piątek, 28 listopada 2014

Rozdział XXXVII - Koniec sprawy

Miałam teraz po raz pierwszy okazję zobaczyć jak wygląda Elizabeth Schmidt. Z początku zaginiona żona Kendalla, która potem pożegnała się w przykry sposób w zwykłym liście. Ale ona teraz stała tu i nie wyglądała jakby wracała z Majorki. Wprost przeciwnie. Nosiła brudne, porwane w niektórych miejscach ubrania. Włosy miała potargane, a na jej ciele było mnóstwo ran i zadrapań. Wyglądała jak wrak człowieka. Wyniszczona, wygłodzona, zziębnięta…
- Elizabeth?!- powtórzył Schmidt.- Co ci się stało?
- Co ty tu robisz?- zdenerwował się Kayden.
- Zaskoczony?- założyła ręce.
- Co jest grane?- spytał blondyn.
- Już ci mówię. Tego dnia gdy twoja mama umarła… Ja byłam świadkiem zbrodni. Nie bezpośrednio. Siedziałam wtedy w sypialni przy oknie. Widziałam jak Kayden wychodzi przez okno, a on mnie zobaczył. Kiedy wszyscy byli pochłonięci Panią Schmidt, zakradł się do twojej sypialni i mnie uśpił przykładając coś do nosa. On mnie zmusił do napisania tego listu żebyś dał sobie spokój z poszukiwaniem! Wybaczysz mi?
- Tak.- kiwnął głową.- Ale skąd się tu wzięłaś? Gdzie cię ten drań przetrzymywał?
- A czy to ważne?- wciął się ogrodnik.
- Zamknij się!- uciszył go. Na wszelki wypadek Layne, Pena i Henderson otoczyli Sullivana czy tam też Stevens’a.
- Przetrzymywał mnie w lesie, w leśniczówce twojego ojca.- odpowiedziała.
- To niemożliwe!- odezwał się Henderson.- Byłem tam trzy razy. Przecież bym cię znalazł.
- Pod dywanem jest klapa w podłodze. Tam na dole jest pomieszczenie, w którym byłam przetrzymywana. Słyszałam cię jak wchodziłeś. Szarpałam się i chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam, bo byłam związana.- ja też tam byłam i słyszałam jakieś przytłumione dźwięki, ale nie wiedziałam wtedy, że stoję nad pokojem, w którym więziona była Elizabeth. A mogłam się rozejrzeć… Teraz pluję sobie w brodę.
- No tak!- powiedział Layne.- Pamiętasz Larra? Też tam byliśmy. Zjawił się nagle Kayden, który niby nas śledził, a tak naprawdę chodził tam cały czas, aby dopatrywać jej. Szybko nas wykurzył i skromnie zasugerował żebyśmy już tam nie chodzili. Więził ją tam, bo mógł szybko też zjawić się na miejscu, dlatego nie mogło być to daleko. Nikt go nie podejrzewał.
- A mogłem cię od razu zabić, szmato!- rzucił Kayden.
- Nie odzywaj się tak do mojej żony!- syknął przez zęby Schmidt.
- Traktował mnie jak psa! Przychodził nad samym ranem, raz dziennie. Dał coś do zjedzenia i picia i tak przez prawie miesiąc!
- A miałem was dzisiaj oboje zabić!- ryknął Kayden.- Wszystko by mi się udało gdyby nie ci żałośni detektywi!- nie wiem czemu, ale w tej chwili Pena się uśmiechnął.
- Gra skończona, Panie Stevens.- powiedziałam triumfalnie, a Layne poszedł wezwać policję.- Ogłaszam koniec sprawy.
- Nie! Nie tak miało to wszystko wyglądać! Miałem być bogaty! To wszystko miało być moje! Już do końca życia miałem być…- urwał. Zrobił się czerwony na twarzy.- Po…mo...cy!- zaczął się zapowietrzać i dusić. Złapał się za gardło i patrzył zdesperowanym wzrokiem. Wszyscy wiedzieli co to oznacza. Miał atak astmy. A Kendall uśmiechnął się jakby wygrał los na loterii.
- Panie Schmidt!- zwróciłam się do niego.- Był Pan kupić inhalator!
- Kupiłem, ale mu nie dam.- założył ręce.
- Przecież on się udusi!- powiedziała Martinez.- Tak nie można!
- Ależ można, Doro!- spojrzał bez żadnych uczuć na duszącego się Kaydena. Nikt nie wiedział co zrobić. Martinez nie wytrzymała tego widoku i uciekła na zewnątrz. Sullivan był mordercą, ale nie wiem czy zasługiwał na taki los. Nikt nie wiedział jak się zachować, bo bez inhalatora nikt nie umiał mu pomóc.
- No Kendall! Bo go zabijesz!- odezwał się Henderson, a Maslow złapał się za głowę.- Daj mu ten cholerny inhalator!
- Nie!- podszedł do leżącego już ogrodnika na kanapie. Bezczelnie pochylił się nad nim.- Zdychaj w męczarniach, skurwysynu…
- Pani Elizabeth!- odezwałam się.- Niech Pani przemówi mężowi do rozsądku!
- Niech mój mąż robi to, co uważa za słuszne.- złapała go za rękę, a ja spojrzałam bezsilnie na Layne’a. Ja też już nie mogłam patrzeć jak ten człowiek się męczy i słuchać tych dźwięków. Pena też wymiękł i wyszedł. Nawet nie patrzyłam w stronę Kaydena żeby zobaczyć w jakim jest stanie. Nie chcę, aby śnił mi się po nocach ten widok.
- Nie no po prostu zmuszasz mnie do tego!- podszedł do niego Layne.- Logan, pomóż mi!- zwrócił się do niego po imieniu z zaistniałej sytuacji. Ten się zgodził. Schmidt zorientował się, że oboje zmierzają do niego, więc wycofał się do tyłu, ale trafił na przeszkodę jaką był Maslow. Layne złapał go od tyłu co sprawiło mu trudności, bo ten się wierzgał. Henderson natomiast dobrał mu się do spodni. Wiem jak to brzmi i jak to mogło wyglądać, ale taka była konieczność. Wsadził rękę do jego kieszeni i chciał wyjąć z niej inhalator, ale Kendall podniósł nogę zginając kolano i brunet oberwał w oko. Syknął z bólu łapiąc się za nie. Do akcji wkroczyłam ja, bo nie uważam żeby Schmidt mógł uderzyć kobietę, jednak zaryzykuję. Udało mi się wyciągnąć go z kieszeni. Podbiegłam do kanapy z wszelkimi nadziejami, ale…
Odwróciłam się i schowałam twarz w dłoniach. Layne podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu. Było już za późno. Logan wyszedł wciąż trzymając się za oko, a Maslow za nim. Schmidt stał w miejscu z założonymi dłoniami czerpiąc satysfakcję z tego widoku.
- Zdajesz sobie sprawę z tego co zrobiłeś?- spytał go Layne.
- Niczego nie żałuję.- nic a nic się nie tym nie przejął. Wziął ode mnie inhalator i go połamał trudząc się przy tym. Następnie otworzył okno i wyrzucił kawałki.
- I uważa Pan to za koniec sprawy?- spytałam niedowierzając.
- Sama przecież tak Pani powiedziała.- odpowiedział, a następnie wyszedł z gabinetu razem z żoną.

Na miejsce przyjechała policja i karetka. Ciało sprawcy wywieziono, a policja zabrała Schmidt’a ze sobą na komisariat. Nie wiem czy dostanie jakiś wyrok. Nie znam się na prawie. Działał jednocześnie z premedytacją, ale i pod wpływem emocji. Sąd oceni. Jego żona też pojechała złożyć zeznania dotyczące uprowadzenia. Maslow polecił Schmidt’owi dobrego prawnika za co wdzięczny był mu Henderson mimo, że wciąż nie pochwalał zachowania przyjaciela. Jednak ich spór, dwóch dawnych pracowników został zażegnany. Logan wyciągnął do niego dłoń i pozwolił wrócić do firmy na stanowisko zastępcy. Pena pożegnał się ze wszystkimi i wrócił do domu. Maslow i Henderson podeszli do nas.
- No i wygląda na to, że w końcu mogę wrócić do domu.- powiedział szatyn.
- Niech Pan dba o siebie.
- Czas spędzony tutaj pozwolił mi zmienić swoje życie i głównie muszę Państwu za to podziękować.
- Do prawdy, nie ma za co.- odpowiedział Layne.
- Na mnie już czas. Halston przyjechała.- zdrową ręką odebrał wiadomość. Wyszedł z rezydencji, a Terence jeszcze mu pomógł.
- Wygląda też na to, że wszystko za nami.- założył ręce Henderson.- Kto wie może kiedyś się jeszcze spotkamy, ale już nie w takich okolicznościach tylko może tutaj w salonie przy herbacie.
- Zobaczymy…- posmutniał Chris. Zauważyłam, że o czymś myśli.
- Do widzenia, Chris.- wyciągnął do niego rękę uśmiechając się subtelnie.
- Do widzenia, Logan.- uścisnął ją. Chyba to wszystko trochę zbliżyło ich do siebie. A pamiętam jeszcze jakie były początki. Uniósł na chwilę kąciki ust.
- Cześć, Larro Laylo Lawson. Będę zawsze pamiętał te potrójne L.- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Miło było cię śledzić.- zażartowałam.- Cześć.- po tych słowach i on pojechał do domu.

Oboje już spakowani wyszliśmy z rezydencji. Layne spakował walizki do samochodu. Wsiadłam od strony pasażera. Po chwili ruszyliśmy, a ja przez szybę patrzyłam jeszcze na ten dom, na rezydencję rodziny Schmidt. Spojrzałam na zegarek. Zbliżał się już wieczór, słońce zachodziło. W końcu dojechaliśmy do centrum Seattle prosto pod mój dom. Layne pomógł mi z walizką i odprowadził po same drzwi.
- Dziękuję.- powiedziałam.- No to do jutra u Borrowmana, aby zebrać pochwały i napisać raport.
- Larra…- urwał jakby zastanawiał się co powiedzieć.- Będziesz musiała sama napisać ten raport.
- Ale oboje rozwiązaliśmy sprawę. Bardzo mi pomogłeś. Gdyby nie ty w wielu kwestiach to…
- Nie o to chodzi.- przerwał mi.- Postanowiłem, że jutro wyjeżdżam z powrotem do Miami.
- Ale dlaczego?- tego to się po nim nie spodziewałam.- Sam widzisz, że tu w Seattle też są ciekawe sprawy. Kiedy tu przyjeżdżałeś byłeś pełen energii, a teraz… Co się stało?
- Zdałem sobie sprawę, że nic mnie tu nie trzyma, a raczej nikt.- pokręcił głową.- W Miami będzie mi lepiej. Tam jest mój dom. No nie wiem co ci jeszcze mogę powiedzieć.
- Rozumiem.- opuściłam głowę. Szczerze to zrobiło mi się strasznie przykro, bo teraz nie wyobrażałam sobie współpracy bez niego. Myślałam, że tak już będzie zawsze, a tu takie rozczarowanie.
- No to w takim razie żegnaj Larra. Fajnie mi się z tobą pracowało.- powiedział dziwnym tonem głosu.
- Żegnaj Chris. To była wspaniała przygoda…- przytuliłam się do niego mocno. Po chwili go puściłam, a on odwrócił się, aby już tego nie przeciągać. Tak na niego patrzyłam kiedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Z czegoś ważnego.- Chris!- zawołałam go podbiegając do niego.
- Tak?- odwrócił głowę pełny nadziei.
- Nadal trzymasz moją walizkę. Oddaj mi ją.- wyciągnęłam rękę.
- A… Proszę.- odrzekł z rezygnacją.- To jeszcze raz, wszystkiego dobrego.
- Trzymaj się.- pomachałam mu kiedy odjeżdżał samochodem, ale już wtedy nawet na mnie nie spojrzał…

Otworzyłam drzwi od mieszkania. Jakoś nie czułam się teraz dobrze wchodząc do niego. W przeciwieństwie do rezydencji, tu wchodziłam do pustego mieszkania. Przypomniało mi się jak naprawdę wygląda moje życie. Ciągła praca. Do tego domu przychodziłam tylko po to, aby zjeść, umyć się i pójść spać, a następnie znowu wyjść do pracy. I tak w kółko. Ale teraz to we mnie spotęgowało. Nie czułam się dobrze sama ze sobą. Z nikim nie mogłam porozmawiać, pośmiać się, pożalić z problemów… Ogarnęłam się i poszłam do sypialni. Położyłam się w moim łóżku. Bałam się zasnąć, bo nie wiedziałam o czym mogę śnić. Myślałam, że teraz moje myśli będą krążyć wokół martwego Kaydena, ale tak naprawdę teraz myślałam intensywniej o kimś innym.
Nazywam się Larra Lawson. Jestem detektywem i rzadko się mylę, ale teraz popełniłam największy błąd swojego życia…

Następnego dnia zjawiłam się w gabinecie szefa. Borrowman czekał już na mnie. Mogłam tylko się spodziewać co ma mi do powiedzenia i nie myliłam się. Słuchałam tych słów bez żadnej satysfakcji, ale przecież o to mi cały czas chodziło. Żeby rozwiązać zagadkę, znaleźć rozwiązanie… a gdy to nadeszło, to nic. Nie potrafiłam się z tego cieszyć, ale to nie znaczy, że nie byłam z siebie dumna. Udowodniłam, że dobry ze mnie detektyw.
- Jeszcze raz należą się gratulację.- wyrwał mnie z zamyślenia jego głos.- Mam dla ciebie niespodziankę. Co ty na to żebyś została głównym detektywem oddziału? Najlepsze sprawy pójdą od razu w twoje ręce.
- Naprawdę? Jestem zaskoczona.- nie spodziewałam się tego. To dla mnie wielka szansa, a zawsze myślałam, że kto inny ją dostanie.- Myślałam od zawsze, że to stanowisko należy się Robertowi.
- Robert zostanie wysłany do innego oddziału. W sumie teraz to nie widzę nikogo lepszego na tym stanowisku. Ale w pośpiechu nie podejmuj tej decyzji. Masz czas.- uprzedził.
- Już ją podjęłam…

* Christopher *

Dwa tygodnie później

Jakiś czas temu dzwonił do mnie Logan. Dowiedziałem się od niego, że Kendallowi postawiono zarzut, ale nie skończyło to się tragicznie, ponieważ dostał zaledwie trzy miesiące pozbawienia wolności. Kendall kierował się emocjami. Zawsze był wybuchowy i się nie kontrolował. Jednak to co zrobił to tak jak słyszałem, nazwali premedytacją. Dzięki części z reszty pieniędzy, które zostały Loganowi oraz dzięki pomocy Maslow’a wynajęli najlepszego prawnika. Sam Schmidt zamierza sprzedać rezydencję i wrócić z żoną do Los Angeles kiedy wyjdzie z aresztu. Teraz w międzyczasie mieszka tam Elizabeth, która spodziewa się jego dziecka. Pomimo tego jak się zachował, rozumiemy go i mamy nadzieję, że poukłada sobie życie i założy rodzinę. Zasługuje na to. Na razie jego sprawa nie dotarła do mediów. Ucichła i lepiej żeby tak zostało…
A z Larrą nie miałem kontaktu od tamtego czasu. Może to i dobrze. Pamiętam z jakim bólem się z nią żegnałem i jakie to było ciężkie. Muszę w końcu o niej zapomnieć, ale nie wiem czy potrafię.

Odłożyłem telefon i zająłem się tym co przedtem. Siedziałem w pracy przy biurku kończąc raport za przyjaciela, który koniecznie musiał się wymknąć do szpitala, bo jego syn złamał nogę. Nagle zostałem wezwany do szefa Forres’a. Ciekawe co tym razem ode mnie chce. Ostatnio wzywa mnie z byle powodu co mnie już męczy, a przecież mógłby się wysłużyć asystentką, a nie mną.
- Wołał mnie Pan?- spytałem.
- Tak, usiądź. Mam dla ciebie nową sprawę.- podał mi teczkę.
- Zabito handlarza narkotyków? Może to sprawa mafii...- wywnioskowałem z początkowych informacji.- Kogo dostanę do pomocy?
- Ma się dzisiaj u nas zjawić detektyw wysłany na stałe do naszego wydziału. Niejaki Robert Nelson. Jest z nami tu umówiony na pierwsze spotkanie.- akurat w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.- Otwarte!
Spojrzałem w stronę drzwi, bo być może to mój nowy partner. Chciałem zobaczyć jak wygląda i jakie sprawia pierwsze wrażenie. Jednak ten widok mnie zaskoczył i to bardzo mile zaskoczył. Przecież ja dobrze znam tą osobę.
- Witam. Mam nadzieję, ze jestem na czas.- powiedziała.
- Larra? Znowu jesteś z nami?- ucieszył się Forres.
- Larra? Co ty tutaj robisz?- spytałem.
- Robert niestety awansował, a ja zgłosiłam się na jego miejsce.- podała mojemu szefowi jakieś papiery. Pewnie z wyjaśnieniami od Borrowmana. A ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła szeroko jak nigdy. Poczułem ciepło w sercu.- Historia lubi się powtarzać.
- No dobrze.- odpowiedział patrząc w papiery.- To witamy z powrotem w załodze.- podali sobie ręce.- A teraz możecie już iść. Mam masę pracy.- wyszliśmy z gabinetu.
- Larra…- zacząłem.- Przyznaj, że to ty dostałaś ten awans, a nie Robert.
- Zamieniłam się.- odpowiedziała.
- Dlaczego?
- Bo też zdałam sobie sprawę, że nic nie trzyma mnie w Seattle. A raczej nikt.- spojrzała mi prosto w oczy. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Nie chciała mi powiedzieć tego wprost, ale jednak zrozumiałem co jej chodzi po głowie i sercu. Wymieniliśmy się nieśmiałymi uśmiechami.- A może tak pogadamy w końcu w miłej atmosferze przy jakiejś kawie?
- Bardzo chętnie.- odpowiedziałem. Podałem jej teczkę, a następnie wyszliśmy na lunch.

Czy mówiłem już, że ta kobieta jest dla mnie zagadką? Ciężko było mi ją rozgryźć. Najpierw mnie spławiała i dogryzała, a teraz rzuca dla mnie wszystko, bo jednak jej na mnie zależy. Czy to nie dziwne? Czy to ma sens? Wciąż się zastanawiam jak mogło do tego dojść. Doszedłem do wniosku, że żadna sprawa, której się teraz z Larrą podejmiemy, nie będzie tak skomplikowana jak miłość. Jestem jednym z najlepszych detektywów. Rozwiązałem w swoim życiu wiele dziesiątek śledztw, lecz nigdy nie uda mi się rozwiązać zagadki miłości. A może ty znasz na nią odpowiedź?



KONIEC 




____________________________________________________________________________

Moi drodzy Czytelnicy,
Kiedyś musiał nadejść ten dzień. Przeczytaliście właśnie ostatni rozdział tego bloga. Pamiętam jak w marcu narodził się w mojej głowie pomysł na bloga detektywistycznego. To wzięło się znikąd i tak nagle. W moich wyobrażeniach ukształtował się jeszcze niekonkretny plan. Pierwsze zarysy planu wydarzeń, postacie, przebieg śledztwa i motyw mordercy. Teraz kiedy piszę to, jestem z siebie taka dumna, ponieważ była to jedna z tych rzeczy jakie chciałam napisać jako blogerka. Podzielić się z Wami właśnie takimi wątkami, których w tej "blogerowni" jest mało. Może ktoś kiedyś sprawi mi taką przyjemność i napisze własny blog detektywistyczny żebym ja też poczuła się jak detektyw. Tylko od innej strony żebym nie znała sprawcy :)

Dziękuję każdemu z Was po kolei za to, że dołączyliście do grona tego bloga. Każdy komentarz bardzo mnie cieszył. Ten blog na zawsze zostanie w moim sercu. Pamięć o nim nie zniknie :D Oczywiście tego bloga nie usuwam. Kto wie? Może ktoś jeszcze na niego trafi. Możecie już przestać go obserwować :P
Przeczytałam go jeszcze raz od początku do końca i ... to jest cudowne :D Nie żebym się chwaliła... jestem skromną osobą. No dobrze, kończę już przynudzać :P

Chciałabym się z Wami teraz podzielić CIEKAWOSTKAMI o tym blogu:

1. Imię lokaja ( Terence ) wzięłam z chyba dobrze Wam znanej wszystkim gry Angry Birds. Ten większy czerwony ptak tak się właśnie nazywa :D
2. Nie wiem czy zauważyliście, ale w adresie bloga jest błąd. Women ( kobiety ) to oczywiście liczba mnoga. Literki "a" na samym początku być nie powinno. Wprowadziłam ten błąd specjalnie, ponieważ adres, który chciałam założyć ( a próbowałam serio dużo razy i nic, więc byłam zła) był już zajęty. Adres początkowo miał się nazywać tak jak tytuł bloga, ale też już mnie ktoś uprzedził. Grr :)
3. Napisałam tego bloga w przeciągu jednego miesiąca!
4. Postaci Chrisa Layne'a twarz "użyczył", według mnie, jeden z najprzystojniejszych aktorów Jesse Metcalfe. Jest cudowny i idealnie pasował do tej postaci. Popatrzcie w te oczy *.*
 

Taki suchy żarcik z mej strony na rozluźnienie...
" Kiedy Chris myślał, że do sypialni wchodzi Larra, a tu Henderson :D ( patrz gif na dole)


Zostawiliście na tym blogu jak dotąd 350 komentarzy, cudowne wspomnienia i myślę, że dobrze czytało Wam się tego bloga. Marta napisała mi pod ostatnim postem, że napisze komentarz podsumowujący za całokształt. Byłabym wdzięczna gdyby każdy z Was napisał coś od siebie. Co szczerze myśli i jakie ma wrażenia po przeczytanej całości. Miło byłoby też poczytać jakie wątki najbardziej Wam się podobały i co utknęło najbardziej w pamięci. Pod tym rozdziałem zrobię wyjątek i odpowiem na KAŻDY komentarz :D

No i teraz to wszystko co chciałam powiedzieć. Żegnajcie moi drodzy. To, że żegnam się z Wami tutaj, nie znaczy, że w ogóle.  Przecież mam jeszcze inne blogi i nawet NOWY BLOG! 
Tak właśnie. Coś się kończy, coś się zaczyna. Zapraszam Was już w tej chwili na...
THE WAY TO NOWHERE ( http://without-prospects.blogspot.com ) Kto ciekawy niech zajrzy :D A mam nadzieję, że zajrzycie :)

Pozdrawiam i przesyłam całusy, Marla S