Obudziłam
się następnego dnia. W sumie był to jeszcze ten sam dzień, bo w nocy z Chrisem
szukałam podejrzanych tropów w ogrodzie. Wtedy coś wpadło mi do głowy. Jest to
na razie zwykłe podejrzenie, jednakże przypomniałam sobie dowód, który
wcześniej nie wydawał mi się jakoś szczególnie ważny. Opowiedziałam Chrisowi o
swoich podejrzeniach. Ten nie był do tego przekonany, ale ja jeszcze mu pokażę,
że mam rację. Nie warto wątpić w kobiecą intuicję. Ja rzadko się mylę jeśli
chodzi o przeczucie. Ubrałam się i zeszłam na dół, aby zjeść śniadanie z resztą
domowników. Panowała jakaś dziwna atmosfera. Pani Amanda za chwilę wydłubie
dziurę w i tak już pustym talerzu. Powstał również trójkąt podejrzanych
spojrzeń Schmidt – Maslow – Henderson. Wyglądali jakby komunikowali się ze sobą
telepatycznie. Mandez wyglądała na zdenerwowaną. W jej fiolce z lekami, które
brała codziennie nie było już tabletek od dwóch dni. W sumie mogła przewidzieć to, że
zostanie tu dłużej i będzie musiała sobie je dokupić. A Pena od jakiegoś czasu
wydawał się nieobecny. Kiedy zauważyłam, że wszyscy powoli już kończą posiłek,
wstałam.
-
Proszę Państwa, abyście wszyscy zebrali się w bibliotece.
-
A po co?- zapytał Maslow.
-
Dowie się Pan w swoim czasie.- odpowiedziałam sucho.- Panie Schmidt, służbę też
proszę zwołać.
W
przeciągu pięciu minut wszyscy znaleźli się na wskazanym przeze mnie miejscu.
Terence bacznie z głową wysoko podniesioną czuwał przy drzwiach. Niemówiąca
Martinez usiadła w kącie udając, że jej tu prawie nie ma, a po Sullivanie można
było poznać, że wracał z ciężkiej pracy, ponieważ cały był usmolony w ziemi.
Odgarnął sobie przyklejone do czoła włosy. Uznałam, że to jest dobry moment.
Chciałam już powiedzieć swoje kiedy musiał znowu wciąć się Maslow.
-
My tu otwieramy jakiś Klub Miłośników Książek?
-
Po co jeśli Pan nie jest w stanie nawet tytułu zapamiętać?- dogryzłam mu.
Zrobił minę jakbym wielce go obraziła. Olałam to.
-
Chcemy wyjaśnić na początek zagadkę nocnych spacerów.- wtajemniczył wszystkich
Layne. W tej chwili Mandez zaczęła się rozglądać po każdym, a Pena utkwił wzrok
w ogrodniku.
-
Panie Sullivan…- zwróciłam się do mężczyzny.- Czy może nam Pan wyjaśnić co
nocami robi Pan w ogrodzie?
-
Jak to co?- spytał lekko oszołomiony.- No… spać nie mogłem.
-
Pracuje Pan ciężko od rana do wieczora nad takim kawałem ziemi i nie czuje Pan
w nocy zmęczenia? To dziwne…
-
Jest z tym jakiś problem?- podniósł brwi.- Lubię czasem pokontemplować sobie sam
po tym ogrodzie.
-
Sam?- dopytałam.- Jest Pan pewien?
-
No raczej.- kiwnął głową. Wyglądał tak jakby sam próbował się przekonać co do
prawdziwości tych słów.
-
Nie wydaje mi się.- wtrącił Pena.
-
Ekhem…- chrząknęła Mandez.- Ja ostatnio widziałam dwie osoby.- Bardzo mnie
wtedy ucieszyło, że się odezwali. Kayden pobladł trochę na twarzy i wbił wzrok
w ziemię.
-
Aha.- spojrzałam na podejrzanego.- Czyli uważa Pan, że Pani Ciara kłamie?
Przywidziało jej się?
-
Ja nie ogarniam…- westchnął Henderson.
-
Ogarnij lepiej swoje życie.- Maslow nie powstrzymał się od komentarza.
-
Ciszej tam.- uciszył ich Layne pozwalając mi kontynuować.
-
Panie Kayden?- nie otrzymałam od niego odpowiedzi, więc spojrzałam na Pannę
Schmidt.- Pani Amando, pamięta Pani jak znalazłam bransoletkę niedawno nad
fontanną?
-
Tak, ale co to ma wspólnego ze mną?- spytała przestraszona.
-
Czy Pani boi się brata?
-
Nadal nie wiem o co Pani chodzi.- pokręciła głową.-
Co to za brednie?- spojrzała ukradkiem na zielonookiego.
-
Co Panią łączy z Panem Sullivanem?- spytałam wprost.
-
Słucham?!- spytali jednocześnie Schmidt’owie.
-
To nie ma sensu!- odezwał się Kayden.- Amando, przecież oni już wiedzą tylko
oczekują teraz naszego oficjalnego potwierdzenia. Nie ma sensu już tego
ukrywać.
-
Przyniosę sobie zaraz popcorn.- wciął się Maslow. Layne uciszył go samym
spojrzeniem.
-
Kayden!- ostrzegła go Amanda przez zaciśnięte zęby.
-
Zaraz, zaraz…- wtrącił Schmidt.- Amando, czy to prawda? Czy wy…
-
Tak, to prawda!- wyrzuciła to w końcu z siebie dziewczyna.- Ja i Kayden
jesteśmy razem. Kochamy się.
-
CO?!- wrzasnął Schmidt. Sama aż podskoczyłam w miejscu. Nie spodziewałam się po
nim aż takiej reakcji. Spojrzałam na Chrisa, który skrzywił usta i wzruszył
ramionami.
-
Ja wiem, że możesz być zły, ale ja go kocham. Spotykamy się od dwóch miesięcy.
-
Nie, nie… Ja nie w to nie wierzę. Ale że z nim?!- Kendall wskazał na niego
placem z odrazą na twarzy.
-
A czy to jest jakiś problem?- zabrał głos Sullivan.- Kocham Amandę i…
-
Ty jesteś zwykłym ogrodnikiem.- przerwał mu.- Moja siostra zasługuje na kogoś
lepszego. Co ty możesz jej dać? Te pieprzone róże, które rosną przed domem?!
-
Kendall, nie mów tak!- skarciła go siostra.- Pamiętasz co mówili rodzice?
Żebyśmy traktowali służbę z szacunkiem!
-
No ja już się domyślam jak ty go potraktowałaś!- założył ręce.- Nie będziesz z
nim.
-
Że słucham?!- wybałuszyła oczy.- Niczego mi nie zabronisz! Nie jesteś moim
ojcem.
-
Nasz ojciec nie żyję, ale gdyby tu był, też by na to nie pozwolił!
-
Tego już się nigdy nie przekonasz!- reszta domowników zachowywała się jakby ich
przy tym nie było.
-
Ja się tobą opiekuję gdy ich nie ma.
-
Tak?!- spojrzała się na niego jak na ostatniego debila.- Mówi to synek, który
uciekł z domu. Nie było cię tu kiedy tego potrzebowałam. Co ty możesz wiedzieć?
Wracasz do domu, udajesz świętego! Ty mogłeś sobie pojechać do LA spełniać
marzenia, robić co ci się żywnie podoba to ja nie mogę? Zabronisz mi?
-
A żebyś wiedziała, że zabronię!- uparł się.
-
Nie poznaję cię.- zaszkliły jej się oczy.- Co się z tobą stało? Co cię tak
zmieniło?- pchnęła go i wybiegła z biblioteki.
-
Amanda!- zawołał ją, jednak na darmo. Spojrzał na Sullivana wzrokiem zabójcy.
Kayden dzielnie przyjął ten cios.- Tego się po tobie nie spodziewałem… A ja cię
naprawdę uważałem za członka rodziny.- patrzył na niego z pogardą.- Nie chcę
już nigdy widzieć cię na oczy.
-
Czyli zwolnisz mnie tak jak połowę służby wcześniej, tak?- mówił to tak jakby
niczego innego się nie spodziewał.
-
Chyba wyrażam się jasno.- odpowiedział. Kayden ruszył do wyjścia, jednak
zatrzymał go Layne.
-
Przepraszam, Panie Schmidt, ale dopóki śledztwo się nie skończy, Pan Sullivan
będzie musiał zostać na terenie rezydencji. Takie na początku wszyscy
zaakceptowaliśmy zasady.- wyjaśnił Chris.
-
Które ustaliła moja cudowna siostra.- dopowiedział ironicznie patrząc na
Kaydena.- Dzięki niej jeszcze tu jesteś, ale mi lepiej nie wchodź w drogę.-
syknął przez zęby, a następnie opuścił pomieszczenie.
-
Huk drzwiami na pożegnanie to u nich rodzinne.- podsumował mało przejęty
Maslow.
-
Dobrze się Państwo bawiliście?- spytał mnie i Chrisa Sullivan.- Po co było to
wszystko? Jeśli Państwa kręci to gdy prawda wychodzi na jaw to proszę bardzo!-
rozłożył ręce.- Co chcieli Państwo przez to udowodnić?
-
Że na przykład ma Pan coś wspólnego z morderstwem Pani Schmidt. Jest Pan z
Panią Amandą dla pieniędzy i chce Pan się z nią ożenić żeby na przykład w ten
sposób przejąć rezydencję?- odpowiedziałam i chyba zabrzmiało to jak pytanie.
Ogrodnikowi opadła szczęka z wrażenia.
-
Co to za brednie?- spytał.- Ile razy ja mam powtarzać, że mi na tym nie
zależy?- spojrzał na Penę.- I niech Pan się tak na mnie nie patrzy. Wiem, że
Pan coś do mnie ma, ale ja tego nie zrobiłem.- zwrócił się z powrotem do nas.-
Po co mi ten dom skoro już w nim mieszkam? Jakbym miał przejąć rezydencję skoro
jeszcze Pan Schmidt ma do niej prawa? Nie wiem czy jestem na liście
podejrzanych czy nie, ale ja mogę spać spokojnie, ponieważ tego nie zrobiłem.
Ale przez Państwa to chyba rzeczywiście znów będę snuł się nocami po ogrodzie,
ale sam. Przepraszam.- wyminął Christophera i pozwolił sobie wyjść. Spojrzałam
na każdego po kolei, na te twarze, które również na mnie patrzą i nie wiem
czemu… poczułam się głupio. Chciałam udowodnić mu zupełnie co innego, a tak
skrzywdziłam kilka osób naraz. Skąd miałam wiedzieć, że Schmidt to taki bufon i
nie zrozumie tej miłości?
-
Mogą się Państwo się już rozejść.- uratował moją sytuację Layne.
-
Gratuluję rozwiązania sprawy, Pani Lawson.- wyszczerzył się w moją stronę
Maslow gdy wychodził. Myślałam, że rzucę się na niego z pazurami i wydrapię
oczy, ale Chris złapał mnie w ostatniej sekundzie za rękę. Sam miał minę jakby
bał się tego zrobić. Wyrwałam mu się i tak jak wszyscy opuściłam bibliotekę.
Musiałam wyjść na świeże powietrze.
*Christopher*
Maslow
podszedł do nas z tym swoim ironicznym tekstem do Larry. Zauważyłem jak na to
zareagowała. Myślałem, że zaraz na serio rzuci się na niego i tylko się
zbłaźni, bo czasem ma problemy z poskromieniem emocji. Złapałem ją
instynktownie za rękę żeby ją zatrzymać. Poczułem się jakby ziemia unosiła się
nade mną. Nie, sorry. Jakbym to ja unosił się nad ziemią. Nie mogę racjonalnie
myśleć w takich okolicznościach. Jej dłoń była taka delikatna oraz miękka w
dotyku. Z tego cudownego uniesienia wyrwała mnie sama Larcia. Spojrzała się
groźnie i zabrała rękę. A ja stałem tak znieruchomiały jeszcze jakiś czas. Po
chwili dopiero dostrzegłem, że jestem sam w bibliotece. Nie wiedziałem co ze
sobą zrobić, więc poszedłem do ogrodu. Myślałem, że spotkam tam Larrę, ale jej
nie było. W dodatku mój wzrok przykuło coś za płotem. Wcześniej nie myślałem
nad tym poważnie. To był zwyczajny las. Nie wiem co mnie teraz napadło, ale
chciałem się tam wybrać. Jednak nie dzisiaj. Jeszcze nie wiem kiedy, ale znajdę
czas. Nie powiem o tym mojej wspólniczce, ponieważ na pewno wydrze się na mnie,
że zamierzam przekroczyć teren posesji co było na chwilę obecną zabronione.
Zauważyłem,
że Sullivan siedzi na fontannie kompletnie przybity. Coś mnie podkusiło żeby
przysiąść się do niego. Po wyrazie jego twarzy doszło do mnie, że nie jest tym
wielce zachwycony. Minęło kilka chwil kiedy siedzieliśmy tak w ciszy. O dziwo
po jakimś czasie coś powiedział.
-
Miłość jest trudna.
-
Nie tylko Pan tak twierdzi.- odpowiedziałem szybko. Ten spojrzał się na mnie, a
kąciki jego ust lekko uniosły się ku górze.
-
Mogłem się domyślić.- westchnął.- Nie chce Pana?
-
Najwyraźniej tak.- nie chciałem mu się zwierzać, bo jestem w pracy, ale chyba
tego potrzebowałem.
-
Czuję, że Kendall zabierze mi Amandę. Czuję już teraz jak się ode mnie oddala.
-
To niech Pan o nią walczy.- powiedziałem.
-
A Pan?
-
Co ja?- uniosłem brwi.
-
Czy Pan będzie walczył?- na chwilę zamilkłem słysząc to pytanie. Jednak po
chwili odważyłem się na nie odpowiedzieć.
-
Tak.- kiwnąłem głową na co ten się uśmiechnął.
-
Zaraz przyjdę.- podniósł się.- Przyniosę nam coś mocniejszego.- powędrował w
stronę domu.
Czekałem
tak na niego nie wiem ile, ale zaczęło się już ściemniać powoli. Spojrzałem na
zegarek. Nie było go już dwadzieścia minut. Nagle usłyszałem zza domu jakby coś
spadało na ziemię. Nie wiem, może mi się przywidziało. Nie mogłem już tak na
niego czekać, więc wróciłem do domu. Sullivana nie było w kuchni. Może poszedł
do Pani Amandy? W sumie też miałem taki zamiar, bo chciałem ją jeszcze o coś
zapytać. Zapukałem do jej drzwi na pierwszym piętrze, ale nikt nie odpowiadał.
Za drugim razem też nikt się nie odezwał. Nacisnąłem na klamkę, drzwi były
otwarte. Pchnąłem je. To co tam zobaczyłem mną wstrząsnęło. Serce skoczyło mi
do gardła. Co za przerażający widok. Pani Amanda leżała nieprzytomna na
podłodze w kałuży krwi. Wybiegłem z jej pokoju wołając o pomoc. W drodze
zatrzymała mnie Larra.
-
Chris, co się dzieje?!
-
Ktoś zabił Amandę! Dzwoń po pogotowie!
* Ta ta daaaam! Pytanie tygodnia: Czy Amanda przeżyje? Co się stanie z Amandą to przeczytacie w następnym rozdziale. Można by powiedzieć, że od tego rozdziału dopiero rozkręca się więcej akcji ;) Widzisz Chris? Nie wiem czy warto było tyle czekać, bo pomimo super tytułu jest to rozdział wprowadzający do nowego wątku :)
Do piątku :*
Toś dowaliła... Skoro ktoś naskoczył Amandzie to znaczy, że Kendall jest następny w kolejce? O nie! Nie zgadzam się! Ej, a może ona jednak żyje, co? Rozdział świetny! Przyprawił mnie o arytmię.
OdpowiedzUsuńOmg! Jak to ktoś usiłował bądź już zabił Amandę? To prawda. Jeśli ona nie przeżyje, to pewnie Kendall będzie kolejny do odstrzału. Komuś zależy na pozbyciu się całej rodziny. Teraz już to wiem. Znając ciebie to można spodziewać się najgorszego, więc być może zginie. To musiał być też niemiły widok dla Chrisa. żeby zaraz ktoś go nie oskarżył, że to on :P Super rozdział. Żal, że muszę cały tydzień czekać na kolejny... ( wzbudzam w tobie wyrzuty sumienia) :D
OdpowiedzUsuńOd początku... Kendall nie ma prawa zabraniać Amandzie spotykać się z Kaydenem. Prawdziwej miłości nic nie powstrzyma :* Współczuję Chrisowi, że jego wybranka jest taka oschła i go nie chce. Przechodząc do konkretów... Amanda. Jestem na 95 % przekonana, że Amanda zginie. Dlaczego? Otóż wystarczy trochę pomyśleć. Nasza autoreczka skłania nas do myślenia :D Jest prawie niemożliwe, żeby przeżyła, ponieważ wtedy powiedziałaby kto próbował ją zabić. No chyba, że ten ktoś miał komianirkę, bo raczej wątpię żeby mogła stracić pamięć i nie pamiętać, więc nastawiam się na jej śmierć :P Czekam z niecierpliwością na kolejny. Zgadzam się z powyższym komentarzem, że tydzień to za długo :D See ya, K.C.
OdpowiedzUsuńWchodzę i patrzę jakie trzy ciekawe komentarze, ale Twój to już w ogóle mnie zaskoczył. Hihi, ja autoreczka :* Niestety... czy dobrze myślałaś to okaże się za tydzień. Nie jest to dużo. Ja czekam czasem na rozdział TRZY TYGODNIE! Tak, ta osoba pewnie będzie czytać ten komentarz. Może niech ją ruszy sumienie ;) Oczywiście na niektórego bloga czekam już ponad miesiąc. Czekam i żyję. Trzeba Was trochę potrzymać w niepewności żebyście stęsknieni do mnie wracali :**
UsuńOj było warto, tytuł super, ale rozdział jeszcze superowszy! :)
OdpowiedzUsuńKendall nie unoś się tak, bo Ci żyłka pęknie!
Na mojej liście podejrzanych są teraz zawiedziony tym, że Amanda wybrała ogrodnika Carlos oraz Kendall, który także zadowolony z wieści nie był. Dodatkowo dochodzi to śmietanki jeszcze Kayden, może Amanda z nim zerwała... W każdym razie to trochę mało prawdopodobne żeby oni mogli jej coś zrobić.. Przecież oni kochali. No cóż, na rozwianie wątpliwości trochę sb poczekam, ahhh..
Tak czytałem twoją odpowiedź na komentarz K.C. i powiem Ci że wywołała ona jedynie uśmiech na mej twarzy. 3 tyg jeszcze nie minęły skarbie. Ale skoro poczekałaś aż tyle, to jeszcze tydzień nie powinien zrobić Ci dużej różnicy. Jestem zimną bestią bez serca ;)
PS TAK! Wiedziełem, że oni są razem! Widzisz? Nie zawsze moje przeczucia muszą okazać się mylne ;D
UsuńNo dobrze, dobrze :D Zgadłeś, mieli romans. No może nie minęły jeszcze te trzy tygodnie, ale pewnie tyle i tak poczekam :P Cieszę się, że Cię nie zawiodłam. Skoro ten Ci się podobał to nie czytałeś jeszcze pechowej trzynastki :D
UsuńNo teraz to jest zagadka na weekend :d. Kto zabił Amandę. Huhu.. ;3. Kurczę.. Boję się pomyśleć, kto ją zabił. Ech. Rozdział mega <3. Czekam na następny ;).
OdpowiedzUsuńTy mi nie dasz spokojnie spać... Ja tu sobie kurde myślę, że zagadka rozwiązana, a tu baaam xd
OdpowiedzUsuńEj... .z tą Amandą - ktoś chciał ją zabić, i jak dla mnie to podejrzani są tak: Kayden (chociaż nie wiem po co by to robił, skoro i tak stracił pracę w rezydencji), Kendall (no ale na ch*j ma siostrę zabijać, nie lepiej Kaydena?) i żona Kendalla. Tajemnicze zniknięcie... mogła mieć jeszcze taki motyw, że nie chciała dzielić domu z siostrą swojego męża, a żeby miała go z Kendallem dla siebie.... Ale myślę, że to ma także związek ze śmiercią jej matki, bo ktoś pewnie chciał przejąć kancelarię i pozbyć się Amandy.
NIE DOCZEKAM DO PIĄTKU, CHCĘ NOWY JUTRO! =.^
pozdro,
JR
JPRDL !!! Robi się ciekawie i gorąco ! Rozdział zajebisty ! Czekam na następny. ;) Jak zwykle jestem oszczędna w komentarzach.
OdpowiedzUsuńCałuski :* ♥
Dziewczyno! Czemu zawsze musisz sprawiać, że gubię się we własnych myślach!!! Tak mi namieszałaś, że teraz definitywnie mówię! NIE WIEM kto jest mordercą.
OdpowiedzUsuńCo do związku Amandy i Kaydena. Jest mi przykro, że Kendall, tak zareagował, ale skoro nie zaakceptował faktu, że jego siostra jest z nim szczęśliwa, to może Kayden ma coś z tym wszystkim wspólnego?
I jeszcze Amanda! Jak to ją zabili? Nie, na pewno nie zabili. On przeżyje, chyba, że na serio chcesz zrobić z tego kryminału istny horror i pozabijasz wszystkich, a na końcu zostanie tylko Larra i Logan i razem będą żyć długo i nie wiadomo czy szczęśliwie heeh xD (takie moje rozmyślania xD )
Czekam niecierpliwie na nn :*******
Pozdrawiam Stelss :*************