Weszliśmy
do otwartej sypialni Peny. Spodziewałam się zupełnie czegoś innego. Myślałam
bardziej o demolce, porozwalanych lub poniszczonych rzeczach, o ubraniach i
bieliźnie wyrzuconych z szafki, o potłuczonym szkle na podłodze, o papierach
zalegających całe biurko. Wszystko jednak wyglądało niepozornie. Jakby tu do
niczego nie zaszło. Spojrzałam na Layne’a. Ten tylko wzruszył ramionami. Pena
jednak krążył w kółko obgryzając paznokcie wśród średnio idealnego porządku.
-
Jest pan pewien, że ktoś tu się włamał?- spytałam.
-
Drzwi były otwarte, a przecież zamykałem je na klucz, tak jak każdy zresztą.
Zawsze sprawdzam czy drzwi są zamknięte, a teraz były uchylone, więc coś jest
nie tak.
-
Niech Pan sprawdzi czy coś Panu zniknęło.- zasugerował Christopher.- Latynos
skinął głową i zaczął przeszukiwać przy nas swoje rzeczy robiąc przy tym
bałagan większy niż miał. No teraz to wyglądało jak na włamanie. Pena w końcu
usiadł na łóżku i złapał się za głowę.
-
Nie ma…- wyszeptał pod nosem.
-
Czego nie ma?
-
Mojego albumu.- wyjaśnił.- Nie ma go.
-
A co było w tym albumie?- oparłam się o ścianie.
-
No jak to co?- spojrzał się na mnie jak na debilkę.- Zdjęcia, a co miałoby być
innego?
-
Po co ktoś miałby kraść Panu album ze zdjęciami?- zadał pytanie Layne.- Raczej
powinienem zapytać co było na tych zdjęciach?
-
To nie jest ważne.- odparł sucho.
-
Proszę odpowiedzieć.- zaciekawił się Layne. Mnie też dało to wiele do myślenia.
Przecież gdyby to były zwyczajne zdjęcia to by tego tak nie ukrywał.- Jeśli Pan
nie powie to Panu nie pomożemy.
-
Zwyczajne zdjęcia, Boże!- podniósł się. Wypuścił powietrze z płuc.- Takie… z
pleneru, tak.- założył ręce.- Niech Państwo lepiej mi nie pomagają. Może się
znajdzie gdzieś, może to gdzieś przeniosłem. Proszę już wyjść.- wskazał na
drzwi.
-
Jak Pan chce.- powiedziałam i wyszłam z Chrisem. Przeszliśmy przez korytarz.
-
Czy tylko mnie się wydaje to troszeczkę dziwne?- spytałam go na uboczu.
-
Troszeczkę? Gość zachowuje się jakby trzymał tam pornografie. Nie zdziwiłbym
się, ale kto by włamywał się po takie zdjęcia?
-
A może…- wpadłam na pewien pomysł.- Nie, to głupie.
-
No powiedz.- namówił mnie.
-
A może to jest wytłumaczenie jego dziwnego zachowania. Może sfotografował coś
podejrzanego. Może ma dowody zbrodni i dlatego nie chce się przyznać, bo się
boi. Jak go przesłuchiwaliśmy miałam przeczucie, że chce nam jednak coś
powiedzieć.
-
To wcale nie jest głupie myślenie, Larra. Pamiętasz? Oskarżał Kaydena. Pena jest
przecież sąsiadem, mieszka za płotem. Może zrobił mu jakieś zdęcia, które są
dowodem zbrodni albo coś w tym rodzaju. On nie oskarżał go bez dowodów. On je
cały czas miał.
-
Czyli Kayden się o tym dowiedział i mu to ukradł? Ale po co miałby w ogóle
zabijać Panią Schmidt?
-
Nie wiem, ale musimy się tego dowiedzieć. A teraz chodźmy na ten obiad, bo
umieram z głodu.- zeszliśmy do jadalni.
Po
obiedzie poprosiliśmy Penę, aby przeszedł się z nami po ogrodzie. Zgodził się.
Gdy jednak w ogrodzie natknęliśmy się na ogrodnika rozmawiającego z Mandez,
Pena poprosił, abyśmy jednak weszli do środka. Ze skrzywionym wyrazem twarzy
zaprowadził nas do biblioteki. Teraz byliśmy przekonani, że Carlos coś wie o Sullivanie.
Postanowiliśmy bez ogródek go o to zapytać.
-
Pamięta Pan nasze przesłuchanie? Oskarżał Pan Kaydena Sullivana o popełnienie
zbrodni, ale nie podał Pan dowodu.
-
Bo takich nie mam, ale sądzę, że to on.- oznajmił.
-
A może miał Pan dowody tylko ktoś je Panu zabrał.- Layne przyglądał mu się
badawczym wzrokiem.
-
Coś Pan sugeruje?- podniósł brew.
-
Jestem po prostu ciekaw co takiego interesującego musiało być na tych zdjęciach
skoro ktoś pokusił się na to żeby Panu je ukraść.
-
Dlaczego Państwo wiercicie mi dziurę w brzuchu tym głupim albumem?
-
Proszę powiedzieć, bo zacznę coś innego podejrzewać.- ostrzegłam go. Layne
chyba też nie wiedział o co mi chodzi.
-
A co dokładnie?
-
A może jest tak, że upozorował Pan włamanie do swojego pokoju żeby wszyscy
pomyśleli, że coś Panu zginęło, żeby ten ktoś dał Panu spokój, a tak naprawdę
Pan wszystko ma.- oparłam głowę o oparcie.
-
Co za bujdy!- powiedział głośniej.- Chcą Państwo wiedzieć co było na tych
zdjęciach?- nachylił się w naszą stronę. Aż się zaciekawiłam i zrobiłam to
samo.- Nie powiem Państwu…- wyszeptał.- Ale mogę pokazać.
-
Cały czas miał je Pan?- pisnęłam z niedowierzaniem.
-
Nie. Ja naprawdę ich nie mam. Dlatego nie mam nic na swoje usprawiedliwienie,
ale jeśli chcecie Państwo zobaczyć co na nich było, radzę nocą pospacerować po
ogrodzie. Tylko tak mogę pomóc.- podniósł się.- Muszę zostać sam.- po chwili
zostaliśmy sami przy stoliku.
-
Dobra…- zaczął Layne.- Chyba nie zasnę póki sam tego nie sprawdzę.
-
Spotkajmy się po północy na korytarzu przed drzwiami wejściowymi.-
powiedziałam.
-
Hmm.- uśmiechnął się.- Umawiasz się ze mną?- Jezu, jak on mnie wkurza. Miałam
ochotę przyłożyć mu czymś ciężkim po twarzy.
-
Zwariowałeś? Przecież wiesz o co mi chodzi.- założyłam ręce.
-
Oczywiście, że wiem.- skinął głową nadal mając na twarzy ten uśmieszek.-
Wymigujesz się pracą, ale wiem, że mnie chcesz.- puścił mi oczko.
-
Nie wytrzymam z tobą!- wstałam natychmiast.- Jak chcesz to proszę! Sama zbadam
tę sprawę, a ty sobie śnij o niemożliwym.- zostawiłam go samego z tym
problemem. Wołał mnie jeszcze, ale nie reagowałam na to.
*Christopher*
No
i znowu mnie poniosło. Ja się chyba nawet w pracy nie potrafię kontrolować. Ale
jak mam reagować? Mam siedzieć cicho przy kobiecie, za którą szaleję? Ta praca
to jedyna okazja kiedy możemy wspólnie ze sobą pogadać. Gdyby nie to, to w
ogóle by mnie chyba olała. Ja nie potrafię inaczej zagadać do kobiety. Może to
przez strach zachowuję się jak ostatni kretyn. Wszyscy moi znajomi mieli rację.
Brak we mnie samokontroli. Ja też głupi nie jestem i wiem jak jest. Larra
toleruje mnie tylko w pracy, a prywatnie się jej tylko naprzykrzam. Myślałem,
że ta sprawa to szansa dla nas, ale powoli w to wątpię. Nawet po dwóch latach
rozłąki traktuje mnie tak samo. Poszedłem się z tym przejść na świeżym
powietrzu.
Przechodziłem
obok różanych krzewów. Sullivan chwalił się swoimi roślinkami przy kobiecie. Mandez była oczarowana, a w dodatku wydawało mi się, że już zaczyna chodzić normalnie. Widziałem po zmianie w jej chodzie. Nie wiedziałem czy tymi badylami czy nim
samym. Co ma takiego w sobie taki ogrodnik czego ja nie mam? Przecież mi
niczego nie brakuje. Zacząłem głęboko rozmyślać nad tym co jest ze mną nie tak.
Ten spacer chyba tylko pogorszył sprawę. Podszedłem do studni, oparłem się i
spojrzałem w jej wnętrze. Nagle poczułem dłoń na swoim ramieniu i aż
podskoczyłem. To był Sullivan.
-
Nad czym Pan tak rozmyśla?- spytał się mnie z uśmiechem na twarzy.
-
Aaa tak po prostu…- odparłem.- Jestem w końcu w pracy. Cały czas myślę nad
wiadomo czym.- spojrzałem na niego.- Korzystacie z tej studni?
-
Od jakiegoś czasu nie.- pokręcił głową.- Kot się tam utopił i jakoś przez to
wszystko nie miałem czasu jeszcze tego załatwić.- podrapał się po głowie.
-
Jak to kot się utopił?- było dla mnie niepojęte żeby kot był aż taki głupi
chyba, że był zwierzęcym samobójcą.
-
Przez Hendersona.- wyjaśnił. Od razu się ożywiłem słysząc to nazwisko.-
Rudzielec nasikał mu na buta. Ten się wściekł, zaczął za nim gonić aż do tej
studni no i jakoś tak wyszło, że wpadł.
-
Widział Pan to?
-
Nie. Tylko z uśmiechem na twarzy się pochwalił, że załatwił skurczybyka. Chyba
nie przepada za zwierzętami i to z wzajemnością.- uśmiechnął się, a ja myślałem
z jakiego Hendersona jest czub. Przeprosiłem ogrodnika i wróciłem do
rezydencji.
Mimo
to, że Larra powiedziała, że sama pójdzie w nocy do ogrodu, ja nie chciałem
zostać obojętnym. Przygotowałem się u siebie w pokoju i po cichu zszedłem na
dół. Miałem na sobie ciemne jeansy i czarny sweter. Znowu poczułem się jak
włamywacz. Larra akurat trudziła się z tym, aby otworzyć drzwi bezdźwięcznie.
Nie wiedziałem skąd ma klucz, ale znając jej szatański umysł to musiała wykraść
go lokajowi. Kiedy zobaczyłem, że też jest ubrana na czarno, zaśmiałem się pod
nosem. Podszedłem do niej.
-
Co ty tu robisz?- bardzo miło mnie powitała. Nie zdziwiłem się nawet.
-
Jesteśmy partnerami. Nie zostawię cię z tym samej. W dodatku muszę czuwać żeby
nic ci się nie stało. Ktoś może zrobić ci krzywdę albo…
-
Pff.- wywróciła oczami.- Dobra, nie gadajmy tylko działajmy.- udało nam się
wyjść z rezydencji niepostrzeżenie.
-
Ciemno jak w dupie u murzyna.- wytężyłem wzrok. Musiałem uważać pod nogi żeby
się o coś nie potknąć. Prawie nic nie widziałem to jak miałem kogoś wyczaić w
tych ciemnościach?
-
Csiiii…- uciszyła mnie.
Minęliśmy
szopę, w której Sullivan trzymał swoje narzędzia. Nie wiem co ten Pena nam chciał
udowodnić mówiąc żebyśmy rozejrzeli się w nocy po ogrodzie, bo wiało tu pustką.
Odwróciłem się do tyłu. Wzrokiem objąłem ten wielki dom i widoczne stąd okno
sypialni Schmidt’a. Albo mi się przywidziało albo obserwował nas w ciemnościach
swojego pokoju. Wróciłem do tego co jest bardziej istotne, do śledztwa. I kiedy
myślałem, że już nic z tego nie będzie, Larra zwróciła mi uwagę.
-
Przy fontannie ktoś siedzi.- szepnęła wskazując palcem. Wytężyłem wzrok. To był
chyba ten ogrodnik. Poznałem po posturze ciała. Chodził dziwnie zgarbiony. Tylko
co on tam robił o tej godzinie? Chyba się na coś spóźniliśmy, ponieważ po
chwili wstał i wrócił do siebie.
-
Przyjdziemy tu jutro?- spytałem ją.
-
Nie trzeba. Ja już chyba wiem co tu jest grane…* Jak myślicie?Jakie zdjęcia znajdują się w albumie Peny? Co Kayden robił nocą w ogrodzie ( jeśli to faktycznie jest Kayden) ? Czy żal Wam kota Rudzielca? :D hahaha
Logan nie ma dobrego kontaktu ze zwierzętami ;)
Do piątku :*