piątek, 7 listopada 2014

Rozdział XXXIV – Bardzo udany kamuflaż

Lekarz stwierdził, że stan Maslow’a szybko się poprawia, więc po czterech dniach mogliśmy zawieźć go z powrotem do rezydencji. Martinez opiekowała się nim kiedy leżał w łóżku, ponieważ musiał teraz dużo wypoczywać. W taki sposób Schmidt zaoferował swoją pomoc, ale sam do niego nie przyszedł. Mimo to miał klasę. Co do rozmowy w szpitalu… nadal nie mogę się pozbierać od tego co usłyszałam, choć minęło już trochę czasu. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Miałam przed sobą obraz tamtej sytuacji…
- Pamięta Pan co mi powiedział przed wypadkiem?
- Pamiętam…- odpowiedział niepewnie. Chyba już podejrzewał o co teraz zapytam.
- No to proszę się z tego wytłumaczyć. Co miał Pan wspólnego ze śmiercią Pani Schmidt?
- Prawda jest taka, że powiedziałem to pod wpływem złości. Nikogo nie zabiłem jednak i tak dręczą mnie wyrzuty sumienia…
- O czym Pan mówi?- zabrzmiało poważnie.
- Mogę Państwu zaufać?- spytał.- Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Nikt. Tym bardziej Hal albo Kendall.
- Oczywiście.- potwierdził Layne.- Uznajmy to za tajemnicę zawodową.
- Morderca Schmidt’owej nie zabił jednej osoby. Zabił dwie…
- Pan wie kto nim jest?!- wybałuszyłam oczy.
- Nie… źle mnie Pani zrozumiała.- zaprzeczył.- Nikt tego nie wiedział, ale…- urwał. Miał taką minę jakby te słowa stawały mu w gardle i ciężko było mu jej wyrzucić. Tym bardziej, że spowiadał się przy prawie obcych ludziach.- Ona była w ciąży. Ze mną...- zapadła cisza, a ja zamarłam. On chyba sobie żartuje?! Ale nie wyglądał na takiego. Layne rozdziawił usta i patrzył na niego zszokowany. Dlaczego my wiemy tylko z sekcji, że ją zasztyletowano i otruto? Czy ktoś to przegapił? Czy w ogóle sprawdzał taką możliwość? To niedorzeczne.
- Słucham?- wydukałam gdy doszłam do siebie.
- Niech Państwo nie patrzą na mnie jak na kosmitę. Mnie powiedziała, że jest już po menopauzie. Ja nie wiem do dziś czy kłamała czy to może taki przypadek… albo pomyliła objawy menopauzy z czymś innym i myślała, że ją ma a nie miała. Nie wiem. Powiedziała mi tylko, że jest w pierwszym tygodniu i jest to moje dziecko.
- I co Pan wtedy zrobił?
- Niedowierzałem. Myślałem, że robi sobie ze mnie żarty, ale pokazała mi test. Powtarzała, że jest moje, bo z mężem nie spała od dawna. A ja nie mogłem jej powiedzieć żeby mnie zostawiła w spokoju, bo się bałem, że mnie wyda i dojdzie to do mojej narzeczonej, o której nie wiedziała, ale wszystko może się zdarzyć. Nakazałem więc jej iść na badania.
- A jak ona to zniosła?- zadałam pytanie.
- Ona? Zdesperowana. Nie wyobrażała sobie jak by to miało dalej wyglądać. Powiedziałem, że jakoś to będzie, ale niech na razie nie mówi o tym nikomu. O niczym innym potem nie myślałem. Nie wiedziałem jak się z tego wyplątać. No bo przecież nie mógłbym z nią zostać. Nie zostawiłbym Halston, a reszta by mnie zabiła.
- Ale jest Pan pewien?- wszedł w słowo Layne.- Z badań by wyszło, że jest w ciąży.
- Dlatego mnie to zdziwiło, że o tym nie wiecie, bo przecież Kendall by się od was dowiedział albo od kogoś innego.- ożywił się.- A może ona usunęła… Nie wiem.- skrzywił się jakby chciał wyrzucić to z pamięci.- Niech Państwo o ty nie myślą. Ja już powiedziałem co wiem. Tylko to ukrywałem. Proszę więcej mi tego nie wypominać. Nawet między sobą. Kendall gdyby to usłyszał to samym wzrokiem by mnie zabił. Kim bym ja wtedy dla niego był? Rodziną? Drugim ojcem? Jakiś absurd. Jeszcze raz proszę o zabranie tej  tajemnicy... do grobu.
- Obiecujemy.- powiedziałam, a Layne kiwnął głową.

Otworzyłam oczy. Ta scena śniła mi się ostatniej nocy. Na pewno nie powiem tego Schmidt’owi. Nigdy. Nawet moja wyobraźnia nie może się domyślić co by wtedy zrobił, a wiem już jak reagował na pewne rzeczy. Był taki wrażliwy, a gwałtownie reagował na złe wieści. Kierował się tylko emocjami. Podniosłam się i poszłam do łazienki przemyć twarz. Spojrzałam w lustro i powiedziałam do siebie Larra, ogarnij się. Jeszcze trzy dni, trzy dni, a minie miesiąc od rozpoczęcia śledztwa. Minęło tyle czasu, a ja nadal nie wiem kto jest X. Jednak nie poddawałam się. Usłyszałam pukanie do sypialni. Terence prosił na obiad. Zeszłam na dół. Co mnie bardzo zaskoczyło, Maslow siedział przy stole. Jadł jedną ręką, gdyż drugą miał w gipsie. Rany na twarzy dobrze się goiły. Henderson ukradkiem mu się przyglądał co szatyn już zdążył zauważyć. Gdy wszyscy skończyli jeść, Maslow odezwał się.
- Zanim ktokolwiek odejdzie od stołu, chciałbym zabrać głos.- zwrócił tymi słowami uwagę wszystkich.- Zdaję sobie sprawę jakie wszyscy mają o mnie zdanie. Wiem jak wyglądałem w oczach innych. Sam jestem sobie za to winny. Jednak ostatnie zdarzenia dały mi szansę na zmianę… Wszystkich chciałbym przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie. Musicie wiedzieć, że nie jestem takim chamem i prostakiem za jakiego mnie uważacie. Zagubiony po prostu zszedłem tymczasowo na złą drogę. Jednak przeprosiny należą się najbardziej dwóm osobom.- spojrzał na blondyna.- Tobie Schmidt… wybacz, że namieszałem w sprawach rodzinnych i majątkowych twojej rodziny. Nie okazuję tego, ale jest mi przykro z powodu tego ile przykrości cię spotkało. Obiecuję, że po zakończeniu śledztwa usunę się i już nigdy nie stanę na twojej drodze jeśli sobie tego życzysz. Po prostu za wszystko cię przepraszam.
- Jestem w szoku…- odpowiedział.- Nie wiem co powiedzieć.- podrapał się po głowie.- Nie wiem co teraz o tym myśleć. Jestem tak zaskoczony, że to co zrobiłeś już nie ma dla mnie takiego znaczenia. Jeśli mówisz szczerze to postaram się o tym zapomnieć, ale trochę jeszcze potrwa zanim schowam całkowitą urazę.
- Mówię szczerze.
- Więc zobaczymy jak to będzie.- kąciki jego ust delikatnie się uniosły.
- Przeprosiny należą się też tobie, Logan.- powiedział Maslow. Brunet wyglądał jakby przewidział wszystko.- Zmieniłem twoje życie w piekło. Przeze mnie zostałeś zmuszony do rzeczy, których nie chciałeś robić. Nie powinienem cię szantażować ani ci grozić. Wiem, że przez to skłóciłem cię z przyjacielem. Przykro mi z tego powodu. Zachowałem się jak kompletny skurwiel. Przepraszam za takie określenie…
- Nie masz za co przepraszać. Zgadzam się z tym wyraźnym epitetem.- przerwał mu Henderson.- Niestety nie przyjmuję twoich przeprosin. Może uderzyłeś się w głowę i sam nie wiesz co mówisz.- wykpił go.
- Ja chcę się po prostu zmienić i zakończyć stare waśnie żeby zacząć życie od nowa.
- Taka szkoda, że w to nie wierzę.- znów mu przerwał.- Ja widzę w tym spisek i kolejną intrygę. Jest co najmniej dziwne, że nagle robisz za świętoszka. Może coś się niedługo ma wydarzyć i chcesz odsunąć od siebie podejrzenia? Albo mi coś zrobisz? Może na mnie piłujesz pazury w zemście za to, że odebrałem ci marzenia? Bardzo udany komuflaż! Ja ci Kendall radzę uważać na niego…- odszedł od stołu i opuścił jadalnię.
- Ma prawo mi nie wierzyć…- pomyślał na głos inwestor.- Może kiedyś uwierzy.- również odszedł od stołu, ale w towarzystwie Martinez.
- A ja mu wierzę.- odezwał się Pena bawiący się widelcem.
- Skoro Kendall postanowił mu wybaczyć to ja nic do niego nie mam.- powiedział siedzący obok niego Sullivan.
- A ja się pierwszy raz zgadzam z Hendersonem.- zabrał głos Terence, który zbierał puste naczynia ze stołu.
- Pomyślę nad tym jeszcze.- poinformował nas Schmidt.- Idę się przejść.
- A ja wracam do pracy.- oznajmił ogrodnik.- Trzeba coś zrobić z tymi hortensjami, bo nie wiem czemu, ale usychają.- wyszedł jednocześnie z Kendallem.

W jadalni została nas trójka, czyli ja, Layne i Pena. Dawno nie zamieniałam z nim więcej słów. To chyba wszystko przez to co się ostatnio działo. Chciałam go zapytać o wyśmienity nastrój, ale posprzeczałam się z Chrisem. Następnie ta cała akcja z Hendersonem i poszukiwaniem połowy majątku Pana Schmidt’a, a na końcu wypadek Maslow’a. Dużo się działo. Niestety były to sprawy bardzo mało lub w ogóle nie związane ze sprawą. Ciągle sobie powtarzam, że trzeba ruszyć z czymś. W końcu dojść do tego. W mojej głowie ciągle rozbrzmiewa mój głos mówiący ZNAJDŹ ROZWIĄZANIE ZAGADKI!
- Nad czym Pani tak namiętnie rozmyśla?- spytał Pena, który przywrócił mnie na ziemię.
- Jak zakończyć to wszystko. Niech Pan nie mówi, że nie chciałby już wrócić do domu…
- Mój dom jest za rogiem, więc mi tak nie tęskno.- uśmiechnął się.- U sąsiadów nie jest tak źle.
- Pan to chyba nigdzie nie widzi problemu.- wtrącił Layne.
- Za to Państwo widzą go wszędzie. Mimo to długo Państwu zajmuje rozwiązanie tej zagadki.
- A myśli Pan, że to takie łatwe?- trochę mnie zirytował.- Jakie w ogóle ma Pan wyobrażenia o naszym zawodzie? Myśli Pan, że chodzimy z wielką lupą w ręce i szukamy poszlak, które łatwo doprowadzą nas do rozwiązania zagadki? To nie jest bajka dla dzieci typu Scooby Doo. Tutaj jest mało śladów. My szukamy motywów co jest ciężko, bo przecież nikt wprost nam wszystkiego nie powie…
- Mój kuzyn ogląda tę bajkę.- rozmarzył się, a ja z bezsilności klepnęłam się w czoło.- Ale spokojnie. Nie pasują Państwo do żadnego z tych bohaterów. Jednak gdybym ja był detektywem… Czasami nie wystarczy szukać dowodów, ani motywów. Wystarczy rozejrzeć się dookoła i postarać zrozumieć drugiego człowieka. Przestać patrzeć na niego jak na obiekt pracy.
- Do czego Pan teraz zmierza?- założył ręce Christopher.- Uważa Pan, że źle wykonujemy swoją pracę?
- Nie, ale sprawdzają Państwo tutaj wszystkich powierzchownie. A to trzeba dochodzić głęboko do korzeni. Czasem do dalekiej przeszłości.
- A Pan niby tak zrobił i wie kto mógł zabić Panią Schmidt.
- Tak. I jestem prawie pewny kto to zrobił. Na 90 procent.- odpowiedział.- A może nawet i więcej, bo jest to aż za bardzo prawdopodobne znając tę historię. Właśnie mi się przypomniało coś istotnego, dlatego skojarzyłem z tym co słyszałem.
- Więc według Pana kto jest sprawcą?
- Nie znaleźli Państwo winowajcy. Dlaczego? Ponieważ nie ma go wśród nas. To właśnie Pan Schmidt zabił żonę.
- A kiedy Pan na to wpadł?- spytałam.
- No teraz.
- Gratuluję inteligencji i pamięci Panie Pena, ponieważ Pan Schmidt zmarł pierwszy, więc nie mógł zabić własnej żony!- podniosłam głos.
- A no…- oprzytomniał.- Rzeczywiście.- wyszczerzył się niewinnie, a my spojrzeliśmy się na niego jak na ciężki przypadek nawet nie wiem czego.- Ale gdyby było odwrotnie to tak by właśnie pewnie było. Albo zupełnie odwrotnie…- w tej chwili zadzwonił jego telefon. Spojrzał w wyświetlacz. Zmrużył oczy i patrzył na dzwoniący telefon.
- Nie odbierze Pan?- spytałam głośniej, ponieważ był to donośny dzwonek.
- Zastrzeżony.- odpowiedział.- Nie obieram takich telefonów.
- Może to coś ważnego.- rzucił Layne.
- No zobaczymy…- westchnął Latynos. Śmignął palcem w prawo po dotykowym ekranie i przyłożył urządzenie do ucha.- Elizabeth?!- ożywiłam się słysząc to imię.- Halo? Halo?- opuścił komórkę.- Rozłączyła się.
- Czy to była ta Elizabeth?- dopytałam się na wszelki wypadek.
- Tak. To Liz Schmidt. Tylko czemu dzwoni do mnie?






* Witam Was ciepło :* A oto taki rozdział Wam przedstawiłam. Podobał się? :) Skończyłam pytaniem Carlosa to może Wy na nie odpowiecie. Cieszę się, że Dark Bunny dołączyła do naszych kręgów. Do piątku :*


14 komentarzy:

  1. Cóż za cudowny prezent w tak wyjątkowym dniu. Właśnie stałem się o rok starszy :D
    Dlaczego Elizabeth dzwoni do Carlosa ? Szczerze to nie wiem. Tak sb pomyślałem ze może ona została porwana a stara schmidtowa została otruta z rak tego samego sprawcy.. Tylko porwania zazwyczaj SA dla okupu a to trochę dziwne zęby nikt przez miesiąc nie zgłosił się po okup. Ciekawi mnie to... Pewnie dowiem się za tydz co i jak. Ta ciąża mną wstrząsnęła. Wgl jak James powiedział ze zabójca zabił 2 osoby ti pomyślałem o Elizabeth ze tez została zabita. A to o dziecko chodziło. Ajajaj.... Jeżeli zona Ke dalla wróci w kolejnym rozdziale to na pewni bd to ważne wydarzenie. Wgl teraz muszą być ważne wydarzenia bo jeszcze 3 rozdzialicha i zagadka rozwiązana.
    Świetny rozdział. Jak juz mówiłem Ci na priv miałem nadzieje ze mnie pobudzi i tak zrobił. Boże... Czemu wszyscy w tym pokoju juz śpią... Rzadko zdarzają się takie noce. No cóż. Bywa.
    Chciałem jeszcze tylko powiedziec ze nie dziwie się Loganowi ze nie ufa Maslowowi. ba jego miejscu tez bym mu nie ufał. I to by było na tyle. Do następnego :***

    OdpowiedzUsuń
  2. O jaaaa. Schmidtowa była z Jamesem w ciąży?! Masakra. Tego się nie spodziewałam. Przecież gdyby Kendall się dowiedział... Zabiłby go. Czyli detektywi faktycznie zabiorą to do grobu, a on nigdy się nie dowie? Może to i dobrze. Tyle już wycierpiał, choć z drugiej strony ciekawie by było. Potem Maslow zaczynał przepraszać. On serio się zmienił. Po tym wypadku i rozmowie z Halston stał się lepszym człowiekiem. Jednak Logan nadal twierdzi, że on coś kręci. Możliwe, całkiem możliwe... Carlos to taki uroczy idiota hahaha. Tylko ciekawe po co Elizabeth do niego zadzwoniła. Czy mamy się w końcu spodziewać wielkiego powrotu marnotrawnej żony? Rozdział fantastyczny :-)
    Zauważyłam, że Chris ma uro, więc 100 lat :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem z jakiej paki, ale zaczęłam się zastanawiać, czy Larra i Chris używają dyktafonu... Tak mnie jakoś wzięło. Bardzo podobało mi się porównanie do Scooby Doo (od czegoś trzeba zacząć), poza tym lubiłam tą bajkę, ale bardziej chyba "Łebskiego Harry'ego". Dobra, nie ważne. Żona Kendalla? Ja wiedziałam! Wiedziałam, że prędzej czy później (no, raczej później się pojawi). To po prostu musiało nastąpić. Pytanie brzmi: Dlaczego dzwoni do Carlosa? Gdybym to ja zwiała od męża, w ciąży z jego kumplem, a potem musiała wrócić, pewnie szukałabym osoby bezstronnej, której mogę zaufać. Jak się pisze kreatywnie, to trzeba się nauczyć myśleć jak ktoś inny. To nie trudne, ale trochę mi to zajęło. Jimmy wraca do zdrowia. I fajnie. Rozdział świetny! Chyba nie muszę pisać, że czekam na nn. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się Twoje kreatywne myślenie. Co do dyktafonu to nie używają go. Chris ciągl robi notatki w swoim niezastąpionym notesie ;)

      Usuń
  4. Boszeee śnił mi się ten blog! Śniło mi się, że złamałam hasło na twoje konto i znalazłam resztę rozdziałów i dowiedziałam się kto zabił! Boszeee to był Kendall ( w moim śnie). A jego żona o tym wiedziała i uciekła od męża mordercy.
    A co do rozdzialicha to cudowny! James znormalniał. Już nie bd skurwielił, choć polubiłam go już takiego. Carlos i Scooby Doo. Czemu mnie to nie dziwi? :) James ojciec nienarodzonego dziecka matki Kenda? Ja pierr... byłam wstrząśnięta. I Liz Schmidt nagle się jakby pojawiła. Wróci i powie, że Kendall zabił hehe. Czy można w jakiś sposób dowiedzieć się czemu akurat dryndnęła do Carlita? Jeny świetny ten rozdział. Jeszcze tylko trzy. Bd się działo :)

    Chris ma urodziny? 100 lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nawet nie próbować włamać mi się na konto! :) Mam tam dyskretne rzeczy :P Co do snu... kto wie huehue. Czy można się dowiedzieć czemu Liz zadzwoniła di Carlita? Tak. Trzeba tylko pomyśleć intensywnie. Nie trzeba nawet znać treści przyszłego rozdziału. Taka podpowiedź ;)

      Usuń
    2. Ha! Wpadłam na to. Już wiem dlaczego do niego zadzwoniła. Dzięki ;)

      Usuń
  5. Ja znów z buta wyjeżdżam, siedzę w szkole i mam jakieś 3 minuty na komentarz.
    W życiu tyle oglądałam Malanowskiego i zastanawiam się, czemu oni do licha nie założą kamer w tym domu? Byłoby łatwiej ^.^
    Maslow. Ta kropka wyraża wszystko za mnie.
    Liz..
    ja chcę następny rozdział! Koniec przerwy, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzisiaj sobie tam myślałam kto jest mordercą i wyszło mi tak samo jak Carlosowi, ale zorientowałam się, że Pan Schmidt nie żył (szybko mi to zajęło, nie tyle ile Penie). Dalej myślałam i zaznaczyłam Schmida, albo to zrobił On, albo jego żona (chociaż znając życie, jest to ktoś zupełnie nie podejrzany). Tak jak Justine myślałam o kamerach w domu. Jamie stał się fajny, ale polubiłam go jako zwykłego dupka. Nie wiem czemu Elizabeth dzwoniła do Carlosa i się rozłączyła? Może pomyliła numery? Ale zaraz.. Skąd Carlos wiedział, że to Liz skoro się nie odezwała? Ech...
    Czekam na nn :3 i Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odezwała się. Za tydzień o tym będzie ;)

      Usuń
    2. Dla mnie się nie odezwała i koniec.

      Usuń
    3. No przecież musiała się odezwać żeby Carlos zidentyfikował jej głos skoro numer był zastrzeżony...

      Usuń
  7. Maslow się zmienił? No nie mogę w to uwierzyć! Zaszokowały mnie jego przeprosiny i reakcje domowników.. Może i Henderson ma rację, żeby mu nie wierzyć. Mam jakieś dziwne przeczucia, co do telefonu który odebrał Carlos.. No kurde, już bym chciała znać motyw i zabójcę Państwa Schmidt.. Ach.
    Rozdział świetny ! ♥ . Czekam na następny (;.

    OdpowiedzUsuń