Ambulans
szybko zjawił się na miejscu wypadku. Zabrano Maslow’a do szpitala. Ratownik
powiedział nam tylko, że żyje, a następnie wsiadł do pojazdu. Nie mieli czasu z
nami rozmawiać. Terence zabrał z powrotem do domu jego walizkę. Nikt nie darzył
inwestora szczerą sympatią, ale teraz było mi go szkoda. Nikomu przecież nie
życzę takiego wypadku. Jednak skoro żyje to jest to prawdziwe szczęście w
nieszczęściu. Powiedziałam Schmidt’owi, że z powodu kryzysowej sytuacji, będę
musiała opuścić teren rezydencji. Nie miał nic przeciwko. Poprosiłam Layne’a
żeby zawiózł mnie do szpitala. Nie może przecież teraz zostać sam. Z powodu
zaistniałych wydarzeń zapomniałam z Chrisem na chwilę o tym co wcześniej mogło
się między nami wydarzyć, bo trzeba było skoncentrować się teraz nad
najważniejszym.
Wkrótce
znajdowaliśmy się już na parkingu. Layne zaoferował, że pójdzie ze mną.
Weszliśmy do środka. Zapytaliśmy się w recepcji o poszkodowanego z wypadku
samochodowego i poinformowano nas, że w tej chwili jest na sali operacyjnej. Musieli
to zrobić czy może jego stan się pogorszył? Czekaliśmy pod salą. To było
dziwne… nikt nie przyjechał do niego? Przecież musieli na pewno poinformować
jego rodziców. Czekaliśmy w niewiedzy i czekaliśmy… Minęła godzina i nadal nikt
się nie zjawiał. Chciałam wcześniej wracać, ale widząc jak samotny jest ten
człowiek, zrobiło mi się przykro. W sumie to co ja bym robiła gdybym wróciła?
Tak to mogę nacieszyć się tym, że jestem w mieście. W szpitalu, ale miejskim.
Naszym
oczom ujawnił się lekarz. Szybko do niego podeszłam.
-
Panie Doktorze, co z nim będzie?
-
A Państwo z rodziny?- spytał. Jak ja nie lubię tego pytania. Ale nie
zamierzałam też kłamać.
-
My jesteśmy detektywami i prowadzimy śledztwo, które jest związane z Panem
Maslow.- odpowiedział za mnie Layne.- Czy wszystko z nim dobrze? Jakie miał
obrażenia?
-
Ma złamaną lewą rękę w dwóch miejscach. W trakcie dojazdu do szpitala doszło do
zatrzymania akcji serca, ale udało się opanować sytuację. Miał wstrząs mózgu, ale w niewielkim stopniu.
-
Ile czasu zostanie w szpitalu?- spytałam. Ciężko to wszystko wyglądało.
-
Prędko stąd nie wyjdzie. Tydzień na pewno będzie musiał zostać na obserwacji.
Szybko się nie obudzi, więc nie można go odwiedzić. Przepraszam, ale muszę iść
do innych pacjentów.- wyminął nas.
-
No to zajebiście.- podsumował mój partner.- Przecież nie możemy tu nie wiadomo
ile czekać aż się obudzi.
-
To co wcześniej powiedział nie ma teraz największego znaczenia.- przypomniał mi
się moment jak przyznawał się do winy, ale nie wiem czy mogę brać to na
poważnie. W sumie Maslow jest nieprzewidywalny. Niczego nie można się domyślać,
to trzeba wiedzieć.
Chciałam
już wracać do domu kiedy wpadłam na pewien pomysł. Ktoś musi się dowiedzieć co
go spotkało. Wyjęłam komórkę.
-
Do kogo dzwonisz?- spytał mnie Layne.
-
Wyjmij komórkę to coś mi zanotujesz.- tak też zrobił.- Dzwonię do Hendersona.
-
Po co? I skąd masz jego numer?
-
Nie pytaj tylko pracuj.- połączyłam się z Loganem.
Logan:
Halo?- spytał.
Larra:
Z tej strony Larra. Potrzebuję pomocy.
Logan:
Wow…- brzmiał na zaskoczonego.- A w czym mogę pomóc?
Larra:
Wiem, że dzwoniłeś, yy dzwonił Pan…
Logan:
Oh daj już sobie spokój!- przerwał.
Larra:
Wiem, że dzwoniłeś do byłej narzeczonej Maslow’a. Daj mi jej numer. Powinna
wiedzieć co się stało.- wytłumaczyłam po krótce.
Logan:
Ok, masz coś do pisania?
Larra:
Tak.- wtedy podyktował mi numer, a ja powtarzałam go na głos żeby Layne mógł go
zapisać.- Dzięki. Do usłyszenia.- rozłączyłam się szybko.
-
Mam zadzwonić do Sage?- spytał.- To dobry pomysł?
-
A masz lepszy? Jego rodzice nie pojawiają się, a dobrze by było gdyby ktoś z
jego bliskich…
-
Lub już nie bliskich.- poprawił mnie.
-
…dowiedział się o wypadku.- dokończyłam.- Dzwoń.
-
Aleś ty uparta…- nacisnął zieloną słuchawkę i wcisnął głośnik.
H:
Halo?- spytała Halston.
C:
Dzień dobry. Mówi Christopher Layne. Pamięta mnie Pani?
H:
Detektyw z tego śledztwa, tak?
C:
Tak, to ja. Dzwonię, aby poinformować Panią, że Pan James jest…
H:
Przepraszam, ale nie obchodzi mnie już nic związane z tym człowiekiem.-
przerwała mu.- Jeśli Pana poprosił, aby skontaktować się ze mną to na marne się
Pan trudzi.
C:
Nie o to chodzi. On miał wypadek i leży w szpitalu.- powiedział szybko zanim
postanowi się rozłączyć.
H:
Jak to wypadek? Co się stało?-o dziwo nadal słuchała. Słyszałam zmartwienie w
jej głosie.
C:
Potrącił go samochód. Jego rodzice zostali poinformowani, ale dotąd się nie
zjawili.
H:
Rodzice Jamesa i on od lat ze sobą nie rozmawiają…- urwała.- W którym szpitalu
leży? Tym na przedmieściu?
C:
Tak.- odpowiedział krótko, a kobieta się rozłączyła.
-
Chyba przyjedzie.- stwierdził.
-
A my musimy wracać. Lekarz nas poinformuje jeśli się wybudzi.
Wróciliśmy
do samochodu i pojechaliśmy do rezydencji. Powiadomiliśmy domowników o stanie
Maslow’a. Oczywiście każdy normalnie to zniósł, w dodatku bez zbędnych pytań.
Logan tylko wypuścił powietrze z płuc, a następnie zaczął rozmyślać nad nie
wiem czym, a Schmidt od razu poszedł na górę do swojego pokoju, w którym
ostatnio ciągle się zamykał. Kisił się tam i chyba nie miał zamiaru tego
zmieniać.
Pod
wieczór dostałam telefon z recepcji. Maslow obudził się i można go już
odwiedzić. Chris znowu zrobił za szofera i mnie tam zawiózł. Jak ja nie lubiłam
unoszących się w tym szpitalu zapachów. Robiło mi się od nich niedobrze. Już
miałam otworzyć drzwi od jego sali kiedy zauważyłam przez szybę, że siedzi tam
już Halston. Kazałam Chrisowi się schować żeby nas nie zobaczyli. Przysłuchałam
się im. Na razie nic nie było słychać, ponieważ Maslow dopiero otworzył oczy.
Wyglądał na zdezorientowanego.
-
James? I jak się czujesz?- spytała przysuwając taboret do jego łóżka.
-
Hal? Co ty tu robisz? Jak się dowiedziałaś?
-
Detektyw zadzwonił do mnie, bo z twoimi rodzicami to wiesz jak jest…
-
Nawet bym ich nie chciał widzieć na oczy.- zapadła cisza, po której się
uśmiechnął.- Tak się cieszę, że jesteś tutaj. Dla tego momentu warto było wpaść
pod samochód.
-
Co ty mówisz? To mogło się źle dla ciebie skończyć. Mogłeś umrzeć. Miałeś sporo
szczęścia.- uniosła się.
-
Od kiedy ciebie nie ma, szczęście mnie opuściło… Wszystko zaczęło się walić.
Zdałem sobie sprawę, że popełniłem wielki błąd. Ale pewnie nie chcesz tego
słuchać...- spojrzał jej prosto w oczy.
-
Powiedz.- zgodziła się odgarniając blond włosy z twarzy.
-
Wiesz, że wszystko robiłem dla ciebie, dla nas… Dopuściłem się przez to do
rzeczy, których nie chciałem zrobić. Jestem w strasznej sytuacji. Ale potem to
poszło za daleko. Za bardzo mnie to wciągnęło i omotało, że nie postrzegałem
tego jak złą rzecz tylko potrzebną. Fakt, omotałem żonę swojego szefa, a potem
przejąłem firmę i piąłem się wysoko. Chciałem żebyś dostała wszystko na co
zasługujesz, ale mój sposób, przyznaję, nie był najlepszy. I odeszłaś, a
wszystko co zrobiłem poszło na marne. Jeszcze bardziej odczułem, że źle
zrobiłem. Dusiłem to w sobie i przez to przejadła mnie ta cała złość i stałem
się na serio tym skurwysynem, którym być nie chciałem. A teraz nie mam już
firmy, a przede wszystkim ciebie, dlatego mi tak cholernie żal… Rozumiesz mnie?
-
Rozumiem.- kiwnęła głową.
-
Chciałbym się zmienić. Chciałbym żeby wszystko było tak jak dawniej. Kocham cię
i zrobiłbym dla ciebie wszystko. Daj mi tylko drugą szansę. Hal, kochasz mnie
jeszcze?
-
James…- złapała go za rękę. -Nigdy nie przestałam cię kochać, ale to co
zrobiłeś zabolało. Jednak wybaczę ci i dam drugą szansę tylko nigdy więcej tego
nie rób.
-
Obiecuję.- uśmiechnął się. Sage pochyliła się i go pocałowała. Maslow syknął z
bólu, ponieważ zetknęli się czołem, a miał opatrunek na głowie. Pomuskała go po
policzku.
-
Muszę iść do pracy. Przyjadę do ciebie wieczorem, dobrze?- spytała, a on kiwnął
głową. Schowaliśmy się za ścianą, a Halston wyszła z sali. Przeczekaliśmy
chwilę, a następnie weszliśmy do środka uprzednie pukając.
-
Co za niespodzianka.- powiedział Maslow.- Mam więcej gości.
-
Witam. Jak się Pan czuje?- spytałam zaskoczona. Mimo, że przeżył wypadek,
uśmiechał się wydawał sympatyczny. Może faktycznie to musiało się stać po coś.
Wylądował w szpitalu żeby mógł pogodzić się z narzeczoną i zrozumieć kilka
rzeczy. Może właśnie teraz uda mi się porozmawiać z prawdziwym Maslow’em. Chris
też wydał się zaskoczony, że w żaden sposób nie odpyskował czymś w stylu Tylko Państwa mogłem się tu spodziewać… żeby
mnie zamęczyć.
-
Boli mnie głowa, boli mnie ręka, ale z sercem w porządku.- odpowiedział.-
Państwo prywatnie czy służbowo do mnie przyszli?
-
I tak i tak.- odrzekłam.
-
Nie chcę tu leżeć. Mogą mnie Państwo stąd jakoś wyciągnąć?-spytał błagalnie.
-
To na razie niemożliwe.- wtrącił Layne.
-
Już wolę siedzieć w rezydencji.- westchnął. Przyjrzał mi się uważnie.- Czemu mi
się Pani tak dziwnie przygląda?
-
Zaskoczyła mnie po prostu Pana nagła zmiana nastroju.- odpowiedziałam szczerze,
a on tylko uśmiechnął się na moment.- Jednak mam do Pana jedno pytanie…
-
Jakie?
-
Pamięta Pan co mi powiedział przed wypadkiem?
-
Pamiętam…- odpowiedział niepewnie. Chyba już podejrzewał o co teraz zapytam.
-
No to proszę się tego wytłumaczyć. Co miał Pan wspólnego ze śmiercią Pani
Schmidt?
- Prawda jest taka, że…* Haaaa znów jestem zła huehue. Znów urwałam w najlepszym momencie. Co ważnego chciał przekazać James dowiecie się za tydzień. Jeny... jeszcze cztery rozdziały i koniec. Miesiąc i koniec. Przygotowuję Was na to. Trzymajcie się i do piątku :*