Zamknąłem
za sobą drzwi do sypialni Larry z uśmiechem na twarzy. Zszedłem na dół
swobodnie schodząc, a raczej zeskakując ze stopni. Czułem się dziś wyjątkowo
dobrze, ponieważ ostatnimi czasy wydarzyło się tyle dobrego. W głowie wciąż mam
tego całusa od Larci, rany mi już nie dokuczają, a sprawa morderstwa Amandy
dobiegła końca i można znów wrócić do tego co było na początku. Seattle nie
słynęło tak jak w Miami z pięknej pogody, ale dzisiaj było inaczej. Gorące
słoneczko pojawiło się na niebie. Poszedłem skorzystać z tego na świeżym
powietrzu. Usiadłem sobie przy fontannie i znów przypomniał mi się ten las.
Było w nim coś co mnie do niego przyciągało. Nie wiem co, ale będę musiał to
sprawdzić. Jednak nie teraz. Wolałem trochę odpocząć.
Mój
relaks nie trwał długo kiedy zauważyłem Hendersona. Już dawno przyzwyczaiłem
się do jego obecności, ale było nie mniej dziwne, że przechodził przez
ogrodzenie górą. Wracał z lasu. Nasunęły mi się dwa pytania. Dlaczego łamie
zakaz? Po co tam wraca skoro ma nieprzyjemne wspomnienia? A może on tam coś
ukrywa? Wyglądał na przygnębionego. Usiadł sobie na ławce i tępo patrzył się na
tryskające wodą zraszacze ogrodowe. Miałem już do niego podejść, ale Terence
poprosił nas do jadalni.
Nie
wiem co tu się działo, ale było to przerażające. Atmosfera przy stole bardziej
grobowa niż zawsze. Schmidt’a nie było. Znów jadł u siebie. Chyba nie chciał
jeść wśród ludzi wiedząc, że jest ktoś jeszcze kto zabił jego rodzinę. Co było
dziwne. Kayden zaczął stołować się przy tym stole. Zajął miejsce Mandez. Wdał
się z Peną w rozmowę. Maslow jedną ręką na oślep nabijał groszek widelcem, a
drugą ręką wysyłał sms-y.
Larra
została jedyną kobietą przy stole. Henderson, który siedział naprzeciwko niej
zachowywał się dziwnie. Czasem na nią zerkał, a ona chyba udawała, że tego nie
widzi. Chciała sięgnąć po sos, który stał obok niego.
-
Panie Henderson, mógłby mi Pan podać sos?- spytała go. A ja oniemiałem. Byli
przecież na Ty, a teraz zwróciła się do nie go na Pan suchym tonem. Coś mi tu
nie grało. Ten jednak mało zdziwiony tym zwrotem bez słowa podał jej wazę.-
Dziękuję.- zupełnie tego nie ogarniałem. Jakby ich znajomość uwsteczniła się w
ciągu jednego dnia. Powinienem się cieszyć, ale mój mózg wysyłał informacje Zbadaj to, Chris.
Pierwsza
od stołu odeszła Larra. Martinez zabrała jej naczynia. Potem po kolei Maslow,
Sullivan, Pena… A ja zostałem sam na sam z Hendersonem po tym jak Martinez
również opuściła jadalnie. Zostawiła nam tylko szklanki do picia. Henderson
nalał sobie wody. Jednak po chwili zawołał Dorę.
-
Doro, proszę cię… Daj mi coś mocniejszego.- kobieta przytaknęła i za chwilę
podała mu szklankę z alkoholem.
-
Niech Pani od razu przyniesie wszystko.- poprosiłem. Zaskoczona gosposia
przyniosła mi po dwóch minutach całą butelkę brandy, którą pił Henderson.
-
To super… nie będę pił sam.- powiedział natychmiastowo opróżniając zawartość
kieliszka.
-
Taaaak.- potwierdziłem nieszczerze. Nalałem sobie trochę na dno. Wziąłem łyka i
odstawiłem. Nie miałem zamiaru upić siebie. Miałem zamiar upić jego.- Proszę
się częstować.- podałem mu butelkę. Chętnie skorzystał wzruszając ramionami. Ja
nadal ślęczyłem nad tą resztką, która mi została, bo nie lubiłem brandy za to
on żłobał to jak maratończyk wodę po maratonie. Ze skrzywioną miną oparł głowę
na łokciu. Pół godziny i był dość wstawiony.
-
Wie Pan co?- zaczął rozmowę na nowo.- Czasami się zastanawiam czym jest życie.
Bo moje życie to ciągły strach. Strach przed czymś, że coś się może wydarzyć,
coś złego może mnie sięgnąć… coś mi się stanie albo komuś się stanie. Czasami
człowiek boi się jutra, czasami i samego siebie.- przymknął na chwilę oczy, a
później znów je otworzył.- Larry się nie boję, ale Pana to już tak…
-
Boi się mnie Pan?
-
Boję się Pana, że mnie Pan o coś oskarży, bo czuję, że mnie Pan nie lubi. Boję
się o Kendalla, że sobie jednak coś zrobi, a mi nie wybaczy. Boję się
najbardziej Maslow’a, bo chce mnie załatwić.
-
Myślę, że to tylko taka pogróżka, bo jest na Pana zły.- oznajmiłem.
-
Nie zna go Pan. Jeśli Maslow chce żeby tak było to tak będzie. Jeśli mówi, że
tego pożałuje, to tak się stanie. Ale on też się mnie boi, bo ja też na niego
coś mam.- uśmiechnął się złowieszczo.
-
Co takiego?- zaciekawiłem się.
-
Ja myślę, że Pan wie co to jest. Musi Pan poszperać w pamięci, Panie
detektywie… Jeszcze raz mi podskoczy, a nie ręczę za siebie. Fakt. Mam dużo
rzeczy na sumieniu, ale nie zaszkodzi jeszcze jedna.
-
Co to znaczy dużo rzeczy na sumieniu?
-
Mamy dzisiaj wyjątkowo piękną pogodę. To musi coś znaczyć…- rozmarzył się
ekspresowo zmieniają temat.- Coś się stanie. Czuję to.
-
A może mi Pan powiedzieć co Pan robił dzisiaj w lesie?
-
A skąd Pan wie?- podniósł brwi.- Widział mnie Pan?- kiwnąłem głową.- Wiedziałem
żeby zrobić to nocą, ale gówno bym wtedy zobaczył.- zaśmiał się.- Puści mnie
Pan na godzinę żebym kupił noktowizor?
-
Dam Panu noktowizor jeśli mi Pan powie do czego jest potrzebny.- skłamałem.
-
Nie mogę Panu powiedzieć, bo mi to Pan zabierze.- odpowiedział. Powoli
zaczynałem mieć tego dość. Zachowywał się jak małe dziecko. To jego owijanie w
bawełnę tylko podnosiło moje ciśnienie. Myślałem, że zacznie śpiewać gdy trochę
się upije, ale to chyba potrzebna będzie druga flaszka.- Wyjawić Panu sekret?-
spytał.
-
No niech mnie Pan zaskoczy…- wywróciłem oczami.
-
Chyba się zakochałem w Pana koleżance.- oparł głowę o oparcie krzesła.- I chyba
ja też jej się podobam.
-
Proszę sobie nie robić nadziei ani nie wyobrażać byle czego.- odrzekłem lekko
załamanym głosem.-Ta kobieta jest niedostępna całodobowo.
-
Tak?- uśmiechnął się.- Byłem u niej dzisiaj. Dała się zgodzić na masaż z mej
strony. A potem… Hmm…
-
Co potem?!- ożywiłem się.
-
Czuję, że coś zaiskrzyło. Tylko ona po prostu teraz się skrywa, bo jest w
pracy, ale poza nią brałaby mnie tak jak wtedy. Jej ciało w dotyku takie
cudowne, usta…
-
Chyba jednak za dużo Pan wypił.- nawet nie dopuszczałem do świadomości, że to
prawda. Bo to nie może być prawda. Kłamie od samego początku. Wszystko co
powiedział jest kłamstwem, pijackimi bredniami… Pomimo to, że gdy się jest w
takim stanie mówi się zazwyczaj prawdę, ale nie tym razem…
-
Nie wierzy mi Pan? No trudno… Ja się tłumaczyć nie będę. Proszę jej tylko
przekazać żeby oddała mi mój sweter, który zostawiłem.- podniósł się nieudolnie
trzymając się za kant stołu.
A
jeśli to prawda? Niby wszystko się zgadza… Kiedy szedłem do Larry, spotkałem po
drodze Hendersona bez tego swetra, z rozpiętą bardziej koszulą. Wszedłem do jej
pokoju. Ten sweter tam wisiał, a ona stała przy łóżku z bluzką założoną nie tą
stroną. Ale ja jestem głupi! On miał rację. W tak cudowny dzień to musi się coś
stać. Kiedy w Seattle świeci słońce to zazwyczaj komuś łamie się serce…
Postanowiłem
mimo to wypytać się dyskretnie czy to prawda, bo nadzieja umiera ostatnia. Może
Henderson rozszyfrował, że Larra mi się podoba i chciał mi dopiec uderzając w
czuły punkt. Zapukałem do jej drzwi. Usłyszałem jej pozwolenie, więc wszedłem
do środka. Ta bluza nadal leżała. Larra za to siedziała na łóżku z kalendarzem
i długopisem w rękach. Kiedy mnie zobaczyła, schowała go pod poduszkę. Oparłem
się o ścianę i zapatrzyłem się na nią.
-
Halo?- pomachała ręką.- Ziemia do Layne’a!
-
No już…- otrząsnąłem się.
-
Po co przyszedłeś?- podniosła się.
-
A tak sobie porozmawiać… - jak gdyby nic podszedłem bliżej palcem jeżdżąc po
blacie biurka.- O! Przypomniało mi się, że Henderson kazał ci powiedzieć żebyś
oddała mu jego sweter. To może ja…- wyciągnąłem po niego rękę, ale ona mnie
ubiegła.
-
Sama to zrobię. Muszę jeszcze z nim zamienić kilka słów.- przycisnęła go
mocniej do siebie.
-
Przecież już dzisiaj gadaliście…- mogłem ugryźć się w język. Zupełnie nie
widziałem jak podejść do tej sprawy. Nie miałem pomysłu na to.
-
No to zagadam jeszcze raz. Problem?
-
Nieee, po prostu… tak sobie myślałem… Przelotnie i tak bez sensu, tak sam z
siebie, bo może i tak, może i nie… no i w ogóle tak jakoś no nie wiem.
Ogólnie…- zaplątałem się. Nerwy mnie zjadły.
-
Powiesz wreszcie o co ci chodzi?!- założyła ręce.
-
Po prostu myślę, że ty i Henderson może… No może wy, razem…coś…- zawahałem się
nad dokończeniem, ale myślę, że się zorientowała po moim spojrzeniu, które jej
wysłałem.
-
A skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?!- oburzyła się.
-
No bo tak doszedłem do wniosku no i…
-
To nie jest twoja sprawa!- przerwała mi. Wybałuszyłem oczy.
-
Czyli to prawda? On miał rację…
-
Jaki on? Co? Wygadał ci się?!- podniosła głos.
-
Upiłem go to powiedział wszystko!- wyjaśniłem.- Ty z nim? Jak możesz?!
-
CO? No sorry! A co ty sobie myślisz? Nie jestem twoją własnością. Mogłabym się
spotykać z kimkolwiek chce i nic ci do tego. Myślisz, że co? Że sobie mnie
zaklepałeś i nie mogę teraz się do nikogo zbliżyć?! Wyjdź stąd natychmiast!
-
A-ale…- odebrała to trochę inaczej. Nie byłem w stanie wydusić z siebie odpowiedniego
słowa.
-
Wynoś się!- wypchnęła mnie z pokoju i zamknęła drzwi przed nosem.
Ze
złości walnąłem pięścią w ścianę. Wiem, że to nie moja sprawa, bo nie jesteśmy
razem, ale boli mnie to, że wolała jego niż mnie. Czułem jak moje serce rozrywa
się na pół, a później na coraz mniejsze strzępki. A myślałem, że będzie tak
cudownie po tym jak się pogodziliśmy. Teraz mam wrażenie, że to nasza znajomość
działa wstecz. Tak jak myślałem, że mam ją daleko od siebie, teraz mam jeszcze
dalej. Też czuję się jak Schmidt, jak więzień w tym domu. Nie chciałem tu teraz
być.
Nie
wiem co mnie podkusiło. Wcześniej też się nad tym zastanawiałem, ale teraz
byłem bardziej zdeterminowany. Stanąłem przy bramie oddzielającą teren
rezydencji od tego tajemniczego lasu, zielonego kraju lorda, cholera jego mać,
Hendersona. Wspiąłem się po ogrodzeniu i przeskoczyłem na drugą stronę. Zobaczy
się co ciekawego tam znajdę…
* "Kiedy w Seattle świeci słońce to komuś zazwyczaj łamie się serce..." - kocham ten fragment hehe :) Muszę przyznać, że NASZ CHRIS jest coraz lepszy w odgadywaniu. Podejrzewał Mandez, a teraz przewidział wędrówkę do lasu. To lepiej nie zdradzaj kogo teraz podejrzewasz ;) Widać jednak i w rzeczywistości dobry z Ciebie detektyw :*
Co takiego Layne znajdzie w lesie? Czy trafi na ważną poszlakę? Czy pozna prawdę i pogodzi się z Larrą? Piszcie w komentarzach. Do piątunia :*
* "Kiedy w Seattle świeci słońce to komuś zazwyczaj łamie się serce..." - kocham ten fragment hehe :) Muszę przyznać, że NASZ CHRIS jest coraz lepszy w odgadywaniu. Podejrzewał Mandez, a teraz przewidział wędrówkę do lasu. To lepiej nie zdradzaj kogo teraz podejrzewasz ;) Widać jednak i w rzeczywistości dobry z Ciebie detektyw :*
Co takiego Layne znajdzie w lesie? Czy trafi na ważną poszlakę? Czy pozna prawdę i pogodzi się z Larrą? Piszcie w komentarzach. Do piątunia :*
Haha Chris upił Logana :) Logan jest bardzo tajemniczy. Coś ukrywa w tym lesie. I co miał na myśli kiedy mówił o Jamesie? Mega dziwne. Larra niedostępna całodobowo. Hehe. Chris jaki dociekliwy. I znów się pokłócili. Jestem ciekawa co Layne znajdzie w lesie. Czekam na nn :***
OdpowiedzUsuńTak na początek: zielonego kraju lorda, cholera jego mać, Hendersona" - to mnie rozjebało. ;)
OdpowiedzUsuńCo do reszty rozdziału, uważam, ze cudowna. Chris upija lorda Hendersona, by dowiedzieć się co kryje e swej zielonej krainie, a zamiast tego dowiaduje się, ze zaszło coś miedzy nim a Larcia. Dodatkowo ona to wszystko potwierdza, nie dosłownie, ale jednak potwierdza. Ten załamany wybiera się do lasu. Co się tam stanie? Kto wie? Może wyruchają go niedźwiedzie? :D
Tak, wiem, że wspaniały ze mnie detektyw ^^
Ten lord Henderson :) Cholera jego mać haha. Ten fragment, który zacytowałaś taki piękny. Pełny bólu. Słyszałam jak mu trzaska to serducho :) Od pijanego lorda dowiedzieliśmy się dziwnych rzeczy. Po co on tam do tego lasu łazi skoro dostał i tak bęcki? Gdyby mnie gonił niedżwiedź to już byn nigdy tam nie wchodziła. I wszystko się zaczęło od tego, że Maslow chciał go załatwić. Uwielbiam spięcia mdz Jamesem a Loganem. Wyczuwam jakąś aferę. Jeszcze nie wiem przez co, ale będzie. Rozdział fantastyczny. Co tu więcej gadać ;)
OdpowiedzUsuńBTC, gratuluję rozwiązania zagadki :D
Coś mi się przypomina. W świecie Harry'ego Pottera to się nazywa Veritaserum, a u nas to po prostu wódka. Kiedyś kolega mi to pokazał... To przez to upijanie, bo wiem, o co chodzi z tym przesłuchaniem. Przypomina mi się jeden odcinek Chucka. Gdzie ten i jeden taki muzułmanin najarali się podtlenkiem azotu i... TEN MU POWIEDZIAŁ, GDZIE SIĘ UKRYWA POSZUKIWANY TERRORYSTA. czyżby Chris podziewał się podobnego skutku? No ok... Rozdział cudny! Czekam do piątku! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTaak haha no rzeczywiście. Veriraserum... że też nie pomyślałam :) Umbridge mi się przypomina. Haha podtlenek azotu jest bombowy :) Też bym nie omieszkała wciągnąć w płuco hahaha. Ja już sama nie wiem co piszę. Niedawno śpiewałan z siostrami piosenki drząc się wniebogłosy i to jeszcze nagrywałam potajemnie. Ah... też pozdrawiam ^^
UsuńWybacz, że wcześniej nie skomentowałam, ale wyjeżdżałam i nie miałam jak :/
OdpowiedzUsuńAle już nadrobiłam ;)
Moim zdaniem dobrze, że Chris się dowiedział ;) Chrisem to trochę wstrząsnęło, ale może dzięki temu w 100% skupi sie na pracy i to on odkryje mordercę, który zabił panią Schmidt ;)
Logan się zakochał?? ^^ Przeczuwałam, że tak może być ;) Ale jak z tym radzi sobie Larcia? Czyżby też odczuła jakieś iskiereczki?? Hmmm?? Jestem tego strasznie ciekawa :) Ni i ciekawa również tego, co Chris znajdzie w tym lesie?? ;)
Czekam na nn :************
Pozdrawiam Stelss :*********
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńAle w sumie Logan nie powiedział wszystkiego do końca Chrisowi.. Chyba że On odebrał to inaczej. Może i Larra też coś czuje do Logana, ale Chrisa zna dłużej. Więc wszystko się może zdarzyć. Las to niezwykle tajemnicze miejsce.. Aż jestem ciekawa w jakim celu Chris tam się udał? ;d.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział <3.