Poszłam
razem ze Schmidt’em do jego sypialni. W ręce trzymałam wiatrówkę, którą jeszcze
niedawno celował w Maslow’a. Musiałam go przypilnować. Zauważyłam, że drzwi na
balkon mają zamek. Poprosiłam go o klucz. Dał mi go, a ja zamknęłam mu wejście
na balkon. Pozwoliłam też sobie zrobić małą rewizję, aby znaleźć rzeczy,
którymi ewentualnie mógł zrobić sobie krzywdę. Nawet nie protestował. Położył
się na łóżko i zagapił tępo w sufit. Współczułam mu jak jeszcze nikomu, ale nie
byłam specem, aby rozmawiać z nim o takich sprawach. Jeszcze wyjdzie, że
jeszcze bardziej go przybiję. Chyba leki uspokajające, które dała mu Martinez
zaczynały działać. Weszłam jeszcze do jego łazienki. Zabrałam mu maszynkę do
golenia. Przezorny zawsze ubezpieczony. Zanim opuściłam jego pokój, stanęłam
przy nim i poprosiłam o jeszcze jedną rzecz.
-
Panie Schmidt?- nie miał nawet siły odpowiedzieć. Patrzył się tylko na mnie
oczekując co mam mu do powiedzenia.- Poproszę Pana pasek od spodni.
-
Sądzi Pani, że mógłbym się powiesić?- odezwał się zachrypniętym lekko głosem.
-
Proszę tylko, aby Pan zrobił to o co Pana proszę.- wyciągnęłam rękę.
-
Ma Pani serce z lodu…- powiedział podnosząc się z łóżka i zabrał się za
ściąganie paska.- Dlatego Pani nie dostrzega pewnych rzeczy.- nie wiedziałam do
końca o co mu chodzi, ale nie chciałam się dopytywać.- Oby ktoś kiedyś to
zmienił.- podał mi skórzany pas do ręki.- Dobranoc, Pani Lawson.
-
Dobranoc.- zamknęłam za sobą drzwi.
Odniosłam
strzelbę do gabinetu Pana Schmidt’a, której Kendall nie zdążył w amoku zamknąć.
Odłożyłam ją do gablotki. Okazało się, że jest tu tego więcej. Zauważyłam, że
jednej broni brak. Zostało po niej puste miejsce. Ktoś ją musiał zabrać. Nie
miałam siły, aby o tym myśleć. Było już po dwudziestej drugiej. Powinnam
teraz brać prysznic, ale ledwo trzymałam się na nogach. Usiadłam na sofie.
Myślałam
nad tym co się stało w ciągu tych ostatnich dni. Nie dość, że prowadzę śledztwo
morderstwa Pani Schmidt to doszła mi kolejna sprawa. Jednej jeszcze nie
rozwiązałam, a już mam drugą. To dla mnie za dużo. Nie widać może tego po mnie,
ale przechodziłam coś w rodzaju załamania nerwowego. Nie tak potężnego jak u
Schmidt’a, ale również coś. Zwątpiłam we wszystko. Nie uda mi się rozwikłać tej
zagadki. Pokaże w ten sposób przed szefem, że nie zasłużyłam na awans i żaden
ze mnie detektyw. Miałam teraz ochotę wrócić do swojego domu, a następnego dnia
stać się znów tylko głupią asystentką szefa przekładającą stosy papierów. To
mnie przerasta. Mój wzrok spoczął na barku. Chciałam sprawdzić z ciekawości czy
jest tam jakiś alkohol. Nie pomyliłam się. Znalazła się whisky. Nie lubię
whisky, ale tej nocy było mi wszystko jedno. Wzięłam całą butelkę i wróciłam na
sofę.
Nalałam
sobie alkoholu do szklanki. Pozwoliłam się poczęstować. Wypiłam wszystko na
raz. Jakoś mało mi to pomogło, więc nalałam sobie jeszcze raz. Z jakimś
opóźnieniem poczułam szum i się trochę kręciło w głowie. Usłyszałam czyjeś
kroki. Ktoś tu się wybierał. To był Layne.
*Christopher*
Zastanawiałem
się gdzie jest Larra, choć w głowie wciąż miałem Maslow’a. Nie było jej w
sypialni. Pomyślałem, że może poszła odnieść wiatrówkę na miejsce. Wszedłem po
cichu po schodach. Zauważyłem, że w środku pali się światło. Nacisnąłem
delikatnie na klamkę. Stanąłem w wejściu jak wryty. Larra leżała na sofie
trzymając pustą szklankę. Na stoliku stała prawie pusta butelka po whisky. Była
ledwo przytomna. Otrząsnąłem się i podszedłem do niej. Usiadłem obok. Pijana
Larcia, kolejne zaskoczenie tego dnia. Czy stanie się coś jeszcze, bo myślałem,
że już nic nie przebije tego dnia. Odniosłem butelkę do barku. Może nikt się
nie zorientuje skoro nikt tu nie wchodzi.
-
Chris…- zawołała.- Powiedz ty mi coś.- podparła się z trudem na łokciach.- Czy
ja jestem złym detektywem?
-
Jesteś najlepszym z jakim pracowałem.- odpowiedziałem szczerze. Czułem, że
zaraz się jej weźmie na te pijackie przemyślenia na temat życia. Znów
przysiadłem obok niej, tym razem bliżej.- A dlaczego tak w ogóle myślisz?
-
Jestem beznadziejna. Jedna sprawa za drugą się ciągnie, a ja w czarnej dupie.
-
Mamy sporo. Może gdybyś była trzeźwa to byśmy razem do czegoś doszli.
-
A weź…- machnęła ręką. Podniosła się. usiadła wygodnie opierając głowę o oparcie.
Spojrzała mi prosto w oczy.-
Ja chyba zrezygnuję. Nie jestem już w tej wprawie co kiedyś. Borrowman pomylił
się co do mnie. Nadaje się tylko do sortowania dokumentów i parzenia kawy.
-
Nie mów tak.
-
Ale to prawda. W dodatku dowiedziałam się od Schmidt'a, że mam serce z lodu.- bawiła się
szklanką w rękach.
-
Tak powiedział?- podrapałem się po głowie. W sumie to nie raz też o tym
myślałem.
-
Tak. Mówił, że przez to nie widzę pewnych rzeczy i życzył mi żeby ktoś to
kiedyś zmienił. Niech się lepiej zajmie sobą. Ja też mam swoje uczucia. To, że
ich nie okazuje, nie znaczy, że jestem jakaś nie teges. Życie nauczyło mnie
trzymać się w garści. On przynajmniej miał udane dzieciństwo. Nie to co ja…
-
O czym ty mówisz?- nie wiedziałem o co jej chodzi. Zdałem sobie sprawę, że
znamy się już jakiś czas, ale ona nigdy o sobie nic nie mówiła. Zawsze była
tajemnicza.
-
Rozumiem Schmidt’a. Stracił oboje rodziców, ale jego rodzice kochali. Moi
niestety nie. Zostawili mnie kiedy ich potrzebowałam. Wychowałam się w domu
dziecka. Nigdy ich nie poznałam i nie chce poznać. Nauczyłam się żyć bez nich.
Od zawsze byłam ciekawa świata, nurtujących mnie pytań… Dlaczego? Po co? A
ponieważ nie miałam nikogo kto by mógłby mi na nie odpowiedzieć, musiałam
szukać je sama i tak już zostało. Jestem detektywem. Wszystko co mam,
osiągnęłam, zawdzięczam tylko i wyłącznie sobie…
-
Przykro mi.- zmiękło mi serce. Podniosłem głowę żeby zobaczyć jej twarz.-
Larra? Ty płaczesz?- było to dla mnie coś nowego, ponieważ nigdy nie widziałem
choćby jednej łzy w jej oczach. Zawsze była twarda. W moim widzeniu była
tajemniczą, trzymającą mnie na dystans Larrą. Tą nieprzewidywalną kobietą,
zagadkową, przebiegłą, osiągającą swoje cele.
-
Tak?- podniosła brwi i przejechała sobie palcami pod oczyma. Sama wyglądała na
zdziwioną.- To takie dziwne… Nie uroniłam choćby łzy od osiemnastego roku życia
kiedy opuszczałam sierociniec.
-
W ogóle?
-
Tak...- potwierdziła.- Nie miałam już nad czym płakać. Może faktycznie mam
serce z lodu.
-
Nie uważam tak.- powiedziałem.- Teraz jak już dowiedziałem się trochę o tobie
to zmieniłem zdanie. Potrzebujesz po prostu miłości…- urwałem, bo… sam nie
wiem. Zapadła niezręczna cisza.- No i…- kontynuowałem.- Nie możesz się
poddawać. Jesteś waleczna. Ta sprawa to nic w porównaniu do twojej historii. Wierzę,
że dasz sobie radę.- jej twarz była tak blisko mojej. Nie wiem co mnie napadło,
ale wszystkie myśli mnie opuściły. Patrzyłem się na jej usta, które chciałbym
teraz całować. Teraz tylko o tym myślałem. Przybliżyłem się jeszcze bardziej
żeby ją pocałować, ale ona opuściła głowę. Odłożyła szklankę na stolik, a ja
poczułem się jak ostatni głupek próbując teraz wykorzystać moment, że jest w
takim stanie.
-
Lepiej już idź.- powiedziała.- Tej rozmowy nie było i nigdy do tego nie
wracajmy.- położyła się zasłaniając twarz.
-
Larra, ale ja…
-
Idź!- podniosła ton głosu. Chciałem powiedzieć jej w końcu to na co zbieram się
od dłuższego czasu, ale widzę, że to nie jest odpowiedni moment. Zrobiłem tak
jak kazała. Opuściłem gabinet.
*Larra*
Obudziłam
się następnego dnia z bólem głowy. Gdy ziewnęłam, rozejrzałam się w jakim
pomieszczeniu byłam. Leżałam na sofie w gabinecie. To jeszcze nawet pamiętam,
ale tego koca, którym byłam przykryta nie pamiętam. Po jakimś czasie w końcu
się podniosłam i zrobiłam po sobie porządek żeby Schmidt nie wpadł w szał. Już
i tak dość się nacierpiał.
-
Już się Pani obudziła?- podskoczyłam w miejscu kiedy zauważyłam Hendersona w
wejściu.
-
T-tak.- próbowałam uspokoić oddech.- Wystraszył mnie Pan.
-
Mówiłem już żeby mi Pani mówiła po imieniu.- przypomniał mi.
-
Mnie też możesz mówić. To dziwnie wygląda jeśli tylko ja tak będę się zwracać
do ciebie.- było to dla mnie już obojętne.
-
No dobrze, cieszę się.- uśmiechnął się.- Chciałem ci przynieść śniadanie, ale
skoro widzę, że wstałaś to zapraszam na dół.
-
Przyjdę tylko się jeszcze trochę ogarnę. To nie była lekka noc.
-
Dla nikogo nie była lekka.- wtrącił.- To będę czekać.- wyszedł. Ja skupiłam się
żeby sobie przypomnieć co działo się tamtej nocy. Pamiętam jak przez mgłę.
Przyszedł Layne, o czymś rozmawialiśmy… Może później sobie przypomnę.
Zeszłam
na dół do jadalni. Wszyscy już siedzieli na swoich miejscach prócz Schmidt’a.
Dowiedziałam się od zdenerwowanej Mandez, że Terence zaniósł mu tacę ze
śniadaniem do sypialni. Mogłam tak jak zawsze usiąść obok Chrisa, ale tym razem
nie zrobiłam tego. W ogóle nie odezwałam się do niego ani słowem. Obok Logana
było wolne miejsce, więc usiadłam tam. Widać było, że go to jakoś ruszyło i gdy
spojrzałam przez tą sekundę na jego twarz, nagle przypomniało mi się o czymś
rozmawialiśmy tamtej nocy. Nie wiem jak to się stało, przyszło tak nagle.
Spuściłam wzrok żeby na niego więcej nie patrzeć. Wstydziłam się. źle zrobiłam,
że się tak upiłam. Okazałam słabość i powiedziałam mu coś o czym wiedzieć nie
powinien. Pewnie jeszcze nie raz mi to wypomni. Spojrzałam mimowolnie na
Mandez, która kolejny dzień chodziła zdenerwowana. Objawy tego, że skończyły
się jej, jak to ona oznajmiła, leki na uspokojenie. Podobno ma jakieś z tym
problemy. Kiedy wszyscy skończyli jeść, domownicy rozeszli się, a ona znów pokuśtykała do swojego pokoju.
-
Larra? Możemy pogadać?- zagadał do mnie Layne.
-
Tak. Proszę cię, abyś zaraz zjawił się w bibliotece. Bo musimy omówić kilka
rzeczy dotyczące drugiego morderstwa. Będziemy musieli…
-
Nie o tym chciałem z tobą rozmawiać.- wiedziałam, że to powie. Jednak ja
wolałam wrócić do normalnego życia jak gdyby nic, zapomnieć o tym. Niech to się
rozejdzie po kościach.
-
Jesteśmy w pracy, Chris. Widzimy się w bibliotece.
-
Znalazł się!- do jadalni wtargnął ożywiony Pena.- Mój album! Ktoś go zwrócił!
Położył mi na łóżku!- następnie wziął kilka wdechów.
-
No to wspaniale.- powiedziałam.- Teraz w końcu może mi Pan go pokazać.
-
Nie!- objął go mocniej. Chował go w swoich ramionach jakby to był jakiś skarb.
-
Panie Pena! Niech się Pan nie zachowuje jak dziecko.
-
Nie zmusi mnie Pani.- pokręcił głową.
-
Ale ja mogę to zrobić.- wtrącił Layne.- Kiedyś pracowałem w policji. Mam dzwonić
po kolegów?- Pena zawahał się na chwilę, ale jednak dał się przekonać. Wręczył
mi swój album w twardej, brązowej oprawie. Otworzyłam go na pierwszej stronie.
Christopher nachylił się żeby też zobaczyć co tam jest. Byłam zawiedziona, bo
spodziewałam się czegoś ciekawszego albo choćby tej pornografii, ale to były
nadzwyczajne zdjęcia z pleneru. I kiedy już myślałam, że na następnej stronie
znajdę coś podobnego, zaskoczyłam się. Te fotografie przekonywały mnie w pewnej
rzeczy. Pena tylko spuścił głowę. Chyba nie miał nic do powiedzenia na ten
temat co tam zobaczyłam…* Ten rozdział jest akurat taki sobie, ale uśmiecham się pod nosem zawsze gdy Larra prosi Schmidt'a o pasek od spodni, a ten jej odpowiada, że ma serce z lodu ;) Eeeh nie ważne ;) Jestem dziwna. I znów kończę zagadką co tam mogło się znajdować. Jednak myślę, że z tym raczej nie będzie problemów. Co tam trzyma Pena?
Może ja się przestanę żegnać jeśli każdy już wie, że chodzi o piątek...
PS Tak jak mówiłam, przypominam o ankiecie, w której możecie wybrać potencjalnego mordercę. Możliwość wybrania kilku odpowiedzi dla niezdecydowanych ;)
PS Tak jak mówiłam, przypominam o ankiecie, w której możecie wybrać potencjalnego mordercę. Możliwość wybrania kilku odpowiedzi dla niezdecydowanych ;)