czarny samochód zatrzymał się przede mną. Nie znałam
się na autach, jednak ślepy by nie zauważył, że był to mercedes. Przyciemniana
szybka rozsunęła się i głowa Christophera pokazała mi się na oczy.
-
Wsiadaj, mała.- puścił do mnie oczko.
-
Wsiadam, bo muszę, a nie dlatego, że ulegam na twoje żałosne podrywy.-
otworzyłam drzwi od strony pasażera i natychmiast zapięłam pas.
-
I tak kiedyś będziesz moja.- powiedział uśmiechając się. To był znany tekst.
Kiedy pracowaliśmy razem, nie było dnia, bez którego by do mnie przynajmniej
raz nie zarwał. Owszem, Layne jest bardzo dobrym detektywem, ma dobry tok
logicznego myślenia, jednak prywatnie jego charakterek działa mi na nerwy.
Dlatego musiałam się przenieść. Miałam go najzwyczajniej dość. Po dwóch latach
użerania się z nim, nie wytrzymałam. Nie zawsze był taki. Na początku był
normalny. Dopiero później jak zapytał się o randkę, a ja odmówiłam, wziął sobie
mnie za cenniejszą zdobycz. Z Miami przeprowadziłam się do Seattle, ale jak
widać nie zawsze można przed kimś uciec.- To może porozmawiamy teraz skoro przy
kawie nie byłaś taka chętna.- zasugerował.- Dwa lata cię nie widziałem. Co u
ciebie w ogóle słychać?- ruszyliśmy w drogę.
-
Po staremu. Dzień jak co dzień. Nic nadzwyczajnego…- mówiłam prawdę. Do dnia
wczorajszego nie spotkało mnie nic czym warto się pochwalić. Jakby życie
straciło jakąś wartość. Czasami też z tego powodu żałowałam, że opuściłam
Miami, ale już było za późno by wracać się z powrotem.- A u ciebie?
-
W pracy ciekawie, w życiu już nie bardzo. Wszystkie dziewczyny przede mną
uciekają.- nie wydawał się jakby był tym jakoś szczególnie dotknięty. Lubił
żartować ze wszystkiego.
-
Nie dziwię się.- westchnęłam.
-
A czy mi czegoś brakuje?- oderwał na chwile wzrok od jezdni by zobaczyć mnie
choć na moment.- Inteligencja jest, twarz jest, laski nie ma… W czym tkwi
problem?
-
Jesteś detektywem. Rozwiąż tę zagadkę.
-
Ty to się jednak lubisz ze mną droczyć.
-
Szczerze mówiąc to brakowało mi tego.- przyznałam mu rację. Zapadła cisza.
-
I…- zaczął po upływie dwóch minut.- I nie znalazłaś sobie żadnego Romeo?
-
Daleko jeszcze to tej posiadłości?- wyminęłam ten temat. Nie miałam ochoty z
nim o tym rozmawiać jaka to ja samotna i w ogóle. Z tego co mi wiadomo to ta
rezydencja jest jakoś tak niedaleko za Seattle, na jakimś pustkowiu jeszcze
należącym do tego miasta. Że też ja wcześniej nie wiedziałam, że tak obszerne
jest to miasto.
-
Jeszcze trochę.- włączył radio. Leciała akurat piosenka , której nie cierpię.
Chris zaczął ją śpiewać raniąc moje biedne uszy. Miałam tylko ochotę na to żeby
okładać głowę o szybę, bo nie mogłam tego znieść. Jednak jego śpiew był
jednocześnie tak zabawny, że nie mogłam przestać się śmiać. Był denerwujący, to
fakt, ale zawsze wiedział jak mnie rozśmieszyć.- Uwielbiam jak się uśmiechasz.
-
Uwielbiam jak robisz z siebie pajaca.
-
Za każdym razem warto.- oznajmił.
*Christopher*
Brakowało
mi tego. W sensie, że Larry. Tak dobrze mi się z nią pracowało. W Miami byliśmy
najlepszym duetem. Od naszego pierwszego spotkania mi się spodobała i już wtedy
wiedziałem, że z żadną inną być nie chciałem, dlatego kiedy wyprowadziła się z
Miami, nie znalazłem sobie nikogo. Było mi z tym ciężko, że nadzwyczajnie w
życiu uciekła nic nie mówiąc mi, a szef nie chciał mi powiedzieć nawet dokąd
ona pojechała. Nasz kontakt się urwał. Teraz mam szansę to naprawić. Może
spróbuję faktycznie trochę się kontrolować, ale nie wychodzi mi to zbytnio. Może
gdy zabłysnę podczas tej roboty, to zdobędę jej uznanie. Wszyscy mi powtarzają,
że brak we mnie samokontroli. Ja po prostu jestem sobą. Nie wiem tylko czemu
ona się tak upiera, tak mi dogryza, a czasem się ze mną droczy. Ta kobieta to
jedyna zagadka, której jeszcze nie wyjaśniłem.
A
teraz śmiała się tak pięknie, aż się ciepło na sercu robiło. Może miała mnie za
palanta, ale ja nie umiem okazywać swoich uczuć. Może kiedyś wyznam jej prawdę.
Kiedyś, ale nie teraz. Nie chcę jej znowu spłoszyć. Nie chcę żeby znów się
przenosiła. Dojeżdżaliśmy na miejsce, o czym poinformowałem Larrę.
-
Przed nami rezydencja rodziny Schmidt.- przedstawiłem miejsce w swojej całej
okazałości.
-
Piękny dom…- rozmarzyła się patrząc na ogromny budynek.- Utrzymany w takim
staromodnym stylu. Mogłabym tam mieszkać.
-
Trzeba tylko jeszcze wdziać swoje poważne oblicze.- zmieniłem wyraz twarzy na minę do pracy. Życie prywatne a praca to
dwie różne rzeczy, a jeśli chcę żeby ludzi odnosili się do mnie z szacunkiem to
muszę trzymać fason.
-
No…- poklepała mnie po ramieniu zadowolona.- I nie możesz być taki cały czas?-
spytała nie oczekując odpowiedzi i wysiadła z samochodu. Sam też to uczyniłem.
*Larra*
Byłam
zachwycona tym miejscem. Piękna rezydencja w tak zacisznym miejscu, wokół
wielki i zadbany ogród. Aż szkoda, że kogoś tu zamordowano. Miejsce wydawałoby
się istna oazą spokoju. Gdybym teraz nie była na służbie, to usiadłabym sobie
na ławce wokół tej zieleni i rozkoszowałabym się wyjątkowo piękną pogodą. Chris
zadzwonił dzwonkiem, a po chwili w wejściu stanął stary mężczyzna. Po jego
ubiorze można było stwierdzić, że był lokajem. Kto tu mieszka? Jakaś
arystokracja? W aktach nie ma tego zapisane.
-
Witam Państwa. W czym mogę służyć?- zapytał niskim głosem.
-
Detektyw Lawson i Layne. Prowadzimy śledztwo…- przedstawiłam nas i podałam
powód przyjazdu.
-
Rozumiem, proszę wejść. Państwo Schmidt już czekają na Państwa.- rozchylił
przed nami drzwi. Weszliśmy do bogatego wnętrza mieszkania. Musiałam się
kontrolować żeby mi szczęka nie opadła z wrażenia.
-
A Pan jest kim?- spytał go Layne.
-
Jestem Terence Brown. Pracuję w tym domu od trzydziestu lat. Co to za tragedia
dla nas wszystkich.- schylił głowę.- Mam nadzieję, że znajdziecie Państwo tego
zabójcę. On musi siedzieć w więzieniu!
-
Niech się Pan tak nie unosi…- uspokoił go mój partner.
-
Dzień dobry.- naszym oczom ukazał się młody blondyn.- Państwo z pewnością są
tymi detektywami, prawda? Jestem Kendall Schmidt.- uścisnęliśmy sobie ręce.
Nawet nie zdążyliśmy mu na nic odpowiedzieć, ponieważ był strasznie zakręcony.
Mówił jedno i już w kolejce drugie.- Terence, idź do kuchni i każ przygotować
tam dla gości…- spojrzał na nas.- Kawę? Herbatę?
-
Ja dziękuję.- odmówiłam.
-
Ja również.- poszedł w mój ślad Chris.- Sprowadził Pan resztę gości tak jak
poprosiłem wczoraj przez telefon?
-
Naturalnie.- odpowiedział.- Wszyscy czekają w bibliotece. Chodźmy tam teraz.-
gestem wskazał nam drogę. Przeszliśmy przez hol na planie koła z wielkim
kryształowym żyrandolem na suficie. Nie wiem z czym mogę porównać ten dom. Do
głowy przychodzi mi jedynie wnętrze Tytanica. Filmu, przy którym przestałam płakać po obejrzeniu go za dwudziestym pierwszym razem. Ten klimat dawał tyle
tajemniczości. Aż przechodziły mnie dreszcze ekscytacji. Schmidt otworzył przed
nami wejście do biblioteki gdzie przy stole na skórzanych siedzeniach siedziała
reszta gości, którzy byli w tym domu podczas zabójstwa.- Terence!- zielonooki
blondyn zawołał lokaja, który zjawił się natychmiast.- Sprowadź jeszcze Dorę i
Kayden'a.- mężczyzna skinął głową i zrobił co do niego należało.
-
Witam serdecznie.- piękna blondynka w czarnej sukni przywitała się z nami.- Ja
jestem Amanda Schmidt, siostra Kendalla.
-
Larra Lawson, a to mój kolega Christopher Layne.- powiedziałam do niej
jak i do reszty zebranych. Nie chciało mi się za każdym razem tego powtarzać.
-
Więc tak…- zaczęła kobieta.- Po kolei. Po lewej siedzi James Maslow i Logan
Henderson. Pracowali z naszym tatą zanim zmarł. Dalej siedzi nasz sąsiad Carlos
Pena, a obok niego moja przyjaciółka Ciara Mandez.
-
Już jesteśmy.- w drzwiach pojawił się Terence z mężczyzną w szortach i
przepoconą koszulą, a za nim stanęła kobieta w białym fartuszku, która znalazła
sobie potulne miejsce w kącie. Nawet się nie odezwała.
-
Kayden Sullivan jest naszym ogrodnikiem.- wskazała na niego Amanda.- A Dora
Martinez jest gospodynią.
-
Czy to już wszyscy?- spytałam patrząc na Schmidt’a, który się wyraźnie
zmieszał.
-
Moja żona nie przyjdzie.- zesmutniał natychmiast.
-
Dlaczego?
-
Nie wiem. Zniknęła. Od wczoraj nie pokazała się w domu.- założył ręce. Podszedł
do okna żeby odwrócić się plecami do reszty. Widać było już na pierwszy rzut
oka, że coś go dręczy i niepokoi. Nikt tak normalnie nie znika i to akurat w
takim momencie. Czyżby żona Schmidt’a miała coś wspólnego z otruciem oraz
zasztyletowaniem jego własnej matki?
-
Niech Państwo nam pomogą.- odezwała się Amanda.- Mój brat i ja już sobie z tym
nie radzimy. Tydzień temu nasz ojciec zmarł na zawał w swoim własnym gabinecie,
a dwa dni temu zabito naszą matkę.
-
Przykro nam.- odpowiedział Layne.- Postaramy się jednak uczynić wszystko co w
naszej mocy.
-
To znaczy, że mogę już iść do domu?- odezwał się niespodziewanie Maslow.-
Trochę się spieszę. Po co my w ogóle tu wszyscy siedzimy?- nie ukrywał swojego niezadowolenia.
-
Wszyscy byliście na miejscu przestępstwa, więc każdego z was trzeba
przesłuchać.- wyjaśniłam.- Nikt stąd nie wyjdzie póki nie przepytamy każdego.
-
To jest jakiś absurd!- uniósł się Henderson.- Przecież ja nic nie zrobiłem. Ja
bym muchy nie skrzywdził!
-
Nikt Pana na razie nie oskarża.- uspokoił go Chris. Zauważyłam, że od razu
wpadł mu w oko. Nie chodzi o to, że mu się spodobał czy coś, nie… Czułam jak
Layne się na niego szykuje. Nie zostawi po nim suchej nitki. Widziałam to w
jego oczach. Ten błysk…
-
A wczoraj szczura miotłą zabiłeś.- wtrącił Pena. Logan spiorunował go
spojrzeniem.- Tłukłeś ją i tłukłeś póki nie zdechła.- Latynos w powietrzu
przedstawiał gestykulując jak wyglądała ta scena.
-
Nie szczur tylko mysz polna, a zrobiłem to instynktownie, bo się przestraszyłem.-
wyjaśnił. Mandez zaczęła się śmiać wyjmując z torebki jakieś tabletki. Jedną z
nich łyknęła popijając wodą, która stała na stole.
-
Pozwolicie, że pójdę do toalety?- zapytała kobieta. Jedyne co mnie
zaintrygowało to sposób w jaki szła. Kuśtykała na prawą nogę. Christopher chyba
też to zauważył. Dla reszty to nie miało żadnego znaczenia. Mandez zniknęła za
drzwiami. James przyglądał mi się uważnie.
-
Chodzi Pani o jej nogę?- spytał wprost.- Niedawno spadła ze schodów, niezdara
jedna. Nogi się pod nią plączą.- sięgnął po książkę, która leżała na stoliku.
-
Widział Pan to zdarzenie?
-
Nie.- zaprzeczył.- Ciekawy byłem to się po prostu zapytałem. Mogliby Państwo
zacząć już te przesłuchania, bo ja pracować muszę.
-
No dobrze.- odpowiedziałam. Spojrzałam na zmartwionego blondyna przy oknie.- Panie Schmidt, Pan będzie pierwszy…
* Jak Wam się podobało? Nasza para detektywów rozpocznie w następnym rozdziale przesłuchania. Udało mi się wstawić wczoraj zakładkę z bohaterami, więc zapraszam :) Mam zamiar wstawić kolejny post w najbliższy piątek, ale to zależy tylko od Was, więc zostawcie po sobie komentarz :)
PS A już jutro kolejny rozdział na pierwszym blogu :
No to zaczyna się akcja. Nie myślałem, że Larra tak szybko zacznie pękać, a tu proszę, wystarczyło, że facet trochę pofałszuje,a ona stwierdzi, że jej go brakowało. Ahh... Kobiety.. :D Rozdział super. Carlos opisujący, jak Logan tłukł mysz...- gdy to czytałem napadł mnie niekontrolowany atak śmiechu. Super było :* Do następnej <3
OdpowiedzUsuńWyobrazam sb co to musi byc za bol kiedy ktos falszuje az chce sie glowa walic o szybe:) scena carlosa i logana z ta mysza po prostu mnie rozwalila :)haha cudo. Czekam na pt
OdpowiedzUsuńKolejna osoba ktora zachwyca sie zakatowanym gryzoniem Hendersona :D mnie samą też to śmieszylo :)
UsuńW końcu dorwałam się do komputera. Więc tylko muszę powiedzieć : Ha ha XD Carlos opowiada o zaatakowaniu Hendersona przez małą mysz polną to mój napad śmiechu ! Ha ha nie mogę się przestać śmiać zwłaszcza z fałszu Chrisa. Ja to bym go chyba przez szybę wywaliła. Bez obrazy kochany. ;) XD Rozdział boski. :* Oj szykuj się, bo niedługo powracam. Zaraz dodam do moich ulubionych bloga. :D Całuski :* ♥
OdpowiedzUsuńTrafiłam zupełnie przypadkiem na tego bloga, ale jest genialny! Rozdział super. Logan, który zabija biedną mysz. To mi się śnić po nocy będzie :)
OdpowiedzUsuńI aż mi ciekawość tyłek ściska... O ile wiesz, co mam na myśli. Podobało mi się nazywanie po nazwiskach. Głupio skonstruowane zdanie, ale wiesz co mam na myśli. To dodawało dialogowi powagi. Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *-* I dużo się dzieje to co ja lubię :D Hahaha najlepsze było to z Loganem i myszą hahaha nie kontrolowany atak śmiechu gwarantowany :D
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nn :)
PS. Zapraszam na bloga po długiej nie obecności :) http://feelthelove3.blogspot.com/
Uuuu hih jak ja uwielbiam takie opowiadania :-)
OdpowiedzUsuńI robi się coraz ciekawiej. W następnym rozdziale przesłuchania, uuuu ;) nie mogę doczekać się kolejnej części :******
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na nn :****
Pozdrawiam Stelss :*******
super rozdział rozawliła mnie scena z cralosem który przedstawia jak logan myszka zaatakowała
OdpowiedzUsuń