Kiedy
dowiedziałem się, że Sullivan dostał ataku astmy, natychmiast ruszyłem w bieg.
Wyleciałem z biblioteki jak wystrzelony pocisk. Skręciłem w prawo i ruszyłem
wzdłuż korytarza. Na szczęście jego pokoik znajdował się na parterze.
Wparowałem z hukiem do środka rozglądając się za inhalatorem. Na pierwszy rzut
oka go nie zauważyłem. Zacząłem się denerwować, bo każda sekunda była cenna.
Walczyłem z czasem o życie człowieka. Nagle dołączył do mnie Kendall. Bez słowa
podbiegł do szafki nocnej i wziął stamtąd ten mały przyrząd. Równie szybko
wróciłem z nim do biblioteki. Kayden przez ten czas zdążył przybrać czerwony
kolor na twarzy. Kendall podał mu inhalator. Ogrodnik z trzęsącymi się dłoniami,
wstrząsnął nim pośpiesznie, wsadził go do ust naciskając na niego. Wziął wdech,
a po chwili jego oddechy stawały się coraz normalniejsze. Jeszcze chwila i
byłoby po nim. Terence podał mu szklankę wody. Kiedy było z nim już całkiem w
porządku, przysiadł obok niego Schmidt.
-
Czy już wszystko dobrze?- spojrzał mu w oczy swoimi zielonymi tęczówkami.
-
Skąd wiedziałeś, że jestem chory?- przypatrywał mu się z ciekawością.
-
Amanda się wygadała kilka dni temu.- wyznał.- Powtarzała ci żebyś go zawsze
nosił przy sobie.
-
Nie miałem ataku od roku…- spuścił głowę.
-
To nie znaczy, że masz go teraz trzymać na dnie szafki nocnej. Gdybym nie
przyszedł do Layne’a, on by tego nie znalazł na czas, a z tobą mogło być źle.
Musisz trzymać go na widoku.- zapadła głucha cisza. W tej chwili Henderson i
Mandez wrócili na swoje miejsca. Reszta domowników udawała jakby ich tu nie
było. Tylko Pena siedział jakoś przygarbiony. Widać było, że coś go gryzło.
-
Nie musiałeś tego robić.- odezwał się po długiej przerwie Kayden.
-
Ja muszę cię przeprosić.- powiedział Schmidt.- Nie powinienem tego robić. Nie
miałem prawa zakazywać wam bycia razem. Nie powinienem też zwalniać z pracy. A od osądzania kto jest winny nie jestem ja tylko detektywi. Przepraszam. Wiem,
że też cierpisz. Wybaczysz mi?- ogrodnik kiwnął głową.
-
Ja też muszę cię przeprosić.- odezwał się Pena.- Byłem zwyczajnie zazdrosny.
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
-
Przyjmuję przeprosiny.- wziął łyk wody.- Jedynemu człowiekowi nie jestem tylko
w stanie przebaczyć. Temu mordercy. Jestem taki zagubiony, bo nie wiem kto nim
jest, a przebywa tu wśród nas. A jeśli to osoba, którą lubię?- zmarszczył brwi
zamyśliwszy się na moment.- I tak jej nie wybaczę…
-
Może chce się Pan położyć?- spytała Larra.
-
Nie, dziękuję. Wszystko w porządku.- podniósł się.
-
No dobrze…- westchnęła.- Mogą Państwo wszyscy się rozejść. Jeśli będę miała
jakieś pytania, to poinformuję.- wszyscy po kolei zaczęli wychodzić. Ja nie
wiedziałem co ze sobą zrobić. W tym domu działy się dziwne rzeczy. Uznałem, że
może Larra nie chcę teraz ze mną rozmawiać, więc skierowałem się do wyjścia.
-
Christopher?- zatrzymała mnie swoim głosem.- Zostań…
Po
tych słowach powoli odwróciłem się żeby na nią spojrzeć. Miała łagodny wyraz
twarzy, a jednocześnie coś ją martwiło. Podeszła do mnie wolnym krokiem i
wręczyła do ręki mój notes. Jeśli tylko po to kazała mi zostać to ja dziękuję
bardzo. Zabrałem od niej notatnik. Poczekałem chwilę mając nadzieję, że jeszcze
się odezwie, ale nie zrobiła tego. Kiwnąłem głową od niechcenia i z powrotem odwróciłem
się do wyjścia.
-
Gdzie ty się wybierasz?- spytała. Nie pozostało mi nic innego jak znów nawiązać
z nią kontakt wzrokowy.
-
Larra, posłuchaj…- zebrałem myśli.- Może przesadziłem z tym, że w sprawie
śmierci Amandy udałem się na drugą stronę, ale może to i lepiej. Nie musisz się
ze mną użerać przy kolejnym. Borrowman zlecił mi pomoc tobie w pierwszym. Nic
nie mówił o drugim. A widzę, że chyba się ze mną męczysz i nie ma to
najmniejszego sensu. Może faktycznie najlepiej będzie jeśli ja zajmę się pierwszym
śledztwem, a ty drugim.
-
Co ty gadasz? Hmm Layne…- pokręciła głową.- Ja wiem, że między nami jest
mnóstwo spięć. Nie jestem głupia i myślę, że to tylko taka wymówka. Masz coś do
mnie osobiście.
-
Bo ty to nie masz?- założyłem ręce. Oczywiście ja miałem do niej zupełnie co
innego niż ona do mnie, ale teraz jej tego nie powiem.
-
Może rzeczywiście tak jest, ale nie chcę prowadzić tego bez ciebie. Jesteś mi
potrzebny. Weź się nie wygłupiaj. Połączmy siły i współpracujmy razem przy obu.
Przecież współpraca to jedyne co nam dobrze wychodzi. Mimo oporów, ale
wychodzi.- nie wiem dlaczego, ale poczułem się o wiele lepiej gdy wypowiedziała
te słowa. A ja nie chciałem jej zawieść. Jeśli według niej ta praca to jedyne
co nas ze sobą łączy to nie chcę tracić i tego.
-
No dobrze, ale masz być dla mnie milsza.- uśmiechnąłem się.
-
Ani mi się śni!- zaprzeczyła, ale mimo tego odwzajemniła uśmiech.- Nadal jesteś namolny i irytujący.
-
A ty pijesz na smutno.
-
Uważaj, bo znów się zagalopujesz.- położyła ręce na talii.
-
A nie chciałabyś o tym porozmawiać?- spytałem.
-
Nie mamy o czym i radzę ci o tym zapomnieć, bo ja już zapomniałam. Temat uważam
za zamknięty.
-
Jak chcesz…- po jej wyrazie twarzy przeczuwałem, że ona jednak pamięta więcej z
tamtej nocy niż powinna, ale nie chciałem już jej denerwować. Jeśli nie chce,
to nie będę jej zmuszał.
-
Zastanówmy się lepiej nad śledztwem.- była mistrzynią w zmianie tematów.- Znów
jesteśmy bez śladów i musimy szukać motywów. Cięższa robota.
-
Ale skąd wiesz? Sprawdzaliśmy sypialnie Amandy, ale zostało jeszcze jedno
miejsce.- nagle mi się przypomniało.
-
Jakie?- ożywiła się.
Uśmiechnąłem
się tylko. Nie powiedziałem jej gdzie. Chciałem ją przetrzymać w niepewności.
Kazałem jej tylko podążać za mną. Nie miała innego wyjścia. Wyprowadziłem ją na
zewnątrz. Przeszliśmy przez ścieżkę naokoło domu. Zatrzymałem się pod oknem do
sypialni Schmidt.
-
Tutaj.- oznajmiłem.
-
Jesteś pewien?- spytała.
-
Miejsca czy tego, że X wyskoczył przez okno?
-
I to i to.- odpowiedziała.
-
Na bank jestem pewien.- przytaknąłem.- Wiem co słyszałem, a dla X był oto za
duże zagrożenie żeby wychodzić drzwiami, bo było wtedy dość widno.- schyliłem
się żeby poszukać jakiś śladów w trawie.- Widzisz to?- wskazałem palcem na
ziemię- W tym miejscu trawa jest wygnieciona. Morderca upadł właśnie w tym
miejscu.
-
Ale prócz tej odbitki nie ma nic innego.- chyba nie przekonałem jej
wystarczająco. Musiałem jej jakoś zaimponować, więc się nie poddałem.
-
Weź proszę rozejrzyj się tam, bo tamtędy musiał uciec sprawca. Bo gdyby pobiegł
na lewo to bym go zauważył. A ja powęszę jeszcze w krzakach.
-
Tiaa, bo coś w nich znajdziesz.- wywróciła oczami i poszła na wyznaczone
miejsce.
Ja
zacząłem grzebać w tych zielonych karzełkach jak kloszard po śmietnikach.
Odłamywałem gałązki żeby mieć lepszy dostęp do wnętrza krzewów. Nic tam jednak
nie znalazłem. Skrzywiłem się. Obok rosły różane krzewy. Podszedłem do nich nie
wiedząc jak się za nie zabrać. Na początku ostrożnie odsłaniałem gałęzie
próbując się przy tym nie pokaleczyć kolcami. Jednak tak zbytnio nie dało się
niczego szukać. Schyliłem głowę, aby przyjrzeć się czy tam coś jest. I kiedy
miałem nadzieję, że tam niczego nie ma, bo nie miałem zamiaru w tym grzebać,
jak na złość zauważyłem coś białego. Przekląłem pod nosem. Rozejrzałem się. Nie
było wokół żadnego badyla, którym mógłbym sobie pomóc. Zacisnąłem zęby i
wsadziłem ręce do krzewów, które od razu poraniły moje ręce. Pomyślałem, że im
szybciej tym mniej się nacierpię. Zagłębiłem ręce jeszcze bardziej zarysowując kolcami. Syknąłem z bólu, ale złapałem to co leżało na dnie.
Wyciągnąłem ręce i spojrzałem na obrażenia. Moje ręce były w czerwonych ryskach
aż do łokci, a w dwóch miejscach drobno krwawiły. Spojrzałem na to co trzymałem
w ręce i opadła mi szczęka. Chciałem pobiec do Larry i pochwalić jej się swoim ważnym
odnaleziskiem. Jednak szybko się wróciłem, bo wpadłem na mały pomysł.
Podwinąłem bardziej rękawy od koszuli żeby zobaczyła jak bardzo się przy tym
nacierpiałem. Pozwoliłem sobie też urwać jedną różę. Myślę, że Sullivan nie
będzie zły, że zbezcześciłem jego krzaczek. Wsadziłem sobie jej łodygę w zęby i
tak postanowiłem do niej pójść.
Kiedy
ją znalazłem, pochylała się nad jakąś grządką. Po tym jak mnie zauważyła,
wyprostowała się uśmiechnięta od ucha do ucha. A ja byłem z siebie wtedy taki
zadowolony widząc jej wyraz twarzy. Podszedłem do niej i oczekiwałem jakiejś
miłej reakcji.
-
No widzę, że jednak coś ciekawego znalazłeś.- jak gdyby nic, wyrwała mi z ręki
to co tam ściskałem, a mnie wryło. Nie tego się spodziewałem. Zawiedziony, z
marzeniami zmieszanymi z błotem w jednej chwili, wyjąłem róże z ust i rzuciłem
w kąt. Zaciągnąłem również rękawy od koszuli. Nawet tego nie skomentowała. Była
zbyt bardzo zajęta tą fotografią.
-
Nie ma za co.- wywróciłem oczami.
-
Ale przecież to…- nie mogła oderwać oczu od zdjęcia, na którym znajduje się
Amanda i Kayden siedzący razem na fontannie.- To ważny dowód. Dobra robota.-
uśmiechnęła się, a następnie wyminęła mnie. Dogoniłem ją. Byłem zły. Chciałem
siedzieć cicho, ale to nie było w moim stylu.
-
Dobra robota? Dobra robota?! Przyjrzyj mi się na jakie poświęcenie byłem dla
ciebie zdolny!- pomachałem jej przed twarzą podrapanymi rękami.
-
Weź się uspokój. Taka praca.- wzruszyła ramionami.
-
No to może tak dostanę całusa na pocieszenie?
-
Hahaha. – zaśmiała się.- Idź się lepiej zajmij swoimi rękami.- weszliśmy do
domu.
-
Wiesz co? Ty faktycznie serca nie masz.- opuściłem głowę i się zamyśliłem.
Nagle z kimś się zderzyłem.
-
Przepraszam!- powiedział Henderson zbierając z podłogi koszulę. Byłem nadzwyczaj
zdumiony, tak samo jak moja partnerka. Mężczyzna zbierał z ziemi ubrania do
kosza na pranie.
-
Nic się nie stało…?- odpowiedziałem, ale chyba raczej zabrzmiało to jak
pytanie.
-
Powinienem patrzeć pod nogi.- machnął ręką lekko zdenerwowany. W sumie to też
była po części moja wina, ale już nie chciałem się przyznawać. Henderson
wyminął mnie i poszedł w kierunku pralni pospiesznie, a Larra rozłożyła ręce z
miną Co ty wyprawiasz? Wywróciła
oczami jakby robiła łaskę, że robi to za mnie.
-
Logan!- zawołała go.
-
Tak?- odwrócił głowę niepewnie.
-
Proszę cię, wróć się i pokaż co masz w tym koszu.- poprosiła stanowczo, a ja
plułem sobie w brodę, że sam tego nie zrobiłem. Nie umiałem nawet tego
wytłumaczyć dlaczego mi to tak łatwo przeszło koło nosa...
* Palnęłam na PPP pomyłkę, ponieważ ten rozdział opublikowany jest punktualnie, a chodzi mi o następny, więc sorka. No jak widzicie jednak Kendall uratował sytuację. Czy poświęcenie Layne'a się opłaciło? Czy Logan coś ukrywa w koszu na pranie? Zobaczycie w kolejny piątek :*
* Palnęłam na PPP pomyłkę, ponieważ ten rozdział opublikowany jest punktualnie, a chodzi mi o następny, więc sorka. No jak widzicie jednak Kendall uratował sytuację. Czy poświęcenie Layne'a się opłaciło? Czy Logan coś ukrywa w koszu na pranie? Zobaczycie w kolejny piątek :*
Biedny ja, tzn. Chris. Tak się poświęcił a Larra ma to w dupie. Chyba zacznę ją nazywać "Panna Skamielina". Skoro w różach było zdjęcie Kaydena i Amandy, to to oznacza, że Carlos staje się głównym podejrzanym? I po kiego grzyba Pannie Skamielinie sprawdzać zawartość kosza na pranie Logana? Albo jestem tak i pijany i tego nie kumam, albo żeby to skumać trzeba przeczytać kolejny rozdział. :) Te pojednania Carlosa i Kendalla z ogrodnikiem były takie awww :D
OdpowiedzUsuńCudowna notka :***
Kayden uratowany, Kendallowi wybaczył no i Carlosowi... widać nie chowa długo urazy. Ta scena Layne'a z różą była taka słodka. Szkoda, że niedoceniona. Sorry, ale Larra to zimna bicz :) Logan...co ty znów kombinujesz? Może przenosi martwe zwuerze? Jestem ciekawa dalszego ciągu ^^
OdpowiedzUsuńDobrze, że Kendall uratował Kayden'a. I cieszę się, że go przeprosił :)
OdpowiedzUsuńAhhh Chris. Współczuję. Fakt Larra kiepsko się zachowała. Facet stara się dla niej, a ona nic. Widać, że śladów jest coraz więcej ;) I jestem ciekawa co takiego wygrzebią w koszu u Logana???
Czekam na nn :*********
Pozdrawiam Stelss :***********
Ps. Zapraszam na kolejny rozdział :)
na początku była fajna akcja z tym inhalatorem + kazanie w pakiecie. Przeprosiny gratis, które też ciekawie wyszły. Mam ochotę rąbnąć Christophera przez łeb. Jednak jest to fizycznie niemożliwe i bardzo tego żałuję. Jak Larra zaczęła gadać o tej zgniecionej trawie, zaczęłam ją nazywać "Aragornem w staniku". Bez urazy, ale z tego poświęcenia miałam bekę. Widać, Christopher ma obsesję na punkcie pielęgnacji dłoni (w mocno wyolbrzymionym znaczeniu). Nie wiem, czy Logan coś chowa w tym koszu. Równie dobrze może robić u kumpla pranie, bo jemu np. zepsuła się pralka. No i tu słowa mi się kończą, I jak palnęłaś na PPP? Ja tam nic nie widzę. No cóż... Rozdział świetny! Czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHaha Ty masz bekę z Layne'a, a jaz tego komentarza :D "Aragorn w staniku" o jacie :D Ta scena w ogrodzie dla innych jest zabawna dla innych nie...dla mnie w sumie też jest zabawna :) A na PPP pomyliłam się, bo napisałam, że ten rozdział może być opublikowany później z racji tego, że wyjeżdżam za granicę a chodziło mi o kolejny ;)
UsuńWybacz, dzisiaj przez pół dnia miałam głupawkę, a to znaczy, że wszystko było dnia śmieszne.
UsuńCzy Chris ma obsesję na punkcie dbania o rąk? Nie wywnioskowałam tak z przeczytania. Skrzywiłam się lekko gdy wsadzał tam ręce. Larcia nie doceniła, ale jest jeden pozytyw. Zdobyta poszlaka. Uwielbiam tego bloga. Ciekawe co z Loganem. Do zobaczenia tutaj za tydzień ;* See ya, K.C.
OdpowiedzUsuńNo nie. Chris się stara rani ręce, naraża się Ogrodnikowi ;D. A Larra nic ;). Ech. Ale na szczęście mają już jakiś ślad i to jest bardzo pozytywne :). Strasznie mnie zastanawia, co Logan ukrywa w tym koszu.. :). Czekam na następny odcinek ;D.
OdpowiedzUsuńNo proszę, czyli jednak ktoś się przeprosił :) Oj, astma to nieciekawa choroba, ale tu Kendall wykazał się charakterem i chwała mu za to. A Logan??? Co ty stary kombinujesz??? Czekam na cd, Ciri
OdpowiedzUsuńbig-time-rush-ciri.blog.onet.pl