piątek, 4 lipca 2014

Rozdział XVI - Bez tajemnic

Pena nie wiedział co w tej chwili ma ze sobą zrobić. Nie byłam w stanie określić czy jest mu teraz wstyd, a może głupio lub jeszcze coś innego. Wbił wzrok w moje buty, a to znaczy, że coś go trapi. Już dość się naoglądałam. Oddałam Chrisowi album żeby mógł sam się napatrzeć. Odważył się podnieść głowę. Usiadł na fotelu przygarbiony. Siedzieliśmy tak w ciszy póki Layne się nie przyłączył. Przed oczami wciąż miałam fotografie robione Amandzie z ukrycia, a nawet te kiedy obejmowała się z Sullivanem. Tych zdjęć było naprawdę sporo i robiło to pewne podejrzenie. Po co robił jej te zdjęcia?
- Panie Pena…- zaczęłam.- Chce się Pan jakoś wytłumaczyć zanim zacznę pytać?
- To wszystko nie tak. To nie jest to na co wygląda.- wyjaśnił na początek.
- Nie uważa Pan jednak za podejrzane to, że robił jej Pan zdjęcia z ukrycia jakby łapał ją za cel, a następnie…
- Niech Pani nawet tego nie kończy.- poprosił.- Przyznaję. Podkochiwałem się w Amandzie od długiego czasu. Robiłem jej te zdjęcia, ponieważ no… sam nie umiem tego wytłumaczyć.
- A może był Pan zły, że Schmidt wolała ogrodnika i zabił ją Pan z zazdrości. Chciał Pan mu odebrać miłość, bo sam jej nie mógł mieć. - zasugerowałam.
- Ja nie mógłbym! Już prędzej zabiłbym Kaydena, a nie… Nie jestem mordercą. Nawet się na to nie nadaje.
- Czasem i osoba drobna, niepozorna może zabić drugiego człowieka.- wtrącił Layne.- Może to było pod wpływem chwili. Wyznał jej Pan swoje uczucia, a ona Pana olała i się Pan zdenerwował.
- Nie zabiłem jej. Zamiast zawracać sobie i mi głowę jakimiś zdjęciami, które robiłem z fascynacji jej osobą, może niech Państwo poszukają prawdziwego sprawcy. Szczerze? Gdybym miał już kogoś zabijać to zabiłbym Kaydena. Ale nie zrobiłem tego. Może i go nie lubię, bo mam swoje powody, ale nie muszę od razu łapać za nóż. Nie wierzy mi Pani? To już nie mój problem. Mogę dostać z powrotem swój album?- wyciągnął po niego rękę.
- Tak, proszę. Ale niech Pan tu zostanie. Będę musiała zwołać kolejne zebranie.- powiedziałam. Layne wstał w tej chwili i poszedł zawołać resztę wtajemniczonych w sprawę.

Zostałam sam na sam z Peną w bibliotece. Zapadła głucha cisza. Mężczyzna schował album pod stolik żeby nie rzucał się innym w oczy. Naprawdę nie miałam zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Niby mamy dużo, a nie mamy nic. Zaczynam się niestety martwić o Schmidt’a. Rzeczywiście ktoś chce wymordować tę rodzinę jak kaczki. Został tylko Kendall. Czy ktoś wkrótce i go będzie próbował zabić? Może gdy odnajdziemy mordercę Amandy, odnajdziemy sprawcę wszystkich tych zagadek. Wiem, że ostatnio wątpiła w to, ale nie mogę się poddać. Nie jestem słaba. Jeśli już polegnę to z wiedzą, że dałam z siebie wszystko co możliwe.
Layne przyciągnął za sobą sznurek domowników. Wszyscy znów ubrani byli na czarno. Każdy znalazł sobie miejsce do siedzenia. Zorientowałam się, że nie ma wśród nas Schmidt’a. Spojrzałam na Layne’a pytająco. Ten tylko wzruszył ramionami z miną Sama wiesz. Żal mi było niemiłosiernie tego człowieka, ale już nie chciałam siłą go tu zaciągać. Może to i lepiej żeby tego nie słyszał. W końcu temat dotyczy jego zmarłej siostry.
- Chyba Państwo wiedzą po co się tu zebraliśmy…- przerwałam ciszę.
- Aby uomówić kwestię pogrzebu?- spytał Maslow. W tym momencie Sullivan i Pena spiorunowali go spojrzeniem. Potem ich same spojrzenia się na siebie natknęły i… oboje złagodnieli. To był intrygujący widok. Kto wie? Może śmierć tak dla nich ukochanej osoby jeszcze ich pojedna?
- Będzie lepiej jak Pan zamilknie.- ostrzegł go Chris.
- Wiadomo do czego doszło wczoraj po godzinie osiemnastej. W związku z tym otwieram drugie śledztwo.
- Ale czy tak można?- spytała Mandez.- Dwa naraz?
- Niestety tak.- potwierdziłam.- Choć osobiście jeszcze się z tym nie spotkałam. W ostateczności można zrobić tak, że ja zajmę się jednym morderstwem, a mój kolega drugim. Chciałabym na sam początek poinformować Państwa z tego miejsca, że śledztwo może się wydłużyć w czasie. Sama nie wiem ile może to zająć.
- Zajebiście…- westchnął Maslow.
- Bo cię stąd wyrzucę!- zagroził mu Logan.
- O niczym innym nie marzę.- założył nogę na nogę i uśmiechnął się ironicznym uśmieszkiem.
- A może chcą Państwo herbaty?- wtrącił Terence.
- Ja bym się napił czarnej…
- Stop!- przerwałam Maslow’owi.- To nie jest rozmowa przy kawie tylko sprawa w śledztwie. Potem będą Państwo sobie pić kawę. Chcecie to przedłużać?- nikt się nie odezwał.- Toteż tak myślałam. Otóż jutro coś ogłoszę. Dopiero jutro żeby nikt nie mógł niczego zaplanować na ten czas.
- Ale jutro jest pogrzeb.- wtrącił Sullivan.
- No tak. Jeśli tylko Pan Kendall się zgodzi to wszystko będzie dobrze.
- Można przejść do rzeczy? Jestem umówiony na elektroniczną konferencję.- wciął zdenerwowany Maslow.
- Człowiek nie żyje, a Pan chce iść na konferencje?- zapytał go Chris.
- Życie musi toczyć się dalej. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
- Czy mogę już?- ciągle ktoś mi się wcinał w słowa i powoli zaczynałam mieć tego dość. Zaczęłam kontynuować, ponieważ dostałam w końcu upragnioną ciszę.- Layne, wyjmij notes. Będziesz notował.
- Co Pani zamierza?- spytał Pena.
- Grupowe przesłuchanie.- oznajmiłam.- Nie mamy czasu na pojedyncze tak jak wcześniej no chyba, że ktoś z Państwa ma coś do ukrycia.- rozejrzałam się po ich niezadowolonych twarzach.- Proszę nie robić głupich min tylko współpracować. Im szybciej tym lepiej.
- Larra?- przerwał mi Chris.
- Co?- spojrzałam na niego marszcząc brwi.
- Ja chyba nie mogę stać po tej stronie.- odrzekł.
- O czy ty mówisz?- nie wiedziałam o co mu chodzi. Wcisnął mi notes z długopisem do ręki i usiadł obok Mandez.- Co ty robisz?
- Zostałem włączony do sprawy.
- Chcesz mnie zostawić z tym samą?- zszokowało mnie to. Każdy patrzył się to na mnie to na niego. Tego się po nim nie spodziewałam.
- Nie chcę cię zostawiać. Potem ci wytłumaczę. Rób to co do ciebie należy.- pogonił mnie. Zapadła niezręczna dla mnie cisza. Odnalazłam pustą kartkę notesu i ścisnęłam pewniej długopis. Czułam się nieswojo.
- To… co robiłeś kilka minut po osiemnastej?- spojrzałam na Layne'a. To było takie dziwne go przesłuchiwać.
- Zacznę od tego co robiłem jeszcze przed osiemnastą.- uprzedził.- Otóż siedziałem z Sullivanem w ogrodzie. Rozmawialiśmy. Następnie powiedział, że przyjdzie zaraz tylko przyniesie nam coś do picia. Ja zostałem, a on wrócił do rezydencji. Nie było go ponad dwadzieścia minut. Po chwili, tak w okolicach jednej bądź dwóch minut po osiemnastej usłyszałem jak coś spada na ziemię.
- Co to było?- zaciekawiłam się.
- Nie wiem. To brzmiało jakby worek ziemniaków runął na ziemię. Domniemywam, że ktoś zabił Schmidt i wyskoczył wtedy z okna, bo tak było najbezpieczniej. Mieszkała w końcu na pierwszym piętrze, nie było wysoko.
- Zaraz, zaraz…- przerwał mu ogrodnik.- Więc wychodzi na to, że oskarżenia spadają na mnie?
- A mam Pan coś na swoje usprawiedliwienie?
- A owszem mam. Zagadałem się z Terencem. Prawda?- spojrzał na lokaja, na co ten przytaknął tylko.- Oboje obstawiamy w wyścigach konnych. Rozmawialiśmy o tym kto może wygrać w następnych biegach.
- Mnie proszę nawet w to nie mieszać.- powiedział Maslow kiedy spojrzałam na niego i wyczuł swoją kolej.- Jak co dzień prowadzę ze swoją narzeczoną rozmowę telefoniczną.
- Jak Pan to potwierdzi?-spytałam.
- No Pani jest chyba śmieszna!
- No to niech mi Pan pokaże swój telefon.- poprosiłam.
- Gadałem ze stacjonarnego.- podniósł głowę wysoko do góry.- Może Penę zapytacie gdzie wtedy był.
- Jak możesz mnie oskarżać!- podniósł głos Pena.- Ja ją kochałem!
- A więc to dlatego…- oprzytomniał Kayden.- Dlatego mnie Pan żywi taką nienawiścią, prawda?
- Chcesz teraz o tym rozmawiać?
- Cisza!- podniosła głos.- Powstało zamieszanie. Proszę się uspokoić. Na każdego nadejdzie czas.- spojrzałam na Logana, który dotąd nie odzywał się zbytnio. Przyglądał się ukradkiem Mandez, która ostatnio jest strzępkiem nerwów.- A ty co wtedy robiłeś, Logan?
- Próbowałem przez drzwi wytłumaczyć Kendallowi kilka rzeczy, ale nie chciał mnie słuchać. Jednakże… słyszałem wtedy jednocześnie inną kłótnię. Amanda i Ciara kłóciły się ze sobą.
- Tak, to prawda!- przyznała.- Pokłóciłam się z nią, ale nie chciałam tego. To było silniejsze ode mnie.- przeczesała ręką swoje ciemne włosy. Ale ostatnio zdarza mi się wrzeszczeć na każdego nawet o byle co.
- W ogóle dobrze się czujesz?- zagadał do niej Kayden.
- To miło, że pytasz. – uśmiechnęła się na chwilę, po czym jej uśmiech znów się rozpłynął.- Nie, nie czuję się dobrze. Moja najlepsza przyjaciółka nie żyje, brat przyjaciółki chciał się zabić, a ja wariuje, bo nawet nie mogę iść do apteki po receptę na te cholerne leki!- schowała twarz w dłonie i wciąż tupała nogą. Chodzę tak już zdenerwowana od jakiegoś czasu i wrzeszczę na każdego. Przepraszam z tego miejsca.
- Ja myślałem, że się na mnie Pani wydarła, bo okres miała.- powiedział Maslow.
- W dodatku nie wyglądasz jakby to były skutki uboczne odstawienia tych tabletek.- zmartwił się Logan.- Tylko ogólnie jakbyś była od nich uzależniona.
- Pani Martinez…- zwróciłam się do kobiety.- Proszę przynieść Pani Mandez coś na uspokojenie.
- To nie pomoże! Ja muszę mieć swoje!- łzy napłynęły jej do oczu. Naprawdę było z nią źle.
- Logan, wyjdź z nią proszę na świeże powietrze.- brunet kiwnął głową i zabrał modelkę z biblioteki.
- Może wróćmy do sprawy.- zasugerowałam.
- A do czego tu wracać?- spytał Maslow.- Sullivan załatwił sobie alibi u starego przyjaciela lokaja i zabił Amandę. Przecież to proste.
- Pan jest bezczelny!- wydarł się Sullivan.- Kochałem Amandę!
- Ja też ją kochałem.- wciął się Pena.
- To jest mi niezmiernie przykro z tego powodu.- odpowiedział.- Ale niech się Pan, Panie Pena za przeproszeniem odczepił ode mnie, ponieważ to nie jest moja wina, że wolała mnie. Powinniśmy teraz trzymać się razem, a nie drzeć ze sobą koty, bo to jej życia nie przywróci. Co Pan może teraz zmienić? Ja byłem wstanie oddać dla niej wszystko co mam, choć tak niewiele miałem. Może nie mogłem obiecać jej tyle rzeczy ile Pan mógłby jej obiecać, ale to nie miało żadnego znaczenia. Po co miałbym to robić?- ogrodnik wziął głębszy wdech przykładając rękę do klatki piersiowej.
- No, ale Pańskie alibi jest do bani.- rozłożył ręce Maslow.
- No to już nie jest moja wina. Ja wam jeszcze udowodnię kto za tym stoi i wy wszyscy będziecie mnie za to prze…- urwał w tym momencie. Zaczął się pocić na czole. Wyglądał jakby coś stanęło mu w gardle, miał świszczący oddech. Złapał się za gardło i zaczął dusić. Druga ręką zaczął machać desperacko w powietrzu błagając o pomoc. Nie był w stanie wypowiedzieć ani słowa.
- Co się dzieje?! Pomocy! On się dusi!- krzyknęłam.
- Niech ktoś szybko biegnie do jego pokoju!- powiedział Terence.
- Może trzeba go poklepać po plecach.- odrzekł Maslow.
- Idioto!- lokaj odważył się użyć w jego stronę takich słów, na co ten wyraźnie się zszokował.- On ma astmę!- kamerdyner podbiegł do Kaydena. Na te słowa, Layne podniósł się natychmiast z miejsca i jak najszybciej się dało, pobiegł do jego sypialni...




* Nie bijcie mnie! Nie bijcie za tą końcówkę :P Nie chce nikogo denerwować, ale rozdziały są już napisane, więc zmieniać nic nie będę :) Trzeba to zdzierżyć. Czy Layne zdąży z pomocą na czas? Zobaczycie. Ja nie mam jakoś więcej do powiedzenia, więc do piątku :*

10 komentarzy:

  1. No teraz to narobiłaś zamieszania.. Oj. ;). Ale podejrzenia o zabicie Amandy trafiły na Pene? To jakieś nie wyobrażalne, jak dla mnie. Potrafisz zaciekawić rozdziałem potencjalnego czytelnika :). Oj potrafisz :d. Mam pewne wątpliwości co do tego lokaja.. Wydaje się być zbyt idealny, i zazwyczaj ma jakieś alibi :d. Ale już koniec.. :d. Przejdę do sedna rozdziału. Świetnie to napisałaś, końcówka jest naprawdę powalająca :). Może nie będzie zbiorowego napadu na Ciebie ;). Ale pojedyncze napady się mogą trafić. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ;D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka mentalność tego bloga, że rozdziały w większości kończą się takim momentem " na pobudzenie" czytelnika. Nie myślę, że się nudzicie czytając to, o nie :) Ale zamach na mnie kiedyś może się odbyć.

      Usuń
  2. EJ czy on zdąrzy ?! Aaaaa !!! O mój boże bardzo dużo się dzieje, więc muszę nadrobić. Leń ze mnie, więc dużo nie będę pisać. Czekam na następny rozdział niecierpliwie. <3
    Całuski :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sama nie wiem co piszę. XD Dobra do pisze coś. Dlaczego niewinny słodki Pena niby miał by zabić Amandę, którą kochał. Może jej troszkę nie lubiłam, ale jak niby miał by Carlito zabić ?! Ewentualnie Logan, bo on i tak zatłukł już myszę. Biedna myszka, ale biega sobie w innym świecie i wyjada niebiański ser. Nie no żartuje z tym Hendersonem. :-)

      Usuń
  3. O ja Cię pierniczę... Siedzę właśnie przed komputerem z otwartą buzią. Jak coś łączyło Panią Schmidt z Sullivanem? Jaja sobie robisz? Tego się nie spodziewałam, ale... jak na mój gust, to wyklucza go z kręgu podejrzanych. I nawet podobało mi się to "grupowe przesłuchanie". Rozdział świetny! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  4. MASAKRA! Rozdział fenomenalny. Z każdym rozdziałem akcja coraz bardziej wciąga. Nie wiem co mam myśleć o Penie. O jaaa oby Layne zdążył mu pomóc. Nie chce aby ktoś znów umarł, ale tu wszystko jest możliwe i za to cie kocham :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu Chryste! Pędź Krisz, biegnij! Dalej, dalej zapierdalaj! Tylko się nie potknij na schodach!
    Dobra, wydaje mi się, że zdąży, ale nie jestem pewien. W każdym razie jak nie zdąży, to bd nim pewnie targać silne wyrzuty sumienia. Ha Ha! Wiedziałem, ze w tym albumie były zdj. Amandy! Biedny Kendall nadal nie rusza się z pokoju i nawet paska od spodni nie ma bo bezduszna Larra mu go zabrała :D
    Rozdział przecudny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jestem ciekawa, kto zagłosował w ankiecie na Kendalla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja, a co? Wiem, może uznacie, że jestem nienormalna, ale może Kendall jest chory psychicznie i ma rozdwojenie jaźni? Eee? Oczywiście wątpię w to, ale będę się śmiała jak trafię i nie głosowałam tylko na niego :p Co do rozdziału to szczęka mi opadła. To się dzieje. Kayden ma astme? O lol oby Layne zdążył mu pomóc. Genialny rozdział. See ya, K.C.

      Usuń
  7. To było dla wszystkich pewne, że w albumie są zdjęcia Amandy ;) Ale wątpię, aby Carlos ją zabił, przecież ją kochał, chyba, że zabił, bo nie mógł znieść, że woli innego, ale to nie pasuje do naszego Carlosa *-*
    "- Niech ktoś szybko biegnie do jego pokoju!- powiedział Terence.
    - Może trzeba go poklepać po plecach.- odrzekł Maslow."
    Serio James? Serio? Powiedź mi, że powiedziałeś to lekceważąco, a nie rzekłeś jak głupi.
    A Kendall nadal w swoim gabinecie. Biedaczek :C
    Czekam niecierpliwie na nn :**********
    Pozdrawiam Stelss :**********
    Ps. Jakbyś chciała, to zapraszam do mnie na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń