Na
miejscu zbrodni stwierdzono zgon. Pani Amanda nie żyje. Ktoś z zimną krwią ją
wbił w jej ciało nóż siedem razy. Tyle samo co w Panią Schmidt. Byłem w szoku.
Wszyscy zebrali się na dole. Każdy chciał w tej chwili pocieszyć Schmidt’a, ale
każdy chyba bał się do niego teraz podejść. Współczułem mu. To co teraz
przeżywa, musiało być straszne. Gdy zabrali jej ciało do szpitala, Kendall nie
ruszył się z fotela od jakiś czterdziestu minut. W końcu podniósł głowę, co
chyba nie było najlepszym pomysłem. Wyglądał jak wrak człowieka. Cały w
czerwonych plamach na twarzy, z wymęczonymi od płaczu oczu… sam nie mogłem na
to patrzeć. Tak mi było go żal. Nawet oziębły mistrz ironii Maslow wydawał się
teraz przejęty tym wszystkim. Henderson odważył się podejść do Schmidt’a i
poklepał go po ramieniu.
-
Stary, trzymaj się. Musisz być dzielny.- powiedział.
-
Łatwo mówić!- wstał ciągając nosem.- Rodzice nie żyją, jedyna siostra nie żyje,
moja żona zaginęła. Nie mam po co żyć! Straciłem tych, którzy byli dla mnie
najważniejsi. I ja mam się trzymać? Jedyne o czym teraz marzę…- urwał. Spojrzał
po kolei na każdego kończąc na Kaydenie.- Ty… ty musiałeś ją zabić!- podszedł
do niego szybkim krokiem i przycisnął do ściany.
-
Ja tego nie zrobiłem!- odpowiedział Sullivan z zaciśniętymi oczami, ponieważ
Schmidt trzymał podniesioną pięść nad jego twarzą, gotową do użycia. Henderson
odciągnął przyjaciela od niego.- Ja też cierpię. Ja też ją kochałem!
-
Nie wiem…- zaczął zielonooki.- Nie wiem kto to zrobił, ale wśród was jest
morderca. Wśród was jest osoba, która zabiła mi matkę i siostrę. Nie wypuszczę
stąd nikogo z was. Już wiem dlaczego moja siostra tak się na to uparła.- wziął
głębszy wdech. Na nowo zeszkliły mu się oczy.- A może ktoś chce wymordować całą
rodzinę Schmidt? O to komuś chodzi? Czy teraz jest moja kolej do spełnienia
jakiegoś chorego planu? Czy ja mam się bać?- nikt się nie odezwał.- Ja jestem
ostatnim celem. Zresztą to już nie ma żadnego znaczenia. Proszę bardzo! Komuś
to ułatwię. Idę teraz do swojej sypialni, położę się na łóżku i zamknę oczy.
Będę czekał na kogoś kto mnie zabije, bo o niczym innym teraz nie marzę. Ale
najlepiej żeby ktoś się postarał i wbił mi nóż, o tu!- wskazał na swoje serce.-
Żebym już się tak nie męczył.
-
Kendall…- odrzekł zmartwiony Henderson.- Nie mów tak.
-
Logan, to wszystko nie ma sensu!- odpowiedział.- Ja już nie mam sił! Brak mi
słów żeby opisać co czuję. To najgorszy miesiąc mojego życia i na tym miesiącu
chcę to zakończyć! A ty, Maslow.- spojrzał na niego co mnie trochę
zaciekawiło.- Wygrałeś. Skoro tak bardzo ci na tym zależało to proszę bardzo!
Osiągnąłeś swój cel.
-
O czym Pan mówi?- odezwała się Larra, która dotychczas siedziała cicho.
-
No dobrze.- Maslow wstał i poprawił swój drogi garnitur. Czułem, że lada moment
dowiem się tego co ukrywa ten człowiek.- Nie ma sensu dłużej tego ukrywać. Jak
już wszyscy wiecie jestem też inwestorem i zaproponowałem Schmidt'owi, że
wykupię od niego ten dom. Tylko, że nie dostałem zgody od spadkobierców.
-
Dostał Pan firmę. Mało jeszcze Panu?- spytałem.
-
Maslow i te jego ambicje.- westchnął Pena.- I egoista.
-
Wcale nie tak!- zaprzeczył.- W sumie to ratowałem wszystkich. Wiem jaka jest
sytuacja tego domu od Pana Schmidt’a zanim jeszcze żył. Ten dom ma problemy
finansowe…
-
To dlatego Kendall zwolnił połowę służby.- pomyślała głośno Mandez, wyglądała
jakby ją oświeciło.
-
Skoro ten dom ma zadłużenia to po co on Panu?- zadała pytanie Larra.
-
Mam firmę, mam pieniądze i mam plany.- wymieniał bezczelnie na palcach.
-
Jakie plany?- spytał Pena. W tym momencie Maslow spojrzał na Hendersona.
Schmidt wyłapał ich spojrzenie. James chciał już coś powiedzieć, ale Schmidt
powstrzymał go samym ruchem ręki.
-
Coś mi się tu nie podoba.- stwierdził blondyn i spojrzał na Hendersona.- Logan.
Czy ty masz coś z tym wspólnego?- Henderson przełknął ślinę, po czym popatrzyła
na Maslow’a jakby szukał w nim jakiejś pomocy, na co ten tylko wzruszył
ramionami.- Logan, powiedz mi prawdę.- brunet miał minę jakby coś przeskrobał i
było mu z tym źle. Aż byłem tego ciekawy. No może z mojej strony było to trochę
złośliwe, ale trudno się mówi.
-
No dobra.- zaczął Maslow.- Ja ci powiem, bo ten tu obok to się spietrał po
prostu. Otóż Logan jest moim wspólnikiem i pomaga mi w planie przejęcia twojego
rodzinnego domu, aby przerobić ją na restaurację, która zwróci mi zainwestowane
pieniążki. Zadowolony?- Schmidt’owi opadła szczęka. Spojrzał się na Hendersona
tak jak na Sullivana kiedy dowiedział się prawdy o potajemnym związku z jego
siostrą, czyli w skrócie zawiedzenie, złość oraz ból.
-
Kendall, ja ci to zaraz wszystko wytłumaczę.- próbował go uspokoić.
-
Nie mam rodziny, nie mam też przyjaciela. Chcę zostać sam.- wyglądał już na
dość dobitego żeby kłócić się jeszcze z nim. Schmidt wyszedł z domu gdzieś do
ogrodu. Henderson wołał go, ale nie reagował.
-
Zostaw go lepiej teraz samego.- powiedział Pena.
-
Ale on wyglądał jakby chciał…- wtrąciła Mandez cała zapłakana, ale urwała swoją wypowiedź. Nie
wiem czemu, ale spojrzała wtedy na mnie. Chyba chciała żebym poszedł za
mężczyzną. Kiwnąłem tylko głową i poszedłem za nim do ogrodu.
Nie
wiem gdzie on mógł poleźć. Było już dość ciemno. Nie było go ani przy studni
ani przy fontannie. Sprawdzałem nawet szopę z narzędziami. Tam też brak Schmidt’a.
W końcu znalazłem go siedzącego na kamieniu z głową schowaną między nogami.
Płakał jak dziecko, jak cierpiące dziecko, któremu zabrano wszystkie ukochane zabawki. A może i nawet gorzej. Tu pojawia się takie współczucie i żal dla drugiego człowieka, że chciałby
teraz odebrać mu trochę tego cierpienia żeby mu było lżej. Ale ja nie
wiedziałem jak mam się zachować. Nie jestem dobry w pocieszaniu innych. Wziąłem
się w garść i przykucnąłem koło niego.
-
Panie Schmidt?- zacząłem.- Ja wiem, że to dla Pana trudne i…
-
Trudne?- uniósł głowę.- Pan nigdy nie miał takich problemów jakie mam ja. Nie
wiem czemu ten świat tak mnie przygniótł do ziemi. Jak jakiegoś robaka, jakieś
mało ważne istnienie… Ja jestem tym robactwem.- spojrzał na mnie.- I czy coś
się zmieni gdy mnie zabraknie? Nie. Życie nie ma sensu kiedy nie ma się dla
kogo żyć.
-
A żona?- dopytałem.
-
Pff… co to za żona, która zostawia mnie bez słowa? Wyobraża Pan to sobie? Jak
wszyscy, wszyscy bliscy, na których Panu zależy giną po kolei jak Żydzi na
egzekucji? Ten dom, mój rodzinny dom oddałem człowiekowi, który ma w posiadaniu
połowę majątku, a teraz dostanie i drugą, a w dodatku stoi za tym mój niby
najlepszy przyjaciel. Nie mam w tej chwili nikogo kto mógłby wziąć mnie za rękę
i powiedzieć tak jak zawsze Nie płacz
Kendall, ty bekso, wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie.- czułem jak
wielka gula staje mi w gardle. Nigdy nie spotkałem człowieka, którego tak
pokarał los.
-
Nie wiem co teraz Panu powiedzieć…- zatkało mnie.
-
Niech Pan nie mówi nic.- westchnął marszcząc brwi.- Mogę mówić Panu po imieniu?
-
Chris.- podałem mu rękę.
-
Kendall.- uścisnął ją.
Siedzieliśmy
tak oboje w ciszy. To mu trochę pomagało, a ja nie chciałem go teraz zostawiać
samego, bo bałem się, że zrobi sobie krzywdę. Po chwili zjawił się przy nas
Henderson. Samym ruchem głowy odradzałem mu się odzywać, ale po prostu mnie
olał.
-
Kendall, ja ci muszę wszystko wytłumaczyć.- powiedział.
-
Idź się tłumacz swojemu szefowi.- burknął.- Nie chcę cię więcej widzieć!
-
Nie pójdę stąd póki mnie nie wysłuchasz.
-
Chyba coś powiedziałem!- podniósł się z kamienia.
-
Zrozum. Dobra, przyznaję się! Pomagałem mu w tym, ale…
-
Osz ty pieprzony zdrajco!- blondyn nie wytrzymał i rzucił się na niego. Dorwał się
do jego kołnierzyka i zaczął nim potrząsać. Henderson zaczął się bronić nie
robiąc mu krzywdy, nie chciał tego. Próbował mu się tylko wyrwać. Kendall
patrzył na niego z takim ogniem w oczach, że na sam widok było mi gorąco.
Musiałem ich rozdzielić. Mogłem patrzeć jak Hendersonowi dzieje się krzywda,
ale bez przesady. Aż taki nie jestem. Wdarłem się między nich. Odciągnąłem
Kendalla od niego.
-
Ja tego nie chciałem!- zaczął znów Henderson.- Nie miałem wyboru. Maslow mnie
awansował i złożył propozycję nie do odrzucenia. Miałem mu pomóc przejąć jakiś
dom, ale nie wiedziałem wtedy, że chodzi o ten dom! Gdy się dowiedziałem,
chciałem zrezygnować, ale on zagroził, że wyrzuci mnie z pracy…
-
O Boże, biedaku jak mi ciebie szkoda!- zironizował Schmidt.- Pokrzywdzona przez
los owieczka, spierdalaj.
-
Ale to prawda…
-
Powiedziałem coś!- wrzasnął.
-
Jak chcesz.- rozłożył ręce z bezsilności, odwrócił się na pięcie i wrócił do
rezydencji.
-
Chcę teraz zostać sam.- powiedział do mnie, ale jakby nie do mnie. Wbił wzrok w
trawę i poszedł w stronę domu.
-
Poczekaj.- dogoniłem go. Zmusiłem go do tego żeby spojrzał mi prosto w oczy.
Jego spojrzenie było nieprzytomne, pozbawione już życia.- Co chcesz zrobić?-
miałem lekkie obawy.
-
Tak jak już powiedziałem… położę się do łóżka i będę czekał aż ktoś mnie
zabije, bo o niczym innym nie marzę.- odpowiedział spokojnie, jednak z nadal
drżącym głosem.
-
A jeśli się tak nie stanie?- podejrzewałem, że Kendall będzie chciał się sam
zabić, a tego i ja bym nie zniósł już.
-
Dobranoc Layne.- wyminął mnie i poszedł przed siebie.
Wróciłem
do domu. Domownicy zniknęli z korytarza, każdy poszedł najwyraźniej do siebie.
Usiadłem sobie przy stoliku sam rozmyślając o tym wszystkim. Zdałem sobie
sprawę, że przez to wszystko co się wydarzyło bardzo polubiłem Kendalla. Jestem
pewny, że on jest niewinny. Ja to czuję i to wystarczy. Pomyślałem, że skoro
ten człowiek nie ma na kim polegać, to ja mu pomogę. Z rozmyślań wyrwał mnie Terence,
który wrócił z dworu. Trzymał w ręce listy to chyba był przy skrzynce
pocztowej. Lokaj wertował koperty sprawdzając do kogo są zaadresowane żeby mógł
wręczyć je odbiorcom.
-
Czy jest może jakiś list dla Schmidt’a?- spytałem.
-
Jest ten.- powachlował kopertą przede mną.
-
Niech Pan mi ją da. Ja mu ją wręczę.- wyciągnąłem rękę. Pomyślałem, że to
będzie dobry pretekst żeby sprawdzić co u niego słychać. Podejrzanie by to
wyglądało jakby ot tak przyszedł i sprawdził czy jest żywy. Sam by się domyślił
o czym myślę. Terence zastanowił się przez chwilę, po czym podał mi list.
Myślałem, że będzie trudniejsze zdobycie tego listu, ale no cóż…
Koperta
była podpisana tylko jego imieniem. Dziwne. Wszedłem po schodach i zapukałem do
jego drzwi. Ulżyło mi gdy dostałem sygnał od wewnątrz.
-
To ty.- powiedział gdy otworzył drzwi.- Wejdź.- zamknąłem na sobą drzwi.
-
Przyniosłem dla ciebie list.- podałem go Kendallowi, który siedział teraz na
łóżku, a ja dyskretnie poszukiwałem jakiś niebezpiecznych narzędzi, ale żadnych
nie znalazłem.
-
Terence to przyniósł?- spytał. Kiwnąłem głową.- Jest tu tylko moje imię. Jak to
doszło skoro nie ma znaczka?
-
A nie wiem?- podrapałem się po głowie. To akurat było dziwne.- Weź przeczytaj.-
Schmidt otworzył kopertę i rozwinął niewielki kawałek papieru. Jego oczy
śmigały jak szalone po papierze. Czułem, że coś jest nie tak. Na nowo
przybierał ten bolesny wyraz twarzy.- Kendall? Co się dzieje?
-
Wyjdź, proszę.- powiedział załamanym głosem miażdżąc list w ręce. W sekundzie
zrobiła się z niego papierowa kulka. Zamachnął się i cisnął nią o ścianę. Wstał i podszedł do wejścia na balkon.
Wbił wzrok w widok za oknem.
-
Ale co się stało?- zmartwiłem się.
-
Wyjdź. Chcę zostać sam.- próbował zachować spokój, ale miałem takie przeczucie,
że wewnętrznie darł się w niebogłosy. Domyśliłem się, że niczego dzisiaj od
niego nie wyciągnę, więc spełniłem jego prośbę. Kiedy byłem już na korytarzu,
usłyszałem tylko jak zamyka drzwi na klucz…* Jeden z moich ulubionych rozdziałów :D Pechowa trzynastka. Biedny Kendall... Kiedy pisałam ten rozdział utożsamiłam się z jego cierpieniem. Spoko, nikt mi nie umarł ;) I plany Maslow'a wyszły na jaw. Henderson jest winny czy niewinny? Jak myślicie? Kendall jest ostatnim celem? Czy ktoś będzie chciał go zabić? A może sam będzie chciał to zrobić? Jak myślicie co było napisane w tym tajemniczym liście? Kolejna dzida za tydzień, w piątek :*
To było takie cudowne! Kendall, biedaku trzymaj się :( Kocham cierpienie! No po prostu świetne!
OdpowiedzUsuńTen rozdział niewątpliwie chwyta za serce. Na prawdę szkoda mi Schmidta. Ciekawe co było w tym liście. Podejrzewam, że to Logan się w nim tłumaczy, ale pewności nie mam. Przekonam się DOPIERO za tydzień... No cóż, postaram się wytrzymać:*
FENOMENALNY ROZDZIAŁ !!!!
O rajuśku! Cudowny rozdział. Tyle cierpienia, nic tylko współczuć. Nie dość, że post pechowy to jescze pojawił się 13stego piątek. Nie chciałabym być na miejscu Kendalla. Maslow zdradził swój plan i Logan był w to zamieszany. To musiało zaboleć. Logan gdyby nie był do tego zmuszony...ajajaj. Mętlik w głowie. A list może być może od komornika skoro dom ma problemy finansowe. Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńBędziesz smażyć się w piekle za to, że zabiłaś Amandę :P Sprawa śledztwa komplikuje się. Larra i Layne mają utrudnione zadanie. Mimo, że Maslow jest sukinsynem to go uwielbiam w tej roli. To jest takie... inne :) Współczuję Kendallowi. Pierwszy raz jest mi kogoś wgl żal :D Layne ma rację, że jest to takie cierpienie, że chciało by się komuś zabrać trochę żeby mu ulżyć. Tekst o robaku i Żydach na egzekucji oddaje realizm jego położenia. NIe wiem co ty brałaś, że napisałąś coś takiego, ale bierz to dalej :P To mój ulubiony stąd rozdział. Może się zmieni :P See ya, K.C.
OdpowiedzUsuńTego się właśnie obawiałam. Wciąż utrzymuję się w przekonaniu, że Kendall jest następny w kolejce, ale mam nadzieję, że nic mu nie będzie. No dobra... Może mu coś być, byleby przeżył. Poza tym, jak czytam "Sullivan", mam przed oczami to: http://www.examiner.com/images/blog/EXID25470/images/Chloe_season_9.jpg Wiem, że chodzi Ci o faceta, tale oglądanie Smallville przez kilka lat robi swoje. To zdanie: "Schmidt trzymał podniesioną pięść nad jego twarzą, gotową do użycia." kapitalne! I to przed oczami stanął mi Oliver okładający Maxwella pięściami, bo był przekonany, że tan zabił Chloe. Albo Chucka w końcówce pierwsze sceny odcinka pierwszego piątego sezonu, ale ten ma ciemne włosy. Nie wiem, czemu, ale lekko mnie przeraża słowo "zielonooki". Mam tylko złe przeczucia co do końcówki, bo w takim stanie ludzie robią różne głupie rzeczy, a Kendall jest tak zrozpaczony, że mógłby się posunąć nawet do samobójstwa. Rozdział ekstra! czekam na nn! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Lubię czytać tego bloga. Jest taki zagdkowy, a ja lubię je rozwiązywać. Współczuję Kendallowi. Skąd ci się wziął adres na bloga? Awomeninred?
OdpowiedzUsuńMiałam problem z wybraniem adresu, choć mogłam też użyć tam po prostu Find the Solution, ale najpierw pojawił się pomysł na adres, a później na bloga i już nie chciałam zmieniać. A women in red znaczy kobieta w czerwieni. Tutaj czerwień jest krwią. Sylwetką kobiety we krwi może być zarówno zamordowana Pani Schmidt jak i Amanda. Mam nadzieję, że dobrze wytłumaczyłam :)
UsuńPiszesz drugiego bloga i dopiero mi o tym mówisz??? Oj nieładnie :) Chętnie będę tu wpadała, tylko informuj mnie proszę o kolejnych notkach :) Pozdrawiam, Ciri http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńKurde.. ;D. Się naprawdę dzieje. No, no. James jest naprawdę świetny, żeby tak długo ukrywać prawdę o połowie majątku i reszcie przed Kendallem. Boję się myśleć co będzie dalej ale zarówno jestem ciekawa ;D. Genialny rozdział ;).
OdpowiedzUsuńDobrze, że mnie poinformowałaś, bo zapomniałam o nowym rozdziale xD Wybacz :*
OdpowiedzUsuńWspółczuję Kendallowi. Nie dość, że nie ma rodziców, to teraz jeszcze siostrę mu zamordowano. I jeszcze ten list. Może tym razem chodzi o jego żonę?
Mówiłam, że James nie jest mordercą, choć wszystko jest jeszcze możliwe.
Akcja nabiera szybszego tępa. cieszy mnie to bardzo :)
Czekam na nn :**************
Pozdrawiam Stelss :*********