Nie
znałem Larry jeszcze od tej strony. To o co mnie poprosiła… Musiała być
naprawdę zdeterminowana. Czyli nie rzucała słów na wiatr mówiąc, że i tak
dostanie się do tego gabinetu. Miałem zdobyć klucz i poszukać jakiś dowodów
kiedy ona zajmie czymś Schmidt’a. Jak ja mogłem się na to zgodzić? Mówiłem już,
że ta kobieta mnie omotała. Schmidt trzymał klucz w swoim pokoju. Larra
poinstruowała mnie wcześniej co mam robić. Gdy zapukała do jego sypialni, zaraz
chwilę po tym wybiegli razem na dół. Nie wiem co ona mu powiedziała, ale
poskutkowało. Wkradłem się do jego sypialni, która była teraz dzięki mojej
partnerce otwarta. Zabrałem klucz z biurka i wszedłem na górę. Po cichu
przekręciłem klucz w zamku. Rozejrzałem się czy ktoś tego nie widział, a
następnie zamknąłem się w środku gabinetu.
Podszedłem
do biurka i otworzyłem pierwszą szufladę. Leżała tam cała sterta papierów.
Przewertowałem wszystko szukając czegoś co mi się przyda. Nic tam nie
znalazłem. Tak samo było w drugiej szufladzie. Przeszukałem całe biurko.
Skierowałem się do półki z dokumentami. Tam w oczy rzuciła mi się taka zielona
teczka. Strzał w dziesiątkę! Kopia testamentu. Wyjąłem telefon i zrobiłem
zdjęcie. Czułem się jak złodziej. Przez moje ciało przechodziła jednak
adrenalina, byłem taki podekscytowany. Odłożyłem teczkę na miejsce i spojrzałem
jeszcze czy zdjęcie było wyraźne. Numery dokumentu były zamazane. Chciałem
zrobić jeszcze jedno zdjęcie, ale co za pech! Bateria słaba. Wziąłem jeszcze
raz teczkę i podszedłem z nią do biurka. Usiadłem na krześle rozglądając się za
długopisem. Przede mną leżał jakiś notes, więc spisałem numer na kartkę,
wyrwałem ją i schowałem do kieszeni. Może kiedyś się przyda, choć nie wiem po
co. Przezorny zawsze ubezpieczony. Odłożyłem wszystko na miejsce i wróciłem do
sypialni Schmidt’a, aby odnieść mu klucz. Wszystko udało się zgodnie z jej
planem. Poszedłem do ogrodu odsapnąć po tym wszystkim. Widziałem jak Larra
rozmawia ze Schmidt’em.
-
Proszę mnie więcej nie wołać przez takie głupoty!- skarcił ją.- Ja naprawdę
myślałem, że stało się coś poważnego!- odwrócił się na pięcie i normalnie mnie
minął.
-
I masz coś?- podeszła do mnie.
-
Mam foto testamentu. Wyraźnie jest napisane na kogo jest przepisany dom a na
kogo firma.
-
Pokaż.- poprosiła o mój telefon, który jej podałem.- Dom jest przepisany na
Amandę i Kendalla. I Terence też miał rację. Firma jest przepisana na Panią
Schmidt. Maslow miał motyw.
-
Jest też jedna niepokojąca mnie sprawa.- zacząłem.- Kancelaria stała się
własnością Amandy po śmierci matki. Pojawia się kolejny motyw. Ale czy ona
mogła zabić własną matkę żeby przejąć kancelarię?
-
Nie wiem czy ma to jakiś sens chyba, że…- urwała.- Trzeba będzie jeszcze
pociągnąć kogoś za język. Dobra robota, Layne.- poklepała mnie po ramieniu.
-
I to wszystko?- uniosłem brwi.- Narażałem życie. Coś mi się należy.
-
Słowo Dziękuję?- spytała.
-
Myślałem bardziej o buziaku.- wyszczerzyłem się.
-
Haha.- zaśmiała się.- Zapomnij. To twoja praca, zdobywanie dowodów.- poszła
dalej.
-
Ale nie uważasz, że źle zrobiliśmy?- dogoniłem ją.
-
To tylko wina Schmidt’a, że jest taki uparty. I to nie jest włamanie. Robiliśmy
to co do nas należy.
*Larra*
Chciałam
porozmawiać o tym wszystkim z Panem Maslow. Myślałam, że znajdziemy go jak
zawsze w bibliotece zaczytanego jak się okazało w jakimś starym kryminale. O
dziwo go tam nie znaleźliśmy. Kazałam Chrisowi się ode mnie odczepić, ponieważ
wciąż upierał się o należytą mu nagrodę w postaci buziaka. Mandez siedziała
obok Pana Pena pijąc kawę. Pomyślałam, że skoro Mandez jest przyjaciółką Amandy
Schmidt, to może będzie wiedziała coś na jej temat. Postanowiłam ją wypytać.
-
Możemy porozmawiać na osobności?- spytałam. Pena westchnął. Nie chciał się
podnosić, bo już wygodnie się rozsiadł. Poczekałam aż łaskawie opuści
pomieszczenie. Mandez odłożyła filiżankę i założyła nogę na nogę.- Czy Pani
Amanda skarżyła się ostatnimi czasy na coś?
-
Na co konkretnie?
-
Może na pracę? Studia?
-
No chyba tak jak każdy.- odparła.- W sumie Amanda już taka jest. Lubi sobie
ponarzekać, ale ostatnio to narzeka na wszystko… Mówi jakie to studia prawnicze
są ciężkie i takie tam.- machnęła ręką.
-
Podobno uczęszcza na praktyki do kancelarii jej matki.
-
Tak, ale…- zawahała się.
-
Proszę mówić.- nakłoniłam ja delikatnie. Spojrzała się na mnie podejrzliwie.-
Amanda pokłóciła się z matką parę dni przed jej śmiercią.
-
A co się stało? O co konkretnie poszło?
-
Amanda narzekała, że matka po niej jedzie. Narzuca jej tok swojego myślenia.
Amanda się zdenerwowała i powiedziała, że ona nie chce tak pracować i chce
robić to po swojemu, a skoro nie może robić tego w kancelarii to będzie lepiej
jeśli nie będzie tego tam robić. Pani Schmidt się wściekła, ponieważ nie lubiła
gdy się jej ludzie sprzeciwiali. W pracy siała postrach i była bardzo surowa.
Pod wpływem impulsu wyrzuciła ją z kancelarii. Sama byłam przy tym. Ale nie
uważam żeby Amanda z tego powodu miała zabić matkę.- dodała szybko.
-
Mhm. Nie zauważyła Pani ostatnio czegoś dziwnego?
-
Może?- zawahała się.- Nie jestem pewna, ale tak mi się wydaje, że nocami ktoś
chodzi po ogrodzie. Dwa razy widziałam przez okno snuję się po ciemku po
okolicy. Nie wiem czy mam jakieś zwidy…
-
Nie ma Pani. Ja też to widziałam.
-
Proszę to sprawdzić, bo mnie to przeraża trochę…- przyłożyła rękę do gardła.
-
Dobrze, a widziała Pani Pana Jamesa?
-
Przyszedł tu niedawno i wyciągnął Hendersona z biblioteki.- a to ciekawe. Muszę
to sprawdzić.
-
No dobrze. Zostawiam Panią.-wstałam i opuściłam pomieszczenie.
Jedyne
co mi przychodziło na myśl to pomysł, że Maslow zaciągnął Hendersona do siebie.
Pobiegłam szybko schodami na trzecie piętro gdzie znajdowały się ich pokoje.
Przyłożyłam ucho do drzwi jednej z sypialni. Zauważyłam, że Layne wchodzi po
schodach. Widząc mnie podsłuchującą pod drzwiami, nie zdziwił się, tylko
pokręcił głową. Sam się przyłączył.
-
Mówię ci.- to był głos Logana.- To nie wypali. Kendall się przecież nie zgodzi.
-
No ja już go przekonam do zmiany zdania.- odpowiedział mu Maslow.
-
Wycofajmy się może…
-
Pękasz, Logan? Teraz jest już za późno. Nie ma odwrotu. Siedzimy w tym razem.
-
Ja tak nie chcę. Powiem mu prawdę.- zagroził mu brunet.
-
Co ty mu powiesz? Nic mu nie powiesz! No chyba, że chcesz stracić robotę, co?
Mam mu powiedzieć co zrobiłeś? Myślisz, że łatwo to zniesie?
-
To teraz mnie szantażujesz mam rozumieć?- uniósł się.
-
Co się z tobą dzieje? Dręczą cię wyrzuty sumienia? Zastanów się z kim chcesz
trzymać, bo możesz być tylko po jednej stronie barykady. Albo zostajesz ze mną
i kontynuujesz to co zaczęliśmy albo wracasz do Schmidt’a, ale bezrobotny.
Wybór należy do ciebie. Więc jak?- zapadła cisza.
-
No dobra… zostaję. Ale co robimy?
-
Schmidt stoi nam na drodze. A przeszkody trzeba eliminować. A teraz idź.
Spotkamy się jeszcze potem.- odeszliśmy szybko do drzwi. Z ukrycia
obserwowaliśmy jak Henderson schodzi po schodach, a za nim w pewnym odstępie
czasowym Maslow. Wróciliśmy do mojej sypialni, aby to przedyskutować.
-
Wiedziałem, że Henderson ma z tym coś wspólnego. Wiedziałem!- klasnął w ręce
Layne.
-
Tak, ciesz się, że miałeś rację.- wywróciłam oczami.- Tutaj chodzi o jakiś
spisek. Henderson i Maslow trzymają ze sobą i chcą zaszkodzić Schmidt’owi.
Tylko o co im chodzi? O firmę?
-
Raczej nie o firmę. Agencja nieruchomości nie należy do Schmidt’a.- przypomniał
mi.- Po śmierci Pani Schmidt pełnoprawnym właścicielem staje się według
testamentu zastępca, a był nim wtedy Maslow. Firma jest już jego to musi mu
chodzić o coś innego. W dodatku siedzi w tym Henderson. Nie można mu ufać.
Patrz co za szuja. Podobno jest przyjacielem Schmidt’a, a tak to kombinuje za
jego plecami.
-
Weź pod uwagę to, że nie ma wyboru. Maslow go szantażował.
-
Oh proszę cię. Nie uważasz chyba, że byłby taki głupi, aby wchodzić w to na
początku bez swojej zgody. Może Maslow kazał mu zabić Panią Schmidt żeby
przejąć firmę, a teraz panikuje i chce się wycofać. Sam Maslow udaje, że ma
czyste ręce. No powiedz, że to się nie układa powoli w logiczną całość.
-
Nie jestem przekonana, Chris…- wyjrzałam przez okno.- To nie jedyna osoba,
która chodzi mi teraz po głowie. Jest jeszcze przecież Amanda i tajemnicza
osoba, która chodzi nocami po ogrodzie.
-
Może to ten Kayden. Tylko co on by robił w ogrodzie o takiej porze?
-
Nie wiem. Ja też to widziałam, ale Mandez mi o tym przypomniała.
-
To w takim razie musimy to sprawdzić. Po kolacji nie pójdziemy spać…-
przytaknęłam dając mu do zrozumienia, że się z nim zgadzam.
Dalej
rozmawialiśmy o mniej ważnych sprawach. Rozmowa potoczyła się na strefę prywatną.
Trochę się pośmiałam z żartów Christophera. Po chwili Terence zapukał do drzwi
informując, że za pięć minut zaprasza na obiad. Zdałam sobie sprawę, że umieram
z głodu. Ta praca pochłania tyle mojej energii. Opuściliśmy moją sypialnię i
poszliśmy korytarzem. Nagle Pena zbiegł z góry dysząc.
- Ktoś się włamał do mojego pokoju!- zawołał patrząc na nas z obłędem w oczach.
Nie wiedział co robić.- Ktoś czegoś szukał u mnie w pokoju!- poszliśmy szybko
sprawdzić co się dzieje...* Pierwsza dyszka :) No i co myślicie? Co za spisek ma Maslow i Henderson? Kto chodzi nocami po ogrodzie i kto włamał się do pokoju Carlosa? Ja już nie mam nic do powiedzenia i zapraszam na za tydzień, w piątek :*
Więc o to Larra poprosiła Chrisa. Na małe szperanko w gabinecie bez wiedzy Schmidt'a. No ja bym raczej powiedziała, że to jednak włamanie było :) A potem jeszcze włamanie do Carlosa. Co tu się dzieje? Maslowa jeszcze dam radę zrozumieć, ale jaki udział w tym tajemniczym spisku ma Henderson? Pewnie Kayden snuje się po ogrodzie, tak myślę. Ale po co to już nie wiem :P Mnóstwo pytań :) Superowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńZapomniałabym zapytać...A czy nad zawieszeniem tego bloga też rozmyślałaś?
UsuńA nie wiem co zrobić z tym blogiem w wakacje. Chciałam przynajmniej tego zostawić, ale to ostatecznie wszystkie decyzje podejmę do końca czerwca. To też zależy od komentarzy i ilości wejść :P
UsuńJa już się gubię w tym. :-D Jakiś spisek ma mój mąż ?! No pięknie, ale go wciągnęła do zła. Twój Loguś też nie jest święty ! Dobra.... Rozdział super. Czekam na następny. :-* I co do tego przeszukiwania gabinetu to jest jakiś dowód, że James mógł to zrobić, ale w to nie wnikam.
OdpowiedzUsuńCałuski :* <3
Spokojnie, twoje wątpliwości rozwieją się w rozdziale trzynastym :) I zdaje sobie sprawę, że niektórzy mogą się pogubić, ale z czasem wszystko się będzie wyjaśniać :D
UsuńJeszcze trochę, a zacznę mówić na Larrę i Chrisa, Chuck i Sarah. Są równie zgrani jak tamta para. Że niby James mordercą? JA! CIĘ! KRĘCĘ! Albo zlecił... Ale to na jedno wychodzi... A pod koniec mi się przypomniał ten stary tekst z "Kryminalnych": "Włamanie odpada. Sprawca miał klucz." Rozdział świetny! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuń"Maslow zaciągnął Hendersona do siebie"... ZACIĄGNĄŁ GO DO SIEBIE.... dlaczego ja zawsze muszę mieć skojarzenia?! :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Chris- włamywacz, a Larra go do tego zmusza. Cóż za para.
Zastanawia mnie co James miał na myśli mówiąc, że Schmidt jest przeszkodą, a przeszkody trzeba eliminować.. Czy on chce go zaciupać??
Super rozdział. Robi się naprawdę niebezpiecznie. Czekam na dalsze rozwinięcie akcji :)
OdpowiedzUsuńCóż... mówiłam to przez kilka poprzednich komentarzy. Coś we mnie mi mówi, że to nie Maslow, jest sprawcą tego wszystkiego. I nadal się tego trzymam :D Również jestem ciekawa kto po nocy chodzi po ogrodzie, i co wspólnego z cała sprawą ma Amanda. Hyymmm ... i jeszcze włamanie do pokoju Carlosa. A może on zrobił to tylko dlatego, aby jakimś sposobem jego nie brano na podejrzenia. Ciekawe ... muszę czekać na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńWięc czekam niecierpliwie :)
Pozdrawiam Stelss :***************